I coś się dzieje w tej sprawie?
Błędy przeszłości w postaci długu niespecjalnie pozwalały nam się tu rozwinąć, ale w przyszłości będzie łatwiej.
Pana Tokarnia cała głosuje na PiS?
Niecała. W wyborach samorządowych kandydat PiS przegrał, a w parlamentarnych PiS wygrał.
Rozmawiał pan o tym z mieszkańcami?
Tak. To jest południowa Małopolska, która nigdy nie uwielbiała PSL. Tu się stawiało na formacje mocno prawicowe: kiedyś AWS, a potem PiS. To jest efekt silnego związku z Kościołem. To teren, na którym z twardym konserwatyzmem utożsamiano się zawsze wbrew wszystkiemu.
A wy jesteście miękkimi konserwatystami?
Umiarkowanymi.
A co to jest umiarkowany konserwatyzm?
Istnieje coś takiego. Wyrazem tego jest chociażby kompromis aborcyjny. Bez rewolucji światopoglądowej i zaglądania za firanki.
Nie wiem, czy to jest umiarkowany konserwatyzm czy po prostu zachowawczość wynikająca z braku zainteresowania sprawami światopoglądowymi.
Rozmawiam u mnie w Tokarni z wyborcami, również głosującymi na PiS, i nie jest tak, że pierwszy temat, który oni podnoszą, to LGBT czy aborcja. Ich interesują kwestie gospodarcze, przede wszystkim zarobki, wzrost cen i to, że młodzi często nie mają pieniędzy na swoje pierwsze mieszkanie. Nikogo tam nie interesuje, kto z kim sypia.
Na wsi nie interesuje nikogo, kto z kim sypia? Co to się porobiło.
Przynajmniej nie chcą o tym rozmawiać z politykami.
Po tegorocznych eurowyborach byliście przecież przerażeni tym, że sprawy światopoglądowe zmiotą was z powierzchni ziemi.
To były tematy wrzucane przez ludzi związanych z Koalicją Obywatelską. PiS sprawnie to wykorzystał. Zresztą większość tych zarzutów była formułowana kłamliwie. Nasze głosy dotyczące zaangażowania niektórych hierarchów w politykę były przedstawiane przez media rządowe jako atak na wartości chrześcijańskie. Nie udało się wtedy na to odpowiedzieć.
Może nie ma czegoś takiego jak umiarkowany konserwatyzm?
Jest, i to coraz bardziej widoczny również w Małopolsce. Koalicja Polska ma trzech posłów. To najlepszy wynik od lat. Ta przestrzeń jest dzięki skręcającej w lewo Platformie i skręcającemu w prawo PiS. My jesteśmy blisko wartości chrześcijańskich, ale nie chcemy słyszeć podczas mszy świętej o tym, że jest tylko jedna siła, która dba o to, by Polska była w rodzinie krajów chrześcijańskich. To nieprawda.
Wy chcecie być chadecją?
Tak. Nowoczesną chadecją.
To się połączcie z Platformą, bo oni też chcą.
Mam sporo szacunku i uznania do Barbary Nowackiej czy Małgorzaty Tracz, ale są to osoby bliższe lewicy niż centrum. Jacka Jaśkowiaka też bym nie utożsamiał z chadecją. Teraz w centrum sceny politycznej jest już tylko jedna partia.
Wy mówicie o centrum, a Mateusz Morawiecki o normalności. On to zresztą lepiej zdefiniował, bo centrum raczej nie istnieje.
Opowiada o normalności, a później wysyła Pawłowicz i Piotrowicza do Trybunału Konstytucyjnego. To jest ta normalność?
Pytanie, jak ją zdefiniują wyborcy. Czy przez pryzmat technologii władzy, czy tego, jaką mamy sytuację gospodarczą, bo ta stała się akurat bardziej „normalna".
To nie jest ich zasługa, tylko koniunktury.
W najlepszym razie jej nie przeszkodzili. Zgadzamy się?
Dobrze. Wykorzystali ten moment do zwiększenia bezpieczeństwa socjalnego Polaków. To należy docenić. Ale to jest normalność: wskazujemy na błędy naszych przeciwników, ale potrafimy ich też pochwalić. Premier Morawiecki tego nie potrafi.
Chcielibyście, żeby was pochwalił?
Chcielibyśmy, aby przestał głosić tezę, że Polska zaczęła się w 2015 r. po zwycięstwie PiS. Powinien wiedzieć, że gdyby nie odpowiednia reguła wydatkowa czy programy społeczne wprowadzone przez poprzednie rządy jego partia nie wprowadziłaby 500+. Przed PiS zostały zbudowane fundamenty tego, by tworzyć politykę socjalną.
Pan rozkręcił w PSL media społecznościowe. To nie jest tak, że uczyć ludowców internetu to trochę tak, jak uczyć krowy latać?
Nie. Dlaczego? W każdej partii są nowe nurty.
W PSL jest ich wyjątkowo mało.
Może nam było trochę ciężej, bo nie byliśmy z tym kojarzeni. Wbrew pozorom był to większy problem wizerunkowy niż techniczny.
Technicznie już wszyscy ogarnięci?
Tak. Potrafimy już wszyscy włączyć i wyłączyć komputer. Posługujemy się przeglądarkami (śmiech).
To już najwyższy czas na internet w telefonie.
Z tym też nie mamy problemu. A poważnie, żeby zaistnieć w internecie, trzeba mieć pomysł. Nam tego nigdy nie brakowało.
To muszę przyznać. Był moment, że w mediach społecznościowych przykryliście konkurencję czapkami. Akcja „Sami swoi" miała ogromy zasięg. To pana pomysły?
Tak, choć wypracowywane w grupie kilku osób. One były, patrząc z dystansu, dość śmiałe. Odczarowujące też stereotypy.
Rzeczywiście, PSL rozliczający innych z obsadzania stanowisk swoimi to bardzo śmiały pomysł. Prezes nie mówił, że jest zgrzyt?
Żadnej akcji bez zielonego światła od prezesa nie bylibyśmy w stanie przeprowadzić. Władysław Kosiniak-Kamysz był jednym z tych, którzy od początku chcieli mocniej wejść w temat. Powtarzał, że czas odczarowywać wizerunek partii wąsaczy. Myślę, że to się wzięło z jego braku kompleksów. My, młodzi, też ich nie mamy.
PSL to partia, która miała kompleksy?
Czasami byliśmy uznawani za „partię drugiego wyboru". A tutaj to my byliśmy pionierami.
A skąd w ogóle młodzi ludzie biorą się w PSL?
Z kół studenckich.
Myślałem, że z rolniczych.
Z przeróżnych. Władysław Kosiniak-Kamysz jest lekarzem, Krzysztof Kosiński (prezydent Ciechanowa – red.) prawnikiem, Dariusz Klimczak (poseł, wiceprezes PSL – red.) politologiem. Jako ciekawostkę mogę dodać, że wszyscy zaczynaliśmy w programie „Młodzież kontra". Tam się uczyliśmy bezkompromisowości i pójścia dwa, trzy kroki naprzód, gdy inni zachowawczo dreptali w miejscu. Wielu z nas wywodzi się ze społeczności akademickiej. Jak widać, spektrum zainteresowania PSL jest szerokie.
A Miłosz Motyka kim jest z wykształcenia?
Magistrem inżynierem ochrony środowiska.
Będzie je pan chronił przed PSL?
Chciałbym to wyraźnie powiedzieć: nowa chadecja musi dostrzegać zmiany klimatu i stawiać na odnawialne źródła energii.
Opowiecie o tym górnikom?
Myślę, że sami górnicy zaczynają zdawać sobie z tego sprawę. Nikt nie będzie zamykał z dnia na dzień kopalń, ale musimy się otwierać na wyzwania, które stawia przed nami świat. Nie musimy wyrzucać do kosza ustawy wiatrakowej, by pokazać, że wspieramy i zmieniamy górnictwo. To jest właśnie normalność PSL.
W Warszawie ekologia kojarzy się często z przypinaniem do drzew, a w terenie z ekologicznymi produktami. To też jest pociąg, który o mało wam nie uciekł.
Ustawa o sprzedaży bezpośredniej jest naszego autorstwa. Wieś dostrzega problemy ekologiczne, ale coś, co w Warszawie wydaje się normalnością, na wsi momentami kojarzone jest z ekoterroryzmem. Dobrym przykładem jest tu segregacja śmieci. Wiele osób nie rozumie, po co to robić.
I wy chcecie ich nakręcać na ekoterroryzm czy edukować?
W żadnym wypadku nie można ich nakręcać. Normalność to jest zwiększenie wymiaru godzin edukacji ekologicznej czy przyrody w szkołach.
Może czas na szkolny przedmiot ekologia?
Powinna wejść od pierwszej klasy. Zwiększenie tej świadomości leży w interesie nas wszystkich. Zresztą na wsi jest to dziś problem nie tyle mentalny, ile gospodarczy, rozwojowy. Ludzie nie mają tylu środków, by zmieniać piece do ogrzewania z dnia na dzień. Państwo musi tu interweniować.
I czego miałyby się uczyć dzieci na ekologii?
Tego, że natura nie jest nam dana do wykorzystania, tylko zadana do tego, by z niej racjonalnie korzystać. Na wsi zrównoważony rozwój i życie w rytm natury to podstawa. Nikt nie może sobie pozwolić na przegięcie w stronę antyekologiczną, bo może stracić źródło utrzymania. Wartość zdrowej żywności wzrasta i będzie wzrastać. Wielu polskich rolników to piewcy i pionierzy polskiej ekologii. Negatywny wpływ na środowisko na wsi widać wcześniej niż w mieście.
Co pana przyciągnęło do PSL?
Koledzy.
Czyli sami swoi?
Oczywiście, że nie. Polityka zawsze mnie kręciła. Ktoś mi kiedyś powiedział, że w Krakowie jest dobry program, w którym można się pokazać i zderzyć z polityką przez wielkie P. Przybyłem na pierwszy program „Młodzież kontra" i obserwowałem to wszystko z daleka. Pochodzę ze wsi i PSL było formacją, która jest najbliżej ludzi. Choć przyznaję, że wydawało mi się też trochę za mało bezkompromisowe i wyraziste. Jako młodzi postanowiliśmy zmieniać wizerunek PSL.
A co na to ci z wąsami?
Oczywiście, wszystko przy aprobacie starszych kolegów. Najpierw zmienialiśmy młodzieżówkę, potem partię i wierzę, że w przyszłości będziemy też zmieniać Polskę.
Podkreśla pan, że pochodzi ze wsi. Kiedyś ludzie się tego wstydzili.
Te czasy minęły. Teraz jest odwrotnie. Obecnie mamy przecież większy napływ ludzi z miast na wieś niż na odwrót.
Nie jestem pewien, czy oni napływają akurat na taką wieś, jaką pan ma na myśli.
Wieś jest odczarowana. Nie bójmy się jednak mówić o tym, że w ostatnich kilkunastu latach po prostu się zmieniła. Wpłynęło na to wejście do UE, ale i dobre decyzje samorządu i rządu. Na polskiej wsi żyje się dobrze, choć są białe plamy. Przestała być kojarzona tylko z rolnictwem, a zaczęła z małym biznesem.
Stąd tyle mowy o przedsiębiorcach w programie PSL?
Wielu rolników się przebranżowiło. Małe gospodarstwa są zamykane, a otwierają się nowe sklepy przetwórcze. Dziś ucieka się na wieś, bo w mieście żyje się za szybko. Wielu ludzi nie wytrzymuje tego tempa i ucieka w spokój.
Dlatego uciekł pan ze wsi do miasta?
Ja akurat lubię ten zgiełk. Widzę jednak tendencje, na które PSL musi znaleźć odpowiedź.
Wykręciliście relatywnie dobry wynik w tych wyborach i co dalej?
Myślę, że jeśli chodzi o poglądy, to jesteśmy tam, gdzie większość Polaków. Większość jest przecież centrowa. Teraz w końcu wyborcy usłyszeli, że mają swojego racjonalnego i godnego reprezentanta.
Jak wam wyszło, że większość Polaków jest centrowa, skoro z wyborów na wybory widać, że wyborcy się radykalizują?
Była grupa Polaków, która przez to, że nie miała godnego, wyrazistego przedstawiciela, musiała wybierać skrajności.
A może warto się zastanowić, jakiej grupy wyborców interesy chcecie realizować.
Otworzyliśmy się na małych przedsiębiorców. Nie odpuszczamy rolników, bo to jest grupa, która dba o jeden z fundamentów bezpieczeństwa narodowego, czyli żywność. Dbamy też o tych, którzy najbardziej potrzebują zabezpieczenia socjalnego, czyli emerytów.
Czyli emerytura bez podatku.
A także dobrowolny ZUS czy program mieszkaniowy dla młodych. Tych ostatnich musimy zaktywizować. Oni niespecjalnie garną się do polityki. Wszystko dlatego, że dyskusja, którą dziś mamy, zbyt często nie jest merytoryczna. Nie ma siły argumentów, tylko argumenty siły.
Emocje się sprzedają. Wy nie umiecie ich wywołać, choć starał się pan to robić w mediach społecznościowych.
Trudniej budzić emocje dobrymi pomysłami niż radykalnymi hasłami światopoglądowymi, ale i to się zmienia. Coraz więcej osób ma dość pyskówek, z których nic nie wynika. Naszą receptą na agresję w polityce jest dialog na temat najważniejszych dla Polaków spraw.
To ta recepta doprowadziła was do współpracy z Pawłem Kukizem?
Współpracujemy z tymi, którzy mają z nami wspólne poglądy. A z Kukizem wiele nas programowo łączy. Przede wszystkim demokracja bezpośrednia i to, że jak najwięcej decyzji powinno zapadać w społecznościach lokalnych. Łączy nas sprzeciw wobec polityki, która wszystko centralizuje. Państwa powinno być tyle, ile trzeba, a samorządności tyle, ile się da. Ostatnie wybory pokazały, że coraz więcej Polaków myśli tak jak Koalicja Polska.
–rozmawiał Piotr Witwicki, dziennikarz Polsatnews.pl
Miłosz Motyka (ur. 1992) – rzecznik PSL, wcześniej odpowiadał w partii za media społecznościowe, absolwent ochrony środowiska na Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie