Pensje burmistrzów, wójtów, prezydentów ustalane są uchwałą rady miejskiej. Nie ma tu jednak pełnej dowolności – nie mogą przekraczać 12 525 zł brutto. To ok. 8,5 tys. zł na rękę. – Gdyby granicę tę obniżyć o 20 proc., to osoba zarządzająca miliardowym budżetem otrzymywałaby 6 tys. zł netto. To tyle, ile zarabia początkujący informatyk albo dwie kasjerki w markecie – mówi „Rzeczpospolitej" oburzony Marek Wójcik, ekspert Związku Miast Polskich.
Jarosław Kaczyński, prezes PiS, w ubiegłym tygodniu po tym, jak jego partii spadły sondaże z powodu informacji o nagrodach wypłaconych ministrom, zapowiedział nie tylko zwrot nagród przez członków rządu, ale cięcie pensji ministrów, posłów, a także samorządowców. Wśród tych ostatnich wywołało to wściekłość.
– Obniżenie takiego wynagrodzenia nie będzie zachęcać ludzi z wysokimi kwalifikacjami do podejmowania pracy w administracji zarówno rządowej, jak i samorządowej. Jeżeli oczekujemy wiedzy eksperckiej od ludzi, którzy podejmują decyzje kluczowe dla poszczególnych miast i całego państwa, to należy im zapewnić płace na poziomie firm z sektora prywatnego – komentuje Jacek Majchrowski, prezydent Krakowa. – To jest populizm i wykorzystywanie negatywnych emocji, jakie narosły po informacji o nagrodach dla rządu – dodaje.
Z kolei Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania, pyta wprost: – Jaki jest cel takich zapowiedzi? Czy to, żeby do samorządu i parlamentu nie wchodziły osoby kompetentne, radzące sobie w biznesie? Żeby olbrzymimi budżetami samorządowymi zarządzały miernoty, które poza polityką niczym innym się w życiu nie zajmowały?
Niemal po równo
Jacek Majchrowski zarabia obecnie 12 525 – czyli najwyższą dopuszczalną dla samorządowca kwotę. Jego pensja ostatni raz była podnoszona w 2017 r. o 160 zł ze względu na wzrost kwoty bazowej w ustawie budżetowej. – Prezydent co do zasady nie otrzymuje żadnych premii i nagród. Wyjątkiem są nagrody jubileuszowe, ale one wynikają ze stażu pracy– mówi rzeczniczka Krakowa Monika Chylaszek.