- Jest to jedna z opcji, która pozostaje nadal otwarta – oświadczył niedawno prezydent Rumen Radew. To on rozdaje obecnie karty w bułgarskiej polityce przed zapowiedzianymi na 2 października tego roku kolejnymi przedterminowymi wyborami parlamentarnymi. Prezydent ma nadzieję, że wznowienie dostaw rosyjskiego gazu pozwoli złagodzić skutki wrześniowej 19 proc. podwyżki cen gazu. Jak powiedział, najważniejszym zadaniem tymczasowego rządu Gyłyba Donewa jest zapewnienie dostaw gazu oraz ograniczenie inflacji.
Zdaniem rządu sytuacja jest dramatyczna i nie ma innego wyjścia jak negocjacje z Gazpromem. Moskwa jest otwarta na takie rozwiązanie pod warunkiem, że Sofia wyrazi „polityczną wolę”, jak to określiła rosyjska ambasador w Bułgarii. Oczywiście należności za gaz mają być regulowane w rublach. Odmowa spełnienia tego warunku doprowadziła do wstrzymania dostaw rosyjskiego gazu w kwietniu. Bułgaria została wtedy drugim obok Polski krajem odciętym od rosyjskich dostaw. Było to ogromne zaskoczenie, gdyż Bułgaria uchodziła zawsze za bodajże najbardziej przyjacielski kraj wobec Rosji w całej UE, obok Węgier Viktora Orbána.
Prezydent Rumen Radew nigdy nie czynił tajemnicy ze swych sympatii do Rosji
Od tego czasu sytuacja polityczna w Bułgarii zmieniła się diametralnie. Upadł koalicyjny rząd Kiriła Petkowa i po nieudanych próbach utworzenia nowej większości rządowej w parlamencie prezydent powołał gabinet techniczny do nowych wyborów. Będzie to czwarta elekcja w ostatnich dwóch latach. Przeciwko nowemu rządowi odbyło się już kilka demonstracji w Sofii.
Na jego czele stoi Gyłyb Donew, zaufany człowiek prezydenta, który sprawował w przeszłości wiele funkcji rządowych, a ostatnio zajmował się sprawami polityki społecznej w urzędzie prezydenta. Media zwracają także uwagę na obecność w rządzie Lubomiry Ganczewej, byłej doradczyni prezydenta odpowiedzialnej za politykę energetyczną w ministerstwie energetyki. Wielokrotnie przebywała na Krymie po rosyjskiej aneksji półwyspu i nie kryła swego podziwu dla Władimira Putina.