To się zmieniło nie tylko w Słupsku, ale w całej Polsce. Urzędy po prostu stały się bardziej przyjazne.
To prawda, ale ludzie muszą zobaczyć, że państwo działa dla nich. Muszą wiedzieć, co się dzieje z ich pieniędzmi.
Jakie pytania najczęściej zadaje Robert Biedroń? Jakie analizy zamawia?
Biedroń to jedyny polityk, który sam z siebie zgłosił się z prośbą o publikacje, które redagowałem. To pokazuje, że ma pokorę, która jest cechą deficytową wśród polityków. Zajmuję się aktywnością thinktankową od 15 lat i mam wrażenie, że to my ze swoimi analizami musimy się napraszać politykom, niezależnie od barw politycznych. Jesteśmy natrętnymi petentami, którzy starają się zarazić ideami, a politykom nie jest to do niczego potrzebne. Polska scena polityczna jest tak skonstruowana, że można na niej funkcjonować, nie posiadając żadnej wizji, a nawet poglądów.
W 2015 r. pisał pan, że paliwo partii opozycyjnych się wyczerpuje. Coś się zmieniło?
Zmienił się świat i Polska. Projekt neoliberalny wyczerpał się, globalizacja wymaga głębokiej korekty. Pod koniec rządów PO próbowała rewidować swój kurs, widać było próbę refleksji, ale teraz mamy nowy etap.
Flirtowała z takimi poglądami, ale kończy się to jak zawsze, czyli symbolicznym Giertychem.
Nie mam pretensji do PO, że nie jest lewicowa, bo nigdy nie miałem takich oczekiwań od nich. Nigdy nie wierzyłem w lewicowe oblicze Platformy i sądzę, że jest w Polsce przestrzeń dla formacji, która zaproponuje coś, co nie będzie prawicowe.
Jednak Platforma jest sprawna politycznie. Ma struktury i zjada mniejsze twory polityczne. A jakim zapleczem i strukturami będzie robił politykę Biedroń?
Zabawne, że ci sami politolodzy, którzy wieszczą zmierzch tradycyjnych partii z masowym członkostwem, tak bardzo martwią się o struktury Roberta Biedronia. Wydaje mi się, że jest dobrym organizatorem. Stworzył znaczącą organizację pozarządową i działał w partiach politycznych. Sporo nauczył się na błędach innych. Kwestiami organizacyjnymi się nie martwię. Frekwencja na jego spotkaniach pokazuje, że może liczyć na setki wolontariuszy.
Proszę wierzyć, że droga od przyjścia na spotkanie z Biedroniem do zostania jego wolontariuszem jest bardzo długa. Młodzież angażuje się dziś głównie w prawicowe projekty.
Mam kompletnie inne zdanie. Popatrzmy na ruchy lokatorskie, w nich pracę od podstaw wykonywali lewicowi aktywiści. Jest też cała potężna sfera organizacji pozarządowych, w której kłębi się od ruchów bliskich lewicy. Mamy też organizacje kobiece i rozwijające się nowe związki zawodowe. Porównuję to do lat 1993–1997, gdy rządziło SLD, a prawica była poza parlamentem i tworzyła wiele ciekawych inicjatyw.
Żeby było weselej, to właśnie przeszedł obok nas Wiesław Walendziak, który był w tym procesie ważną postacią.
Niektórzy z tamtych ludzi odsunęli się od prawicy, ale część z nich znajduje się dziś w medialnym mainstreamie. Obecnie mamy do czynienia z podobnym procesem na lewicy.
Widzę jednak pewne różnice. Dzisiejsza prawica przejęła niemal wszystkich młodych, którzy interesują się historią.
Mamy okazję, by przypomnieć, że pierwsze rządy PPS w niepodległej Polsce były postępowe i przyjęły najbardziej rozwojowe rozwiązania w sferze obyczajowej oraz społecznej w skali europejskiej. Zagwarantowały szeroki katalog wolności politycznych i przyjęły ustawodawstwo socjalne. Na dodatek była to jedyna formacja polityczna, która konsekwentnie stała na stanowisku walki o niepodległość. Środowiska konserwatywne były lojalne wobec zaborców, a Dmowski chciał autonomii w obrębie carskiej Rosji.
Ale to Dmowski podpisywał traktat wersalski i jest wszędzie przy okazji 100-lecia niepodległości, tymczasem o Daszyńskim z PPS jest cicho i trzeba się o niego dopominać.
Przed lewicą jest wielka praca do zrobienia. Przez całe lata reprezentowało ją SLD, które w polityce historycznej dopuściło się gigantycznych zaniedbań. Nawet partia Razem...
Nawet partia Razem? Chyba głównie partia Razem.
Tak, ale nie tylko. Jest wiele oddolnych inicjatyw. To już robi inne pokolenie. Gdyby w Sejmie pojawiła się silna reprezentacja polityczna młodej lewicy, wszystkie te środowiska mogłyby uzyskać wsparcie. Łatwiej byłoby wkraczać z bardziej progresywną polityką, bo trzeba pokazywać, że historia Polski to nie tylko walka o niepodległość, ale też o równość płci czy wyzwolenie chłopów. Lewica nie ma infrastruktury, by opowiadać o niektórych z tych rzeczy.
Pytanie, czy ją buduje?
Myślę, że tak. Może niektóre czasopisma czy inicjatywy są niewidoczne z perspektywy dużego medium w Warszawie. To nie jest osobisty przytyk.
Dobrze, w takim razie zastanówmy się, czy fakt, że te inicjatywy i pisma są niewidoczne, to bardziej problem dużego medium w Warszawie czy tych inicjatyw?
Dopóki duże media nie zobaczą, że za młodą lewicą stoi duża siła polityczna, to nie będą tego dostrzegać. W latach 90. też nikt serio nie traktował kwartalników prawicowych. Dzisiaj ludzie, którzy je tworzyli, są czołowymi publicystami. Dlatego, że pojawiła się formacja polityczna, która zgromadziła ich poglądy, a oni zobaczyli w PiS-ie machinę, która wprowadzi je w życie.
Teraz świat jest szybszy, ale przed wami i tak długa droga.
Jak się pojedzie do miast, to wszędzie spotka się lewicowe inicjatywy.
Co z tego, skoro słowo „lewactwo" jest w zasadzie obelgą.
To zabawne. Polska prawica nieświadomie powtarza stalinowską propagandę. Przez pojęcie „lewactwa" bowiem zwalczano lewicową opozycję wobec stalinistów.
Takie subtelności nikogo nie obchodzą.
Język lewicy powinien być językiem wartości, który uwzględnia różne wrażliwości. Biedroń ma tę umiejętność. On potrafi mówić językiem, który łączy. Problemem lewicowych środowisk jest to, że nie posługują się takim językiem, by przekonywać jak najwięcej ludzi do swych haseł, tylko językiem budującym ich tożsamość. Można przekonywać ludzi do liberalizacji przepisów aborcyjnych, ale używanie języka „aborcja jest OK" jest przeciwskuteczne.
Ta infantylizacja jest nie do zniesienia.
Środowiska lewicowe funkcjonują poza głównym nurtem polityki i nie stawiają sobie za cel wejścia do gry o realną władzę. Wolą utwierdzać się w swych poglądach, a ja uważam, że trzeba wyjść z tego zaklętego kręgu.
Kolejny przytyk do partii Razem?
Również do Razem. Myślę, że oni nie mogą się zdecydować.
Ostrożnie, bo partia Razem może być jeszcze potrzebna Biedroniowi.
Oni są fenomenem. Przy wszystkich zastrzeżeniach, które można mieć do strategii tej partii, udało się tam zgromadzić mnóstwo młodych, ideowych ludzi. Trzeba zrobić wszystko, by ich utrzymać w działalności publicznej. To jest gigantyczny kapitał, choć sama partia swoją strukturą przypomina organizację młodzieżową.
No nieźle.
To nie jest określenie pejoratywne. Po prostu tak jest. Ona ma charakter formacyjny i edukacyjny, tak jakby nie walczyła o zwycięstwo wyborcze. Tymczasem ludzie wymagają od polityków determinacji w walce o swoje interesy. Potencjalnym wyborcom lewicy zależy na tym, by załatwić konkretne sprawy, a to można zrobić, tylko mając wpływ na władzę. Kiedy Robert Biedroń mówi, że zbuduje partię, która wygra wybory, to nie pokazuje swego ego, tylko determinację, że zrobi wszystko, by swoją wizję polityki wprowadzić w życie. Powiedział, że interesuje go Sejm, bo to przecież rząd wyłoniony przez parlamentarną większość sprawuje władzę. To ważny sygnał, że nikt nie chce się tu utwierdzać w czystości ideowej, tylko chce zmieniać rzeczywistość.
rozmawiał Piotr Witwicki (dziennikarz Polsat News)
Michał Syska – ur. 1980, działacz społeczny, prawnik i publicysta związany m.in. z „Krytyką Polityczną". Dyrektor think tanku Ośrodek Myśli Społecznej im. F. Lassalle'a we Wrocławiu. W 2007 r. kandydował bez powodzenia z wrocławskich list LiD-u (Lewica i Demokraci) do Sejmu. Obecnie jest doradcą politycznym Roberta Biedronia
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95