Piątkowa decyzja polskiej prokuratury dotycząca śledztwa smoleńskiego niesie ze sobą duży ładunek polityczny – i na krajowej scenie, i w relacjach z Rosją. Prokuratura na podstawie ekspertyzy zespołu biegłych za bezpośrednią przyczynę katastrofy uznała „niewłaściwe działanie załogi, polegające na zniżaniu samolotu przez dowódcę statku powietrznego poniżej własnych warunków minimalnych do lądowania i niewydanie komendy odejścia na drugie zajście". A zatem uważa, że głównymi odpowiedzialnymi za katastrofę są piloci. Prokuratorzy wojskowi poszli w tej kwestii znacznie dalej niż rządowa komisja badająca katastrofę, kierowana przez szefa MSWiA Jerzego Millera.
Było pewne, że takie decyzje prokuratury wywołają ostrą reakcję PiS, bo ta partia konsekwentnie sprzeciwia się obciążaniu pilotów odpowiedzialnością za katastrofę. To było ryzyko dla kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy, w której Smoleńsk był tematem tabu. Duda unika wypowiedzi na temat okoliczności katastrofy, bo wie, że mogłyby one doprowadzić do polaryzacji wśród wyborców, na której skorzysta prezydent Bronisław Komorowski.
Oczywiście, głos zabrał niezmordowany Antoni Macierewicz. Ale Duda – podobnie zresztą jak Jarosław Kaczyński – komentarza zręcznie uniknął. W dniu konferencji prokuratury kandydat PiS wyjechał na Słowację, żeby postraszyć Polaków rosnącymi cenami po przyjęciu euro przez naszych południowych sąsiadów.
Duda jednak od Smoleńska nie ucieknie. Ponieważ Macierewicz rytualnie zapowiedział, że w rocznicę katastrofy zaprezentuje swój kolejny raport, będzie to mieć duże konsekwencje dla kampanii kandydata PiS. W telewizji Trwam Macierewicz stwierdził już jasno, jaka jest jego teza – w Smoleńsku Rosjanie dokonali zamachu na prezydenta. W dodatku w przeddzień rocznicy ukaże się książka niemieckiego dziennikarza śledczego Jürgena Rotha, który już sugeruje, że ma dostęp do informacji niemieckiego wywiadu wskazujących na to, że w Smoleńsku doszło do zamachu.
Smoleńsk jest dla Dudy delikatną politycznie kwestią. Po pierwsze, w momencie katastrofy był bliskim współpracownikiem Lecha Kaczyńskiego i pod lotniskiem Siewierny stracił wielu przyjaciół z Kancelarii Prezydenta. Po drugie, w młodszym pokoleniu polityków PiS jest jednym z niewielu, którzy dopuszczają, że mogło dojść do zamachu. Nawet jeśli Duda będzie wciąż unikał wypowiedzi dotyczących Smoleńska, wypomni mu to Platforma.
Prokuratura, obciążając pilotów, zapowiedziała jednocześnie, że chce postawić zarzuty dwóm rosyjskim kontrolerom, którzy nie zamknęli lotniska i łamali procedury, sprowadzając prezydenckiego tupolewa na ziemię. Wygląda to na polityczny gest pod adresem PiS, bo w tej partii – poza silnym lobby zamachowym – jest spora grupa polityków obwiniających o katastrofę właśnie rosyjskich kontrolerów. Tyle że postawienie zarzutów Rosjanom rozpatrywane było od co najmniej trzech lat i ma niewiele wspólnego z polityką.