– Wydaje się, że tym razem wina leży po stronie Prisztiny – stwierdził były szwedzki minister spraw zagranicznych Carl Bildt.
Rozruchy, których głównymi ofiarami padli węgierscy żołnierze z międzynarodowych sił pokojowych KFOR w Kosowie, wybuchły z powodu lokalnych wyborów. Te zaś były bezpośrednim skutkiem porozumień zawartych w marcu między Belgradem a Prisztiną.
Czytaj więcej
Około 25 żołnierzy sił pokojowych NATO zostało rannych w Kosowie w starciach z serbskimi demonstrantami. Prezydent Serbii wprowadził armię w stan najwyższej gotowości bojowej.
Jednak Serbowie mieszkający w Kosowie inaczej je zinterpretowali. Domagali się najpierw rozszerzenia ich autonomii, a dopiero potem wyborów. Premier Kosowa Albin Kurti stwierdził, że będzie odwrotnie, za wszelką cenę postanowił przeprowadzić wybory, co doprowadziło do ich bojkotu przez Serbów. W ten sposób samorządowe władze wybrane w regionach zamieszkałych głównie przez Serbów znalazły się w rękach Kosowian stanowiących mniejszość na północy kraju.
Gdy zaczął się proces ich zaprzysięgania, miejscowi Serbowie wyszli na ulice. – Nie pozwólcie tym nieprawdziwym burmistrzom na to, głosowało na nich po 50 osób – wołał Igor Simić z największej serbskiej partii w Kosowie – Serbskiej Listy.