Nie zawsze pamiętamy, że Lwów to jedno z nielicznych dużych miast II Rzeczypospolitej, jakie niemal nie ucierpiało w czasie II wojny światowej. To również miejsce szczególnego nagromadzenia zabytkowej architektury związanej z polską kulturą i historią. W tamtejszej Bibliotece im. Stefanyka, która przejęła ok. 70 proc. przedwojennych zbiorów Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, przez ponad wiek zaborów pełniącego funkcję narodowej książnicy Polaków, jest przechowany m.in. jedyny na świecie komplet XIX-wiecznych wydawnictw opublikowanych w języku polskim. To we Lwowie – a nie w Warszawie czy Krakowie – znajduje się największy zbiór archiwaliów dotyczący dziejów Polski, a w Lwowskiej Galerii Sztuki (do 1998 r. Lwowskiej Galerii Obrazów) jedna z najpełniejszych kolekcji polskiego malarstwa od końca XVIII po początek XX wieku. W kijowskiej Narodowej Bibliotece Narodowej Ukrainy im. Wiernadskiego przechowywany jest księgozbiór zamkowy Stanisława Augusta Poniatowskiego, zakupiony w 1805 r. przez Tadeusza Czackiego dla Liceum Krzemienieckiego. Z kolei w mińskich bibliotekach znalazł się m.in. słynny księgozbiór Radziwiłłów z Nieświeża, a w zbiorach muzeum w Drohobyczu znajdują się ostatnie, powstałe w dramatycznych okolicznościach, prace malarskie Brunona Schulza. Podobne przykłady można mnożyć.
Wszystkie te zbiory oraz liczne zabytki architektury, w tym kolegiata w Żółkwi, katedra lwowska, cmentarze Łyczakowski i Orląt, twierdza w Kamieńcu Podolskim, zamek w Grodnie czy dwory Mickiewicza w Nowogródku i Słowackiego w Krzemieńcu są jednymi z najważniejszych, używając określenia francuskiego historyka Pierre'a Nora, polskich „les lieux de mémoire", czyli trwających przez pokolenia punktów krystalizacyjnych „zbiorowej pamięci i tożsamości, które stanowią część społecznych, kulturowych i politycznych zwyczajów".
Bilans trzydziestolecia
Trzy dekady niepodległości Ukrainy i Białorusi to dobra okazja do postawienia pytania o bilans naszej polityki wobec dóbr kultury, które współczesna Polska uznaje za nieodłączną część swojej narodowej spuścizny. Jednocześnie nie wolno zapominać, że również Ukraińcy i Białorusini uznają je za część swojego dziedzictwa. Ale przecież po części jest to także dziedzictwo litewskie, żydowskie i ormiańskie.
Punktem wyjścia musi być zauważenie, że na stan zachowania dziedzictwa na terenach dawnej Rzeczypospolitej ogromny wpływ miała polityka Związku Sowieckiego, który celowo wymazywał z krajobrazu kulturowego ziem białoruskich i ukraińskich wszystko, co świadczyło o ich niesowieckiej przeszłości. W rezultacie co najmniej 30–40 proc. zabytków zostało zniszczone, a znaczna większość zachowanych jest zaniedbana lub znajduje się w stanie złym lub bardzo złym. Dodatkowo przemiany ekonomiczne i społeczne, jakie miały miejsce w obu krajach po upadku komunizmu, często miały negatywny wpływ. Wiele obiektów było przez lata użytkowanych przez szkoły czy spółdzielnie rolnicze – podobnie jak w PRL – a z czasem zostało opuszczonych. Według oficjalnych danych na Białorusi udało się odnowić niecałe 25 proc. obiektów zabytkowych. Na Ukrainie aż 60 proc. zabytków architektury o znaczeniu ogólnokrajowym znajduje się w stanie złym, a 10 proc. w dramatycznym. Oznacza to, że większość ocalałych dóbr kultury wymaga kompleksowej i kosztownej konserwacji. Na państwo polskie spada obowiązek uczestniczenia w ochronie tego, co pozostało.
Po 1989 r. zaczęto tworzyć system instytucji zajmujących się polskimi dobrami kultury poza krajem. Już w 1990 r. powstał urząd pełnomocnika rządu do spraw polskiego dziedzictwa kulturalnego za granicą, wspierający m.in. prace konserwatorskie, inwentaryzatorskie i badawcze, a także zajmujący się problemem rewindykacji dóbr kultury. Po dekadzie, w 2001 r., jego obowiązki przejął specjalny departament w Ministerstwie Kultury. Ogromne zasługi ma też działająca do 2016 r. Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, zajmująca się choćby odbudową przedwojennych zabytkowych cmentarzy i kwater wojskowych, w tym Cmentarza Orląt we Lwowie.