Przedstawione w „Rzeczpospolitej” informacje o rozmiarach kredytu, jaki Polska musi zaciągnąć na opłacenie zamawianego w Korei Południowej sprzętu wojskowego, są porażające. Przypomnijmy: w sumie, jeśli podliczyć kredyt już zaciągnięty oraz ten, o który teraz stara się Polska, według informacji „The Korea Times” suma sięga już 100 mld złotych. Czyli ponad 15 proc. dochodów rocznego polskiego budżetu. A to początkowy koszt netto dotyczący tylko sprzętu z Korei.
Trudno negować potrzebę zmodernizowania polskiego wojska, choć można mieć pytania co do tempa. Zostało ono podyktowane rosyjską agresją na Ukrainę, ale też szybkim oddawaniem polskiego sprzętu Kijowowi. W tym takiego, który miał przed sobą jeszcze kilka lub więcej lat funkcjonowania, a więc można było rozłożyć przezbrajanie armii na dłuższy okres. Nie ma wątpliwości, że modernizacja jest konieczna. Chyba nikt poważny tego nie kwestionuje.
Czytaj więcej
Aż 100 mld zł ma wynieść kredyt zaciągany przez ministra Mariusza Błaszczaka na zakupy broni w Korei Południowej. Finansowania nie wyklucza NBP. O około 30 proc. będą natomiast droższe kontrakty zbrojeniowe realizowane przez polskie firmy.
Nie sposób jednak pogodzić się z tym, w jaki sposób do finansowania tej operacji podchodzi władza. Zadziwiające jest, że o kosztach zakupów sprzętu w Korei polska opinia publiczna musi się dowiadywać między innymi z koreańskiej gazety. Skala tych wydatków powinna zostać jasno przez rząd określona i zakomunikowana obywatelom.
Nie ma także żadnej strategii finansowej poza radykalnym powiększeniem długu publicznego. PiS stworzył bardzo groźny projekt zmiany konstytucji, zakładający – po pierwsze – faktyczną konfiskatę majątków pod pretekstem czysto teoretycznego i domniemanego wspierania agresora, walczącego z państwem trzecim, i po drugie – zniesienie konstytucyjnego limitu zadłużenia (60 proc. rocznego PKB) dla wydatków związanych z obronnością. Co jest przecież nadzwyczaj pojemną kategorią.