Wtorek, 18 maja, to data, którą na zawsze zapamięta Marc Van Ranst, najbardziej znany belgijski wirusolog. – Jak co dzień byłem wtedy w pracy w laboratorium w szpitalu uniwersyteckim w Leuven. Nieoczekiwanie zadzwonił do mnie burmistrz mojego miasta, żeby mnie uprzedzić, że w drodze po mnie jest już policja. Wcześniej odebrała moją żonę z pracy i mojego syna ze szkoły. Dostaliśmy pięć minut na spakowanie się, głównie ubrania, a potem zostaliśmy przewiezieni w bezpieczne miejsce – wspominał potem naukowiec w rozmowie z dziennikiem „Le Soir".
Z wyrzutnią rakiet w bagażniku
Do ochrony policyjnej Van Ranst był już przyzwyczajony od prawie roku, bo latem 2020 r. zaczął otrzymywać groźby od ludzi niezadowolonych z obostrzeń sanitarnych w Belgii. Stał się ich celem nie tylko jako jeden z rządowych doradców i wirusolog, ale przede wszystkim jako osobowość medialna. Inni naukowcy nie wypowiadali publicznie tak ostro swoich sądów jak ten 56-letni Flamand, nie wchodzili bezustannie w polemiki z przeciwnikami obostrzeń, nie krytykowali otwarcie polityków. Tym razem jednak sytuacja okazała się na tyle poważna, że sama policyjna ochrona w miejscu zamieszkania już by nie wystarczyła. Konieczne było wywiezienie Van Ransta w nieznane nikomu miejsce.
Dzień wcześniej Jürgen Conings, 46-letni żołnierz, opuścił swój dom w Lanklaar, w Limburgii, prowincji we wschodniej Belgii. Typowe flamandzkie osiedle identycznych budynków jednorodzinnych z szarobrązowej cegły, z panelami słonecznymi na dachach. W samochodzie miał potężny arsenał broni, w tym przenośne wyrzutnie rakietowe, wyniesiony z magazynów wojskowych, do których miał dostęp jako osoba posługująca się najwyższym certyfikatem bezpieczeństwa. W domu zostawił listy, odczytane potem przez jego partnerkę, która podniosła ogólnokrajowy alarm.
Po drodze pojechał na grób rodziców, by złożyć tam swoje odznaczenia wojskowe – znak, że żegna się z armią na zawsze. Spędził dwie godziny przed domem Van Ransta w Willebroeck, w prowincji Antwerpii, i zniknął. Ale listy pozostały. A w nich niezadowolenie z obostrzeń sanitarnych w Belgii, z polityków i wirusologów odbierających ludziom wolność. I zapowiedź ataku na Van Ransta, a także na meczety. Gwendy, jego partnerka, natychmiast skontaktowała się z policją. Wystąpiła też z zamazanym wizerunkiem w telewizji VTM. – Jürgen, jeśli jeszcze żyjesz, niech nie będzie ofiar. Niech to wszystko się skończy. Dla mnie, dla mojej rodziny. Zatrzymaj to – powiedziała.