Nie przypominam sobie jednak żadnej żałobnej atmosfery ani tkliwych patriotycznych dyskusji o sensie tej walki. Przy dobrze zakrapianym jedzeniu wspomnienia szybko zamieniały się w wieczór piosenki powstańczej. Szczególnie kiedy na imprezie pojawiali się ciekawi goście. A bywali tu przedwojenni komendanci policji, przyjaciele z BBWR, literaci tacy jak Stefan Wiechecki, a nawet przedwojenni komicy: Ludwik Sempoliński i Kazimierz Krukowski „Lopek”, którego asystentem w TVP był zresztą mój ojciec.
Władysław Jasiński – postać godna powieści historycznej
Ale prawdziwą gwiazdą tych spotkań był brat mojej babci Natalii, wujek Władysław Jasiński – postać godna powieści historycznej. Miał bowiem 16 lat, kiedy przerywając naukę w pińczowskim gimnazjum, zgłosił się na ochotnika do Wojska Polskiego. 25 lipca 1920 r. w szeregach 201. Pułku Piechoty wyruszył na front. Brał udział we wszystkich walkach: od Bitwy Warszawskiej aż do wkroczenia pułku do Wilna. I wrócił do szkoły z odznaczeniami od samego marszałka Piłsudskiego. W 1939 r. walczył w obronie stolicy jako komendant obrony przeciwlotniczej w rejonie cytadeli. Jego działalność konspiracyjna to temat na osobny artykuł.
Czytaj więcej
- Nawet w tak szalonych okolicznościach, jakimi było powstanie, można znaleźć coś trwałego na przyszłość – mówi Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego.
Od 1 sierpnia 1944 r. walczył w powstaniu jako zastępca dowódcy WSOP 1 Rejonu Żoliborz, a następnie zastępca dowódcy 206. plutonu Zgrupowania „Żaglowiec”. Brawurowo dowodził zdobyciem Liceum im. Księcia Józefa Poniatowskiego w Warszawie oraz centrali telefonicznej przy ul. Felińskiego 39, nazywanej małą PAST-ą. 9 października jako ranny trafił do szpitala w Pruszkowie, skąd zdołał uciec do rodzinnego Pińczowa, gdzie walczył dalej w 106. dywizji AK.