Kennedy School Uniwersytetu Harvarda, Bank Światowy i Kiloński Instytut Gospodarki Światowej – trzy spośród najbardziej prestiżowych, międzynarodowych instytucji połączyły siły, aby po raz pierwszy zbadać niedocenione do tej pory zjawisko: ratowanie przez chiński reżim państw na skraju bankructwa. Przez długi czas zajmował się tym niemal wyłącznie Międzynarodowy Fundusz Walutowy, w którym decydujący głos ma Ameryka. Jak jednak wynika z opublikowanego we wtorek raportu, tylko w 2021 r. Chiny przekazały na ten cel 40,5 mld dol. – około 40 proc. tego, co w tym czasie wyłożył MFW (68,6 mld dol.).
Od 2000 r. Chiny uruchomiły 128 operacji ratowania państw przed niewypłacalnością o łącznej wartości 240 mld dol. W ostatnim czasie to zjawisko przybrało jednak na sile, skoro tylko w latach 2019–2021 Pekin przeznaczył na ten cel 104 mld dol.
Wśród 22 państw, które postawione pod ścianą sięgnęły po chińską pomoc, można znaleźć: Pakistan, Sri Lankę, Surinam, Mongolię, Laos, Ekwador, Argentynę, Egipt, ale także Ukrainę, Białoruś czy Turcję. Chińczycy wybierają kraje, które albo mają strategiczne położenie, albo dysponują cennymi surowcami.
Jednak często zależność jest dwustronna. „Jeden pas i jedna droga”, wylansowany przez Xi Jinpinga największy projekt rozwoju infrastruktury w historii świata, pochłonął już astronomiczną sumę 838 mld dol. Tyle że wiele z tych projektów sensu nie ma. „Financial Times” podaje przykład wartej 1 mld dol. „drogi donikąd” w Czarnogórze czy tamy w Ekwadorze, w której znaleziono 7 tys. dziur. Ponieważ pieniądze są pożyczane bez niezależnego audytu przez państwowe, chińskie banki, często trafiają do krajów, które nie mają jak zwrócić pożyczek. Chroniąc je przed bankructwem, Chiny ratują więc przy okazji własne pożyczki i własne instytucje finansowe.