Był rok 1918, później koniec wojny w 1945 roku, przyszedł rok 1989, a my za każdym razem odbudowywaliśmy nasz kraj. Istotą polskości jest zatem żywotność i – jakbyśmy powiedzieli za Juliuszem Słowackim – gotowość do ciągłego zmartwychwstawania. Ale ta żywotność dotyczy społeczności, co niestety, nie przekłada się na żywotność instytucjonalno-państwową.
Bo to, co jest największym problemem III RP, to nieumiejętność budowania instytucji. Przykładem mógłby być dowolny uniwersytet, polskie koleje czy choćby nawet PZPN. Także Trybunał Konstytucyjny jest tu dobrym przykładem. Kiedy powstawał, miał gwarantować status quo nomenklaturze komunistycznej, która w latach 80. otrzymała konkretne przywileje. Ale potem Trybunał Konstytucyjny ewoluował i w swoim orzecznictwie szedł w kierunku rozstrzygnięć dobrych dla Polski. W ostatnich dziesięciu latach wnosił orzeczenia, które miały propaństwowy charakter i stał się instytucją blokującą radykalne chęci zmiany w kwestii aborcyjnej czy pokazującą koszty związane ze zbyt dużym długiem publicznym. Niestety, gdy stał się też elementem wojny politycznej, cały jego dorobek został przekreślony. Wszystko, co mozolnie budował od 1997 roku, czyli od momentu wprowadzenia nowej konstytucji, zostało zaprzepaszczone. Trybunał to zatem przykład instytucji od początku niedoskonałej, która przechodziła pozytywną ewolucję, aż przyszła nowa ekipa i cały ten dorobek przekreśliła. W tym schemacie mieści się historia bardzo wielu instytucji.
Drugą istotną słabością jest nasza nieumiejętność współpracy. Jako zbiór jednostek Polacy są niezwykle żywotni. Ale jako całość prezentujemy się bardzo blado. Przypominamy w tym trochę zespół piłkarski złożony z gwiazd posiadających indywidualne zdolności, którzy jednak na boisku nie tworzą drużyny. I to jest druga wielka słabość III RP. Straciliśmy cały potencjał współpracy, który był jeszcze widoczny po okresie Solidarności.
Myślę, że w czasie transformacji można było skuteczniej odciąć się od dziedzictwa komunistycznego. Z perspektywy czasu coraz wyraźniej widać, że liderzy Solidarności nie mieli wystarczającej wyobraźni, by zrozumieć długofalowe skutki wprowadzanych zmian ustrojowych i instytucjonalnych. Nie rozumieli, że najpierw trzeba odciąć komunistyczny garb, a dopiero później można budować demokrację. Cały koszt transformacji przerzucono również na społeczeństwo, co odbija nam się czkawką do dziś.
Mimo to ostatnie trzy dekady były jednymi z najlepszych w naszej historii. Nie była to jednak zasługa elit, ale żywotności społeczeństwa oraz efekt najlepszej od lat koniunktury międzynarodowej. Teraz ten czas już się kończy. Przyszłość jest niepewna zarówno w wymiarze bezpieczeństwa transatlantyckiego, jak i dalszego funkcjonowania Unii Europejskiej. Musimy zatem na nowo zdefiniować nasze cele i aspiracje, bo do tej pory podstawowym paradygmatem rozwojowym było dążenie, żeby w Polsce było tak jak na Zachodzie. Dziś ten sam Zachód przeżywa kryzys, a my nie potrafimy odpowiedzieć sobie na pytanie, co dalej.