Ze wszystkich analiz, jakie znam, wynika, że Francuzi i Holendrzy w referendach tak naprawdę nie odpowiadali na zadane im pytanie. Chcieli wyrazić swoją niechęć wobec rządów. W wypadku referendum irlandzkiego kluczowe było zaś zetknięcie się potężnej kampanii antyeuropejskiej, w którą zaangażowane były wielkie środki, z dosyć słabą kampanią pozytywną. Najważniejsze jest jednak to, że popełniony został poważny błąd. Europejczycy w żaden sposób nie zostali zaangażowani w procesy, jakie zachodzą w instytucjach europejskich. W efekcie ze strony obywateli mamy do czynienia z niewiedzą albo z obojętnością. A przecież decyzje podejmowane w Brukseli dotyczą życia codziennego pół miliarda ludzi.
Panie profesorze, ale po co Polsce ten traktat? Jego fiasko oznacza, że nadal będzie obowiązywała korzystna dla nas Nicea.
Nasz głos w sytuacji, gdy obowiązuje traktat nicejski, będzie silniejszy statystycznie, ale nie będzie silniejszy realnie. A co najważniejsze, w sytuacji gdy nic się nie zmieni, tracimy niemal wszystkie nadzieje, jakie wiążemy z Unią. Nasze najważniejsze propozycje i koncepcje bez traktatu lizbońskiego będą niemożliwe do zrealizowania. Tych kilka głosów więcej w przełożeniu na realną politykę nie ma żadnego znaczenia. W Unii głos jednego państwa, nawet Niemiec czy Francji, właściwie się nie liczy. Interesy realizuje się tam przez tworzenie doraźnych koalicji i pozyskiwanie innych krajów w zależności od potrzeb. To jest właściwa strategia działania wewnątrz Wspólnoty Europejskiej.
Mówi pan o polskich koncepcjach, jakich nie da się zrealizować bez Lizbony. O jakie sprawy chodzi?
Trzeba się liczyć z tym, że w powstałej sytuacji kraje, które zainicjowały ideę europejską, będą zmierzały do stworzenia „Europy wielu prędkości”. To zaś może położyć kres europejskiej solidarności. A więc zniweczyć nasze zamierzenia dotyczące wspólnej polityki energetycznej, wspólnej polityki zagranicznej czy dalszego rozszerzenia Unii na Wschód, z Ukrainą na czele. Byłoby więc dobrze, gdyby ta część polskich mediów, która dołączyła do antyeuropejskiej kampanii i demonstracyjnie wyrażała radość z irlandzkiego fiaska, wzięła pod uwagę również nasze dalekosiężne interesy.
Ale czy rzeczywiście potrzebna jest głębsza integracja, żeby to wszystko zrealizować? Są jeszcze inne pomysły na przyszłość wspólnej Europy.