Awaria kanalizacji, przedłużający się remont, a nawet jelitówka – to powody przejścia na naukę online. Mimo że zniesiono niemal wszystkie pandemiczne obostrzenia, niektóre dzieci uczyły się zdalnie w tym roku szkolnym nawet dwa miesiące. Rodzice nie są zadowoleni.
– Po dwóch latach epidemii i szkodliwej edukacji online uczniowie muszą mieć na stałe zapewnioną stacjonarną edukację, opiekę, wychowanie – mówi Adam Mazurek, organizator ruchu Ogólnopolski Strajk Dzieci.
Awaria lub jelitówka
Od początku tego roku szkolnego dyrektor szkoły lub przedszkola ma obowiązek przejść na edukację zdalną, jeśli zajęcia w placówce są zawieszone na dłużej niż dwa dni. Przyczyny zamknięcia szkoły czy przedszkola mogą być różne: zagrożenie bezpieczeństwa uczniów w związku z organizacją i przebiegiem imprez ogólnopolskich lub międzynarodowych, zagrażająca zdrowiu uczniów temperatura na zewnątrz lub w salach lekcyjnych, sytuacja epidemiologiczna, a także inne nadzwyczajne zdarzenia zagrażające bezpieczeństwu lub zdrowiu uczniów. Okazuje się, że dyrektorzy placówek za wystarczającą przyczynę zamknięcia szkoły najczęściej wskazują remont. Z tego powodu uczniowie z Rudy Śląskiej spędzili kolejne dwa miesiące przed monitorami komputerów.
– Szkoła Podstawowa nr 7 im. Adama Mickiewicza w od 2 września do 28 października prowadziła nauczanie z wykorzystaniem technik i metod kształcenia na odległość. Zajęcia prowadzone tradycyjnie zostały zawieszone dla uczniów klas II–VIII ze względu na konieczność przeprowadzenia w budynku szkoły nieplanowanych wcześniej prac remontowych związanych z zabezpieczeniem przeciwpożarowym – wyjaśnia Adam Nowak, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Ruda Śląska.
Uczniowie Zespołu Szkół nr 2 im. Leona Rutkowskiego w Płońsku przez dwa ostatnie tygodnie października uczyli się w domu. W szkole było na to za zimno.