Szymon Kluka to hodowca trzody chlewnej z Grodziska (woj. łódzkie) w gospodarstwie odziedziczonym po ojcu w 2006 roku. Jak opisuje serwis Topagrar.pl, na początku utrzymywał 10 sztuk bydła i 120 świń, ale potem podjął decyzję o rozbudowie chlewni na 360 sztuk. Otrzymał stosowne pozwolenia, ale gdy tylko ruszył z budową zaczęły się problemy. Od 2011 r walczy o sąsiadami którzy sprowadzili się na wieś z miasta.
- Próbowali unieważnić pozwolenie na budowę tuczarni. Trudno mi było to zrozumieć, zwłaszcza że poprzednia chlewnia stała w znacznie bliższej odległości od ich siedliska. Poza tym przez długi czas nieopodal nich leżała pryzma obornika. I wtedy im to nie przeszkadzało. Mieliśmy dobre stosunki. Użyczyłem im prąd na budowę domu, razem graliśmy w piłkę, mieliśmy dzieci w podobnym wieku. I nagle, zupełnie nie wiem dlaczego, postanowili zniszczyć moje gospodarstwo – twierdził Szymon Kluka na wczorajszej konferencji zorganizowanej przez rolników z Ogólnopolskiego Oddolnego Protestu Rolników.
Odór z chlewni sąsiada to immisja
Rolnik wygrał z sąsiadami batalię, która miała unieważnić pozwolenie na budowę, sąd administracyjny uznał, że budynku nie trzeba rozbierać. Jednak wcześniej sąsiedzi złożyli pozew cywilny o odszkodowanie w wysokości prawie 400 tys. zł. Domagali się także ograniczenia hodowli, założenia lepszej wentylacji w chlewni oraz dokonania nasadzeń tuj wzdłuż ich działki.
Czytaj więcej:
W postępowaniu sądowym jeden z biegłych zakwalifikował chlewnię jako nieznacznie uciążliwą. W jego opinii, sąsiedzi mogą odczuwać uciążliwe dla nich zapachy przez maksymalnie 56 dni w roku. Opinie kolejnych biegłych były dla rolnika mniej korzystne.