Mimo braku poparcia ze strony kilku państw członkowskich, w tym Polski i Węgier, Unia Europejska jako całość w czerwcu tego roku zdecydowała się na ratyfikację Konwencji Stambulskiej o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet i domowej.
Zwolennicy Konwencji od początku podkreślali, że zapewnia ona kompleksowe ramy prawne mające na celu ochronę kobiet przed wszelkimi formami przemocy, w tym przemocą domową, molestowaniem seksualnym, gwałtem, przymusowymi małżeństwami czy okaleczaniem narządów płciowych, zaś jej celem jest zapobieganie, ściganie i eliminowanie przemocy wobec kobiet oraz ochrona ich na poziomie instytucjonalnym.
- To złoty standard, który uznaje przemoc wobec kobiet za naruszenie ich praw podstawowych. Jeśli wszyscy mamy żyć w sprawiedliwej i równej Unii, kobiety i dziewczęta muszą żyć wolne od niepewności, strachu i przemocy – mówiła m.in. komisarz UE ds. równości Helena Dalli.
Z kolei przeciwnicy Konwencji zarzucali jej, że ma charakter ideologiczny, podważa krajowe porządki prawne, a do tego wcale nie jest bardziej skuteczna niż rozwiązania krajowe w tym zakresie. Ten rozdźwięk sprawił, że dokument, choć podpisany przez UE jeszcze w 2017 r., na sześć lat trafił do unijnej zamrażarki.
Wszystko zmieniło się dwa lata temu po orzeczeniu TSUE, który uznał, że do przyjęcia Konwencji nie potrzebna jest jednomyślność, ale poparcie ze strony kwalifikowanej większości państw UE. Za ratyfikacją Konwencji najpierw opowiedział się Parlament Europejski, potem oficjalnie Rada. – To oznacza, że UE jako całość zgadza się na związanie konwencją, a jej państwa członkowskie będą musiały wdrożyć odpowiednie środki – napisała w piątek w oświadczeniu Komisja Europejska. Konwencja Stambulska w UE oficjalnie wchodzi w życie w niedzielę 1 października.