Secesja kojarzy się dziś w Europie z manipulowanymi przez Kreml państewkami w Donbasie, co dało początek największej wojnie w Europie od 80 lat. Opinia taka panuje także na drugim końcu kontynentu. Związane z władzami w Barcelonie Centrum Badania Opinii Publicznej (CEO) podaje, że już tylko 40,9 proc. mieszkańców Wspólnoty Autonomicznej chce opuścić królestwo, podczas gdy 52 proc. jest temu przeciwna. Tak złych dla katalońskich nacjonalistów notowań nie było od przeszło 20 lat.
– Ruch niepodległościowy długo rozwijał się na fali kryzysu finansowego w 2012 r., kiedy wielu Katalończyków zrzucało odpowiedzialność za swoje kłopoty na niekompetencję władz w Madrycie. Ale pandemia i wojna w Ukrainie są zupełnie niezależne od rządu hiszpańskiego. Przeciwnie: skłaniają ludzi do ucieczki przed nieznanym, uświadamiają im, jak realna może być wojna – mówi „Rzeczpospolitej” Oriol Bartomeu, wykładowca Uniwersytetu w Barcelonie.
W październiku 2017 r., tuż przed nielegalnym referendum niepodległościowym, ówczesny szef regionalnego rządu Carles Puigdemont miał kontakty z wysłannikami Kremla. Moskwa wspierała rozbicie czwartego co do znaczenia kraju Unii. Jednak dziś nastroje w obozie niepodległościowym są diametralnie odmienne.
Czytaj więcej
Rząd Katalonii będzie starał się uzyskać zgodę władz w Madrycie na przeprowadzenie wiążącego referendum ws. niepodległości regionu - oświadczył szef katalońskiego rządu, Pere Aragones.
– Katalończycy jednoznacznie wspierają Ukrainę. Walczy ona nie tylko o swoją niezależność, ale o naszą demokrację. Jestem za możliwie najszybszym przyjęciem Ukrainy do Unii. Będzie to korzystne tak dla Ukraińców, jak i Wspólnoty – przekonuje Oriol Junqueras, przywódca jednej z dwóch głównych partii niepodległościowych Republikańskiej Lewicy Katalonii (ERC).