Jerzy Kornowicz: Nie róbmy kłótni o kęsy ze stołu

Kultura w Polsce wymaga większych środków i lepszych kryteriów podziału.

Publikacja: 05.04.2023 03:00

Jerzy Kornowicz (na zdjęciu) jest dyrektorem festiwalu Warszawska Jesień

Jerzy Kornowicz (na zdjęciu) jest dyrektorem festiwalu Warszawska Jesień

Foto: PAP/Leszek Szymański

Kilka sformułowań użytych przez red. Łukasza Warzechę w felietonie „Jak zgasić zapał entuzjastów” opublikowanym w „Rzeczpospolitej” 29 marca, zdecydowane nie jest, pomimo zapewnień, „pro publico bono”. Nie jest albo z rozmysłu, albo z niewiedzy. Pozwalam sobie zatem na kilka słów komentarza.

Festiwal Warszawska Jesień nie jest „molochem”, ale jednym z największych festiwali nowej muzyki na świecie. W tym roku będzie miał swoją 66. edycję. Festiwal jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich znaków kulturowych.

Czytaj więcej

Łukasz Warzecha: Jak zgasić zapał entuzjastów

Warszawska Jesień nie jest „instytucją” w sensie prawnym i w niczym nie przypomina kojarzącego się z tym określeniem gmachem z wieloma pokojami, portierami i kierowcami. Jeśli jest instytucją, to przez kulturową pozycję i siłę oddziaływania wypracowane przez dekady. Biuro festiwalu liczy sobie czterech pracowników, wśród nich kierowców brak. Wszystkie znoje właściwe inicjatywie pozarządowej są Jesieni dobrze znane.

Warszawska Jesień nie „załapała się na dotację”, tylko ją ma z programu „Muzyka” od lat w wysokości kwotowo stabilnej, choć malejącej. Trzy najbliższe edycje Warszawskiej Jesieni mają mieć w latach 2023–2025 po 1300 tys. zł. rocznie. Na trzy poprzednie z programu „Muzyka” festiwal otrzymywał po 1350 tys. rocznie, jeszcze trzy edycje wstecz (2017–2019) – po 1500 tys. rocznie. Koszt dużego festiwalu muzycznego w Polsce zawiera się pomiędzy 3 a 6 mln zł. Za granicą wielokrotnie więcej. Są to kwoty, do których Warszawska Jesień jedynie się niekiedy zbliża – od dołu. Duże festiwale są organizowane w Polsce przez instytucje państwowe, rzadziej samorządowe. Tylko kilka jest organizowanych przez podmioty pozarządowe.

Narastają nierówności sektorów w kulturze. Jest faktem recentralizacja ustroju kultury. Na własne życzenie różnych podmiotów, które wolą rezygnować z części autonomii dla przewidywalności dopływu funduszy jako instytucji państwowej lub współprowadzonej. Jest to proces obosieczny. Prędzej czy później źle wpłynie na charakter dzieł będących w obiegu kulturowym, na skomunikowanie z odbiorcami. Logika słów red. Warzechy wiedzie ku upaństwowieniu tych nielicznych pozarządowych dużych przedsięwzięć artystycznych. Lub ich destrukcji.

Figura Polski jako „państwa z tektury i papy” z powodu dotacji dla Warszawskiej Jesieni i ich braku dla inicjatyw „prywatnie” przez red. Warzechę cenionych, pozwala sądzić, że państwo pozbawione przywar byłoby miejscem bez sztuki nowej (dotacji nie dostały też takie festiwale muzyki współczesnej jak Sacrum Profanum, Ad Libitum i wiele innych), rozbrzmiewałoby muzyką dawną, bez dużych festiwali pozarządowych – te zarezerwowane byłyby dla sektora państwowego, z inicjatywami dotowanych po równo bez względu na dorobek i złożoność wydarzenia.

Logika słów red. Warzechy wiedzie ku upaństwowieniu tych nielicznych pozarządowych dużych przedsięwzięć artystycznych. Lub ich destrukcji.

Taką poetyką red. Warzecha oddala możliwość korekty rzeczywistych niedomogów programu „Muzyka” leżących mniej w jednostkowych decyzjach (choć także), bardziej w cechach systemowych. Mógłby red. Warzecha wiedzieć o „przegrzewaniu się” zasilania tego programu z gier losowych w rezultacie dołączania rosnącej ilości inicjatyw do sfinansowania. Mógłby zauważyć rozbieżności pomiędzy opinią ekspertów, a „punktami strategicznymi” przyznawanymi przez MKiDN, w których wyniku przesuwały się w górę inicjatywy o mniejszej „przewidywalności artystycznej”, „opadały” zaś poza sferę wsparcia inicjatywy sprawdzone. Można by się też zastanawiać nad tym, czy jest sensowne, aby w jednym programie „konkurowały” inicjatywy duże – o randze międzynarodowej, z cennymi artystycznie inicjatywami mniejszych rozmiarów.

Tekst red. Warzechy podtrzymuje postawy typowe dla polskich środowisk kultury: kłótnie o kęsy ze stołu, w miejsce wspólnych zabiegów o przyrost środków na kulturę i lepsze kryteria ich podziału. Od znawcy muzyki oczekiwałbym pogłębionej diagnozy i remedium, a nie zbyt jednostronnej „prywaty”, epitetów i kuksańców – na ślepo i głucho.

Jerzy Kornowicz

Autor jest dyrektorem festiwalu Warszawska Jesień

Kilka sformułowań użytych przez red. Łukasza Warzechę w felietonie „Jak zgasić zapał entuzjastów” opublikowanym w „Rzeczpospolitej” 29 marca, zdecydowane nie jest, pomimo zapewnień, „pro publico bono”. Nie jest albo z rozmysłu, albo z niewiedzy. Pozwalam sobie zatem na kilka słów komentarza.

Festiwal Warszawska Jesień nie jest „molochem”, ale jednym z największych festiwali nowej muzyki na świecie. W tym roku będzie miał swoją 66. edycję. Festiwal jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich znaków kulturowych.

Pozostało 88% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki