Zdaniem Ministerstwa Sprawiedliwości przyznanie przez poprzednie władze resortu 224 mln zł z Funduszu Sprawiedliwości, choć budzi wątpliwości etyczne, miało podstawę prawną. Jak mówił minister Adam Bodnar, z uwagi na to, że gros dotacji trafiało do okręgów wyborczych polityków Suwerennej Polski, można się zastanawiać, czy nie mieliśmy do czynienia z nielegalnym finansowaniem kampanii.
Tymczasem wystarczy rzut oka do kodeksu karnego wykonawczego, by przekonać się, że minister Ziobro nie miał prawa wydać rozporządzenia, które pozwalało przyznawać dotacje bez żadnego konkursu, tylko na wniosek np. fundacji. Taki akt wykonawczy jest bowiem sprzeczny z przepisami ustawowymi, regulującymi funkcjonowanie Funduszu Sprawiedliwości. A tym samym sprzeczny z konstytucją.
Czytaj więcej
Zawiadomienie w sprawie Funduszu Sprawiedliwości, przesłane do Krajowego Biura Wyborczego przez ministra sprawiedliwości Adama Bodnara, trafiło do Państwowej Komisji Wyborczej.
Eksperci o dotacjach z Funduszu Sprawiedliwości poza konkursem: „Legislacyjne bezprawie”
Chodzi o sławetny par. 11 rozporządzenia w sprawie Funduszu Sprawiedliwości, obowiązujący od 2017 r. Stanowi on, że w uzasadnionych przypadkach możliwe jest zawarcie, na podstawie wniosku, umowy o powierzenie zadania, które nie jest objęte programem lub naborem wniosków.
Jednak, jak zauważa prof. Andrzej Gomułowicz z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, wydanie rozporządzenia takiej treści stanowi klasyczny przykład bezprawia legislacyjnego. – Co prawda minister sprawiedliwości powołał podstawę prawną, która faktycznie w ustawie istnieje, tyle tylko, że absolutnie nie upoważnia go ona do określenia w rozporządzeniu, że dotacje z funduszu mogą być przyznawane na wniosek z pominięciem konkursu. Mamy więc do czynienia z klasycznym przekroczeniem delegacji ustawowej – twierdzi prof. Gomułowicz. A co za tym idzie, takie działanie jest niezgodne z konstytucją.