Sześciometrowa bariera, oddzielająca od Maroka Ceutę, hiszpańską enklawę w Afryce Północnej, przywodzi na myśl mur berliński. Takie same betonowe moduły zakończone owalnym elementem, aby było jeszcze trudniej się podciągnąć i przeskoczyć na drugą stronę. A dalej pas ziemi niczyjej, zasieki i wieżyczki obserwacyjne.
Ale w przeciwieństwie do najsłynniejszej granicy czasów zimnej wojny, tu role są odwrócone. Bo choć to Hiszpania zbudowała mur, aby zabezpieczyć się przed zalewem nieproszonych gości, zasieków pilnuje marokańska straż graniczna. To ona nie pozwala też biedakom z Afryki Subsaharyjskiej przejść przez terytorium królestwa i dostać się do europejskiego El Dorado. W zamian Rabat dostaje miliardy euro pomocy tak od Madrytu, jak i Brukseli. Nikt też na Zachodzie nie wtrącą się w sposób działania autorytarnego reżimu Muhammada VI. A powiązana z monarchą elita może bez przeszkód prowadzić mniej lub bardziej podejrzane interesy w Europie.
Broń na Unię
Cały ten model padł jednak w poniedziałek 17 maja o świcie. Zamiast pilnować muru, marokańscy strażnicy zaczęli zachęcać koczujących nieraz od lat u wrót Ceuty ludzi do przejścia na drugą stronę. Jedni wbiegli przez otwarte dla nich furtki w murze, inni rzucili się do wody, aby opłynąć przeszkodę w miejscu, gdzie styka się ona z Morzem Śródziemnym. W ciągu zaledwie dwóch dni kontrolę nad całymi dzielnicami miasteczka przejęło 12 tys. imigrantów. Na miejscu pojawił się premier Pedro Sanchez. Rozpoczęły się nerwowe negocjacje.
Rabat poszedł na całość, gdy okazało się, że Hiszpanie przyjęli Brahima Ghali, przywódcę Frontu Polisario, który chce zbudować niezależne państwo z okupowanej od blisko pół wieku przez Marokańczyków Sahary Zachodniej. To był błąd Aranchy Gonzalez Lai, hiszpańskiej minister spraw zagranicznych, która bez konsultacji z szefem rządu podjęła brzemienną w skutki decyzję. Ale też Rabat, świeżo po niezwykłym sukcesie, jakim było uznanie przez Stany Zjednoczone marokańskiej zwierzchności nad spornym terytorium (poniekąd w zamian za nawiązanie relacji dyplomacji z Izraelem), chciał pójść za ciosem, zmuszając Hiszpanów do uznania tej decyzji.
Znaczenie incydentu w Ceucie daleko wykracza jednak poza hiszpańską politykę. Pokazuje, jak widmo masowej imigracji potrafi sterroryzować rząd właściwie każdego kraju zjednoczonej Europy. Do tego stopnia, że gotów jest zrobić niemal wszystko, byle zachować szczelność granic – od zapłacenia miliardów euro, przez wyrzeknięcie się „europejskich wartości", po złamanie unijnego prawa czy wejście w układy z brutalnymi dyktatorami.