Pozornie wszystko tu układa się logicznie i jasno. Grzegorz W. Kołodko bez trudu dowodzi, że wojna jest bez sensu; zostaje więc pytanie, skoro tak, to dlaczego do niej doszło? Może w przypadku tej i innych wojen nie chodzi wyłącznie o kategorie logiki i pragmatyzmu. Może o coś więcej? I tu autor zaczyna stąpać po grząskim gruncie. Od razu zastrzegam, G.W. Kołodko nie wpada w żaden relatywizm. Nie ma wątpliwości, kto jest sprawcą tej „nikczemnej”, wywołanej przez Kreml wojny. Kto ponosi winę za zbrodnie i kto powinien ponieść odpowiedzialność. Niemniej momentami – przynajmniej z mojej perspektywy – sytuuje się niebezpiecznie blisko politycznych realistów w typie Kissingera czy Mearsheimera, którzy dowodzą, że Ukraina i świat zachodni nie powinni igrać z imperialną Rosją. Bo każde imperium ma swoje twarde racje, które winny być rozumiane i honorowane zarówno przez państwa satelickie, jak i geopolitycznych konkurentów. Co więcej, to myślenie prowokuje ich do sugestii, by wojnę na Ukrainie skończyć możliwie najszybciej i kosztem ustępstw terytorialnych wobec Kremla. W istocie, łatwo takie tezy wygłaszać w Davos czy z perspektywy katedry uniwersyteckiej w Chicago. Gorzej, gdy o trwaniu czy końcu wojny decyduje zbiorowa emocja kilkudziesięciomilionowego narodu. Tu – mam wrażenie – realiści, a za nimi autor „Wojny i pokoju”, proponują kilka przynajmniej kontrowersyjnych tez. Po pierwsze zakładają, że wojna w Ukrainie to żadna desperacka obrona zagrożonego narodu, tylko tzw. proxy war (wojna zastępcza) między Rosją i Zachodem rozgrywana w jakiś dziwny sposób ponad głowami Ukraińców. Z tej perspektywy ci ostatni ponoszą tylko straty, na koszt różnorakich, w tym głównie amerykańskiego – lobby wojskowych. Jest to z jednej strony trudne do udowodnienia, z drugiej – poniżające dla Ukraińców, gdyż redukuje się ich bohaterską obronę ojczyzny do nieświadomego uczestniczenia w globalnej grze interesów, a ich kraj do bezwolnego obiektu w światowej strategii militarystów.
Czy Rosja jest przewidywalna
Kolejne założenie jest równie nieweryfikowalne. Realiści, a z nimi autor „Wojny i pokoju”, zakładają, że Zachód ma interes w tym, by ta wojna trwała jak najdłużej. Cóż, tu już wchodzimy w sferę publicystyki. Można oczywiście wierzyć w taki scenariusz, można go udowadniać, ale nie ma (G.W. Kołodko w książce nie przedstawia żadnego) dowodu na to, że tak w istocie jest. Innym błędem jest założenie, że Rosja jest normalnym przewidywalnym krajem, który mimo oczywistych ( i uzasadnionych) interesów utrzymania swojej strefy satelickiej nie przejawia chęci ataku na sąsiedzkie kraje: „Ani NATO nie planuje najazdu na Rosję, ani Rosja nie zamierza napadać na inne kraje regionu, zwłaszcza Polski” – pisze Grzegorz W. Kołodko, krytykując rozpędzający się w Europie wyścig zbrojeń. I znów wypadałoby zapytać: skąd autor to wie? Przecież agresja na Ukrainę z perspektywy logiki czy racjonalności też wydaje się absurdalna. A jednak do niej doszło. Ktoś (wiadomo kto) podjął decyzję wbrew interesowi swojego kraju i wbrew rozumowi. Czyżbyśmy mieli jakiś realny dowód, że sytuacja na pewno się nie powtórzy? Takiego dowodu nie ma; a kontrolowana przez Kreml propaganda co rusz serwuje kolejne scenariusze ataku na Polskę czy inne kraje NATO. Tych pytań o autorską ocenę Rosji można zadać więcej. Grzegorz W. Kołodko twierdzi na przykład z pełnym przekonaniem, że sankcje (a i wojna per se) wzmacniają wśród Rosjan poparcie dla Putina, bo na to wskazują… badania opinii publicznej. Cóż, można by powiedzieć z pewną zgryźliwością, że w Korei Północnej reżim Kima popiera według badań 130 procent ankietowanych. W Iranie ajatollahów z pewnością 100 procent. U Kaddafiego było podobnie. Przynajmniej do momentu, kiedy osobiście nie przekonał się, a z nim cały świat, czym jest prawdziwy gniew ludu. Piszę o tych kontrowersyjnych założeniach dlatego, że i u realistów w typie Mearsheimera, i u G.W. Kołodki przekładają się na ultymatywne wnioski. Jednym z nich jest kwestionowanie sensu dozbrajania Ukrainy, które rzekomo tylko przysparza bólu i cierpienia całemu narodowi. Znów wypada spytać: co by się stało z tym narodem, gdyby nie miał czym się bronić? Zapewne wojskowi Putina po przejęciu kontroli nad Kijowem rozdaliby Ukraińcom medale i paszporty, a dzieciom cukierki. Tyle że nikt w to nie wierzy.
Traktat antypsychologiczny
I w tym momencie mam z książką G.W. Kołodki największy problem. Patrzy bowiem na wojnę na wschodzie głównie od strony statystyk, racjonalnych i pewnie post factum słusznych ocen. Nawołuje do jej przerwania, bo ta przynosi tylko szkody. To prawda, tyle że ta wojna to także walka o życie i wolność narodu, którego samego istnienia Kreml nie chce zaakceptować.
Grzegorz Kołodko o Gorbaczowie: Globalny mąż stanu
Jeśli trzeba by wskazać jedną tylko osobę na świecie, która za naszego życia w największym stopniu przyczyniła się do zmiany globalnego geopolitycznego układu na lepsze, to jest nią właśnie Michaił Gorbaczow – pisze ekonomista.
Porażka w tej wojnie oznaczałaby dla Ukrainy nie tylko utratę niepodległości, ale bez wątpienia również postępujący proces wynarodowiania i niszczenia tkanki społecznej. Raz już tego Moskwa próbowała, z tragicznymi milionami ofiar „hołodomoru” w latach 30. minionego stulecia. Otóż, i tu zdanie może najważniejsze: Rosja to nie tylko ojczyzna Czajkowskiego, Puszkina i Dostojewskiego. Sanktuarium myśli i sztuki zdeponowanej w Galerii Trietiakowskiej i Ermitażu, tylko państwo bandyckie, stosujące najgorsze praktyki terrorystyczne. Jeśli ktoś w Ukrainie tego nie wiedział, to zobaczył po tym, jak Rosjanie odeszli z Buczy czy z Irpienia, Mariupola i Chersonia. Nazwy tych miast i tych miejsc zbrodni w „Wojnie i pokoju” nie padają. A to właśnie Bucza i Irpień dla tej wojny obronnej mają najgłębsze psychologiczne znaczenie. To one dyktują zasady ukraińskiej emocji zbiorowej, która każe bronić się i walczyć ze śmiertelnym zagrożeniem. Jak w tej sytuacji namawiać Kijów do pertraktacji z Rosją? Jak przekonywać do zawarcia rozejmu czy trwałego pokoju? Ten pewnie kiedyś się wydarzy, ale na pewno nie teraz, kiedy Ukraińcy wciąż mają głębokie poczucie strat (w tym terytorialnych) i przekonanie o własnej racji moralnej. Kilka dni temu na łamach „Rz” doradca szefa Kancelarii Prezydenta Ukrainy ds. komunikacji strategicznej w dziedzinie bezpieczeństwa narodowego i obrony Ołeksij Arestowycz mówił, że: „Ukraińcy zmietliby polityka, który poszedłby na układy z Rosjanami. Biuro prezydenta podpalono by po 20 minutach”.
Przegrana Moskwy jest wyobrażalna
Taka jest psychologia tego narodu. I dlatego ta absurdalna wojna trwa. A pokój, choć racjonalny i konieczny, wciąż jest daleko. Osobiście też wierzę, że jego perspektywa jest nieodległa i po stronie międzynarodowej opinii publicznej trzeba dołożyć wszystkich starań, by doszło do zawieszenia broni, a dalej, do pokojowego współistnienia obu państwowości, ukraińskiej i rosyjskiej. Wtedy wizja G.W. Kołodki o dwóch współegzystujących z sobą blokach państw: euroatlantyckiego bloku liberalnej demokracji i euroazjatyckiego bloku autorytarnego – mogłaby się sprawdzić. Nie można jednak wykluczyć także innego scenariusza. Że przeciągająca się wojna w Ukrainie, osłabiająca Kijów, będzie zarazem finałem pewnego projektu politycznego podjętego jeszcze przez Romanowów, kontynuowanego przez bolszewików i przejętego przez Putina. Znamy ten projekt jako Rosję w jej obecnym kształcie etnicznym i terytorialnym. Niemniej nigdzie, w żadnym dekalogu nie zapisano, że taka Rosja ma trwać w nieskończoność. Imperia padały. Mam wrażenie, że wojna Putina jest ścieżką w przepaść. Bardziej dla Rosji niż dla świata.