Jeśli tak jest, to polska prawica ma kłopot.
Tak, i to poważny. Już od lat 80. największe światowe spółki energetyczne wiedziały, że czekają je poważne zmiany, bo faktycznie nauka już wtedy dowodziła, że musimy obniżyć emisję gazów cieplarnianych. Zresztą pierwsze raporty o globalnym ociepleniu i związanych z nim ryzykach trafiały na biurko prezydentów USA już w latach 60. A my, jako polska prawica, ciągle tkwimy na stanowiskach zakorzenionych w dawno obalonych mitach, kłamstwach, półprawdach i chyba trochę nam się spodobało to, że stoimy na takiej barykadzie, bo daje ona dogodną pozycję do szermowania tym, co jest lewackie, jak durni są ci ekolodzy i jak to wszystko jest śmieszne...
„My, polska prawica" – czujesz się w pełni jej częścią?
Czuję się konserwatystą, a to ustawia mnie na prawicy, natomiast jestem przerażony tym, w jak dużej mierze nasza prawicowość zasadza się na... Trudno mi to w ogóle ująć w słowa. Nie chcę nikogo stygmatyzować, a bardzo trudno mówić o tego typu podejściu bez wykazywania pewnej wyższości moralnej czy intelektualnej. Nie chcę tego robić, bo nie czuję się lepszy ani mądrzejszy...
...tylko jak się czujesz?
Wyalienowany. Bo nie widzę nic złego w tym, by słuchać nauki, czyli na przykład klimatologów. Nie wierzę w żaden spisek naukowców. Strasznie mnie bawi, że Janusz Korwin-Mikke z jednej strony mówi, że tragedią demokracji jest, iż głos profesora waży mniej niż głosy dwóch pijaczków spod budki z piwem, a z drugiej strony, kiedy ten profesor mówi o negatywnych skutkach ocieplenia klimatu, to Janusz Korwin-Mikke ze swoją niezmąconą pewnością siebie dopowiada, że to super proces, bo będziemy w Polsce hodować pomarańcze. Trudno mi zrozumieć, dlaczego polska prawica tak gorliwie stawia się w opozycji do ustaleń nauki akurat w tym zakresie, skoro ma bardzo szeroką paletę własnych ideologicznych postaw doskonale wpasowujących się w kontekst ochrony klimatu.
Nazywasz to zielonym konserwatyzmem.
To spektrum poglądów, w które można wpisać wiele różnych ruchów, i myślę, że każdy z prawicy może znaleźć tam coś dla siebie: liberałowie gospodarczy, libertarianie, chadecy, centryści... Tylko trzeba przełożyć to na konkretne działania i zacząć grać na tym polu. Patrząc na badania sympatii politycznych wśród młodych, widać wyraźnie, że polska prawica może szybko stracić poparcie u najmłodszych pokoleń.
Tyle że te roczniki to tak niewielkie kohorty, że można machnąć ręką na brak poparcia z ich strony.
Zgoda, choć to też przerażająca kwestia, że tak szybko nas ubywa. Z tym że ich myślenie o problemie zmiany klimatycznej, co już widać, wpływa także na myślenie starszych pokoleń. Jestem przekonany, że za dziesięć lat osoby myślące o klimacie tak, jak dziś myśli istotna część polskiej prawicy, będą w Polsce powszechnie uważane za ludzi groteskowych; to będzie margines. Zresztą już dziś widzimy, że w prawicowej narracji akcenty z podważania wpływu człowieka na klimat przesuwają się raczej na kwestie ekonomiczne – podważanie sensu walki z tym zjawiskiem, inwestowania wielkich pieniędzy w środki zaradcze. To takie negowanie 2.0, ulepszone na potrzeby szerzącej się świadomości wśród ludzi.
Prawica musi się odróżnić czymś od reszty.
To ogromna tragedia polskiej prawicy, że uważa, iż to ta płaszczyzna powinna być właśnie tą „differentia specifica". Nie ma dla tego żadnego uzasadnienia, ale zgoda – rzeczywiście prawica podchodzi do kwestii klimatu i środowiska tożsamościowo. To było bardzo dobrze widoczne w mojej ulubionej wypowiedzi ministra Witolda Waszczykowskiego o weganach jeżdżących na rowerze, którzy popierają OZE (śmiech). To taki zlepek stereotypów, który traktujemy jako nierozerwalny związek, a wszystko, co się tam znajduje, jest ultralewicowe, wrogie nam ideologicznie i nie możemy się w żaden sposób z tym identyfikować. To jest niszczycielskie dla prawicy, bo nie przedstawiamy w ten sposób żadnego pozytywnego programu w tej kwestii, nie dajemy alternatywy. W ten sposób prawica nie tylko sama się upośledza, ale też pozostawia bez kontry wiele bezsensownych postulatów lewicy, a w kwestii ochrony klimatu takich przecież nie brakuje.
Mam wrażenie, że to jest trochę przypadek, że zajęliśmy takie pozycje – tak po prostu ułożyła się wojna kulturowa. Równie dobrze to lewica mogłaby, jak dawniej, opowiadać się za uprzemysłowieniem, rozwojem komunikacji samochodowej i obroną miejsc pracy w górnictwie, a prawica mogłaby bronić przyrody, wstrzymywać szkodliwy postęp dla samego postępu i propagować umiar oraz rozsądek.
To może być do pewnego stopnia przypadek, ale nie pomijałbym też tego, co o zmianach klimatu mówił biznes w USA i jakie tam były przepływy pieniędzy między choćby przemysłem wydobywczym a konserwatywnymi think tankami, co dobrze zostało opisane w książce „Handlarze złudzeń" Naomi Oreskes i Erika Conwaya. Później te argumenty dość szybko rozeszły się poza Stany Zjednoczone. Amerykańska prawica stała się rezerwuarem dla postaw i dogmatów dotyczących globalnego ocieplenia, które z czasem stały się uniwersalne dla prawicy w całym świecie zachodnim. Powtarzaliśmy to jak mantrę, jakąś prawdę objawioną. Tylko jeśli amerykańska prawica robiła to w dużej mierze dla pieniędzy, to polska zaczadziła się za darmo. Oczywiście, uzysk z tego był przez pewien czas taktyczny, bo można było zarządzać ludzkimi emocjami, ale w obecnych czasach, kiedy właściwie na całym świecie zmiany klimatu stają się podstawą do przyjmowania długofalowych i bardzo kosztownych polityk, takie podejście jest strzałem w stopę.
Poseł Janusz Kowalski dostał twój „Podręcznik dla Zielonej Prawicy"?
Tak jest, dostał. Nawet rzucał z niego cytatami podczas debaty z Jadwigą Emilewicz zorganizowanej przez Klub Jagielloński, ale po tej debacie widać było, że jednak znacznie większą estymą darzy inną moją książkę – „Energiewende. Nowe niemieckie imperium" (śmiech). Niestety, mam wrażenie, że nie przyłożył dostatecznie dużo uwagi do ostatniego rozdziału, który wskazuje jasno, że Polska też potrzebuje transformacji energetycznej, bo nie stać nas już na konserwowanie status quo.
Jak to się stało, że zmagając się z podejściem polskiej prawicy do kwestii energetycznych i środowiskowych, ciągle pozostałeś konserwatystą?
Jak powiedział Nicolás Gómez Dávil, konserwatyzm to nie partia, tylko normalna postawa każdego przyzwoitego człowieka (śmiech). Ja po prostu dążę do zachowania świata, który mi się podoba, do zabezpieczenia tego, co uważam za wartościowe i cenne. Dorobku, który sobie zbudowaliśmy i który szkoda by było, żeby został zniszczony w ramach procesu, jaki jest efektem ubocznym naszego rozwoju. Mnie się podoba – w dużej mierze – to, jak żyjemy, jak się rozwijamy, nie tylko jako naród, ale jako cywilizacja. I nie chciałbym ryzykować utraty tego dorobku, gdy kryzys klimatyczny przeora cały świat i np. popchnie nagle Sahel do migracji na północ.
Blisko współpracowałeś w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów z Michałem Moskalem, dziś dyrektorem biura prezesa Kaczyńskiego i szefem młodzieżówki PiS?
To była jedna z ważniejszym postaci w NZS, przez lata był przewodniczącym krajowym. Każdy, kto starał się działać aktywnie, oczywiście miał z nim kontakt. Znaliśmy się i lubiliśmy. Nawet gdy NZS był jeszcze środowiskiem mocno konserwatywnym, to nie zamykał się na wpływy z innych kierunków, środowisk bardziej lewicowych, nawet socjalistycznych. To zawsze był tygiel poglądów.
I myślisz, że Moskal, którego Jarosław Kaczyński podobno bardzo ceni, lepiej rozumie kwestie klimatyczne niż starsze pokolenia na prawicy?
Na pewno ma inną perspektywę. Myślę, że napływ do prawicy młodych liderów, którzy przeszli już drogę przez rozmaite organizacje młodzieżowe, może wnieść do niej dużo dobrego, bo to ludzie, którzy zdążyli nasiąknąć już pewną – mówiąc wprost – nowoczesnością. W tym sensie, że nie przeraża ich mówienie o ekologii czy kwestionowanie pewnych aksjomatów na polskiej prawicy. I tego bardzo nam potrzeba. Takiego odświeżenia, rebrandingu, wyjścia z tych ciasnych klatek, do których sama polska prawica się zapakowała. Dziś musi zacząć podejmować nawet nie dialog, ale wręcz rywalizację z drugą stroną sceny politycznej właśnie na tych płaszczyznach, które na razie oddaje walkowerem. I to, myślę, może uratować prawicę jako stronnictwo ideologicznie. Choć na razie nie widzę tu dostatecznie dużo chęci, ale nie tyle jest to wina tego, że brakuje inicjatywy po stronie młodych, ile po prostu opór i presja po stronie starszych są cały czas dominujące.
Jakub Wiech (ur. 1992) jest dziennikarzem gospodarczym, eseistą i poetą, redaktorem portali Defence24 i Energetyka24. Autor książek „Energiewende. Nowe niemieckie imperium" i „Globalne ocieplenie. Podręcznik dla Zielonej Prawicy"