Daniel Obajtek w końcu stawił się przed komisją śledczą. Przed wyborami europejskimi był dla niej nieodstępny. Były prezes Orlenu trzykrotnie był wzywany na komisję, ale nie stawiał się na wezwanie. Tłumaczył, że prowadzi kampanię wyborczą do Parlamentu Europejskiego lub że nie został skutecznie zawiadomiony. Cała Polska szukała Obajtka. Wolał zapłacić karę, niż zeznawać.
Obajtek trzy razy nie stawił się na komisję i nie chciał podać adresu zamieszkania
Gdy w końcu były prezes Orlenu stawił się przed obliczem komisji, zapewniał dziennikarzy o swoim szacunku dla niej, chcąc być punktualnym i zarazem unikając odpowiedzi na pytania mediów. Zapraszał na swój briefing prasowy po obradach komisji. W jej trakcie również ogłaszał, że więcej powie na swoim wystąpieniu medialnym niż podczas zeznań, do których przygotował się nietypowo.
Czytaj więcej
Daniel Obajtek, były prezes Orlenu stawił się przed komisją śledcza ds. afery wizowej. - Nie ja powinienem tutaj siedzieć. Orlen ani prezes Orlenu nie zajmowali się imigrantami - oświadczył Obajtek w czasie, przeznaczonym na swobodną wypowiedź.
Na przygotowanych dokumentach europoseł PiS miał fonetycznie zapisane zagraniczne nazwy: „Kąsaltig gmb” i „Ernst Jank”, co miało mu pomóc w poprawnym wymawianiu nazw firm w języku angielskim.
Polityk mówił dużo o swoich zasługach dla Orlenu, sytuacji spółki, przeciwnikach partyjnych oraz oczekiwaniu obniżek cen paliw na państwowych stacjach za rządów Donalda Tuska. Ale już na pytania odpowiadać chętnie nie chciał lub próbował ośmieszać członków komisji, a z posiedzenia zrobić groteskowy teatr.