Neologizm „odjaniepawlać”, stworzony od imienia Jana Pawła II, rozprzestrzenił się w ostatnich latach wśród młodych Polaków w żargonie mediów społecznościowych i można go rozumieć jako „mówić lub robić rzeczy bez sensu”.
Ten symptomatyczny dla oderwania się nowych pokoleń od religii i szerzej od świata dorosłych zwrot analizował kilka lat temu zmarły niedawno dominikanin o. Maciej Zięba. Ta charyzmatyczna postać, na której pamięci zaciążył pośmiertny skandal związany z nadużyciami podległego mu współbrata, odegrała decydującą rolę w kształtowaniu się wielu dzisiejszych czterdziestoletnich Polaków, którzy obecnie są ambasadorami, wyższymi urzędnikami administracji, redaktorami gazet, menedżerami międzynarodowych firm.
Nielogiczne zaproszenie
Prawdopodobnie również ich zdziwiło „odjaniepawlenie” prezydenta Joe Bidena, który podczas pobytu w Polsce cytował zaproszenie Jana Pawła II z początku pontyfikatu, aby się „nie lękać”, pozbawiając go jednak istotnej jego części, by „szeroko otworzyć drzwi Chrystusowi”.
W tym wypadku zaproszenie dość nielogiczne wobec ryzyka rozszerzenia się konfliktu rozpoczętego od inwazji Rosji na Ukrainę i uzasadnionych obaw z nim związanych. Poza tym zaproszenie wypowiedziane w niewłaściwym miejscu, bo jeśli plac Zamkowy w Warszawie jest miejscem do refleksji, to jest to refleksja nad horrorem wojny. To miejsce nie zasługuje na wykorzystanie go jako scenerii do słów podżegających do wojny, co więcej wygłoszonych przez następcę George’a W. Busha, który pozostał głuchy na przestrogę samego Wojtyły, wypowiadaną prawie bez głosu, ale z proroczym duchem tuż przed amerykańską inwazją na Irak: „Należę do tego pokolenia, które doświadczyło II wojny światowej i ją przeżyło. Mam obowiązek powiedzieć wszystkim młodym ludziom, młodszym ode mnie, którzy nie mieli tego doświadczenia: Nigdy więcej wojny!”.
Jak Feniks z popiołów
Wracając do Zamku Królewskiego, to nie tylko piękny zabytek, ale serce Starego Miasta, perełki leżącej w centrum nowoczesnej metropolii z wysokimi stalowo-szklanymi wieżowcami. W 1945 roku była tu dymiąca sterta ruin, całkiem identyczna, jeśli nie bardziej upiorna niż Mariupol czy Charków, bo w ciągu kilku miesięcy w mieście w 80 procentach zrównanym z ziemią zginęło 20 tys. żołnierzy i prawie 200 tys. cywilów, 100 tys. ocalałych deportowano do obozów koncentracyjnych w Niemczech, a 600 tys. przesiedlono do innych miast.