Zastanawiamy się nad złożeniem do sądu rejestrowego wniosku o wprowadzenie kuratora w PZHL, podobnie jak o likwidację Polskiego Związku Curlingu. Wniosek o kuratora to jednak ostateczność, bo znamy ten mechanizm. Kibicom i niektórym dziennikarzom wydaje się, że kurator to jest magiczny menedżer, który zostaje wprowadzony rękoma ministra, dzięki czemu znikną długi, uzdrowi się związek, problemy automatycznie zostaną rozwiązane. Tymczasem kurator to jest osoba, która ma za zadanie wyłącznie doprowadzenie do nowych wyborów. Wystarczy, że minister postraszy kuratorem, a już związek w odpowiedzi ustala termin walnego zgromadzenia za kilka miesięcy i jeszcze zanim sąd wniosek rozpatrzy, to już jest po wyborach – wniosek staje się bezpodstawny i sąd go odrzuca. I tak się z nami bawią...
Pańskie inicjatywy zmierzające do poprawy materialnej sytuacji młodych zawodników z pominięciem związków sportowych wynikają z braku zaufania do nich?
Po części tak. Ale przede wszystkim z moich doświadczeń jako sportowca. Wiem, jak wygląda sytuacja setek małych klubów w Polsce, dla których 10 czy 15 tys. zł to dużo. A jeśli one już drugi lub trzeci raz biorą udział w ministerialnym programie „Klub", to mają za co lepiej funkcjonować, kupić sprzęt, wysłać zawodników na obóz. Zwłaszcza jeśli połączą te pieniądze z materialną pomocą samorządów, znajdą sponsorów itp. Program „Klub" to jest takie sportowe 500+. Powinien funkcjonować przez lata. Do tego jest wiele innych projektów – jak choćby SKS.
Bez spółek Skarbu Państwa pańskie pomysły pozostałyby na papierze.
Usiedliśmy do stołu z kilkoma prezesami SSP, przedstawiłem pomysły, spodobały się, a w ślad za tym poszły pieniądze. Dzięki temu wspólnie z Orlenem, Lotosem, Totalizatorem Sportowym, Energą, PGE, KGHM oraz innymi spółkami tworzymy indywidualny sponsoring sportowców. To wynika z normalnej ludzkiej współpracy, do której nikt nikogo nie zmusza. Program „Team 100" finansowany przez Polską Fundację Narodową ze środków spółek Skarbu Państwa to strzał w dziesiątkę. Mamy w nim 250 sportowców. Obawiałem się, jak ci młodzi ludzie będą wydawać pieniądze, czy nie będzie jeszcze większych problemów niż ze związkami sportowymi. Efekty przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Oni inwestują w swoje kariery: płacą za wynajmowane mieszkania, żeby być bliżej ośrodków treningowych, za fizjoterapeutów, dodatkowe zgrupowania, transport na trening. Zdarzyły się ze dwa przypadki – powstrzymane, że przykładowo ktoś chciał sobie kupić samochód.
Samoświadomość sportowców wyprzedziła świadomość niektórych prezesów?