Co sekundę jest bogatszy o 147 dolarów. Nieomylny. Wszystko, co robi, jest dobre, bo nie może być złe. Taki zapis dodał w 2004 r. do konstytucji, którą sam uchwalił. Jego słowo jest prawem. Informacje o najnowszych zmianach w prawie, określonych przez ONZ jako okrutne i nieludzkie, wprowadzonych na początku kwietnia odbiły się szerokim echem na świecie. Sułtan Brunei Hassanal Bolkiah znalazł się na pierwszych stronach gazet.
Nowe prawo nakazuje karać za cudzołóstwo i homoseksualizm śmiercią przez kamienowanie. Kara za kradzież to obcięcie prawej dłoni. Za kolejną kradzież – lewej stopy. Surowym karom podlegać ma również aborcja, ciąża pozamałżeńska, nieobecność na piątkowych modlitwach.
Posypały się gromy ze strony organizacji broniących praw człowieka, mediów, celebrytów, ośrodków akademickich. Zaniepokojenie wyraził Parlament Europejski. George Clooney wezwał do bojkotu hoteli będących własnością Brunei, takich jak The Dorchester w Londynie. Czym większe oburzenie za granicą, tym bardziej sułtan może przedstawiać się jako obrońca wiary i tradycyjnych islamskich wartości. A to ważne, bo ekonomiczna gwiazda Brunei zaczyna przygasać. Jeszcze jest dobrze, ale gospodarka zaczyna zwalniać, zasoby ropy i gazu mogą wyczerpać się w ciągu 20 lat, więc trzeba się przygotować i konsolidować konserwatywnie myślących obywateli.
Hedonizm i haremy
Na pozór obywatele Brunei nie mają na co narzekać. Darmowa opieka zdrowotna i edukacja na wszystkich poziomach, dopłaty do żywności, głównie ryżu, zerowy podatek dochodowy i finansowa pomoc państwa przy zakupie domu czy samochodu. To wszystko dzięki jednemu z najwyższych poziomów PKB na mieszkańca. Powoli za to rośnie bezrobocie, zwłaszcza wśród osób do 24. roku życia. Konsolidacja wokół wiary, konieczność przestrzegania nauk płynących z Koranu, dzięki którym mamy pokój i dostatek, może już niedługo okazać się konieczna, jeśli tempo wzrostu gospodarczego nie przestanie zwalniać.
Taki ostry zwrot w stronę szariatu może dziwić tych, którzy kojarzą sułtana Brunei i jego brata Dżefriego tylko z hedonizmem i wydatkami rzędu 50 mln dol. miesięcznie na potrzeby prywatne. Tak przez lata funkcjonował książę Dżefri, mianowany przez brata ministrem finansów i szefem narodowej agencji inwestycyjnej. W ciągu 13 lat (1986–1998) zdołał wyprowadzić z państwowej kasy prawie 15 mld dol. Nie były to tylko koszty nowych rezydencji, takich jak londyńska za ponad 200 mln dol., najdroższa na Wyspach Brytyjskich. Nie były to tylko samoloty czy samochody produkowane na zamówienie. Ogromne sumy pochłaniały, a może wciąż pochłaniają, haremy, pełne pięknych młodych kobiet z całego świata. „Macie przeczesywać cały świat i sprowadzać je tutaj", mówili swoim ludziom bracia, nakazując im sprowadzać najseksowniejsze kobiety. Tak do haremu trafiła jedna z miss Stanów Zjednoczonych, zachęcona perspektywą pracy przy promocji sułtanatu. Gdy tylko wylądowała w Brunei, zabrano jej paszport. „To najlepsze, co może cię w życiu spotkać" – mówili jej ludzie z otoczenia sułtana, sugerując jego półboski status.