Jednak już dzień później odpowiedzialny za przygotowanie Platformy do wyborów Jacek Protasiewicz przyznał w Polsat News, że wyrok nie był dla PO wielkim zaskoczeniem. – Jesteśmy przygotowani – mówił. – Pracowaliśmy nad koncepcją takich filmów informacyjnych czy filmów wyborczych i one są już przygotowane.
Czyżby więc szkoda było pieniędzy podatników wydawanych na spoty PiS, PSL i SLD, a na filmiki przygotowane przez Platformę już nie?
PiS zaskarżył do Trybunału zakaz płatnych ogłoszeń wyborczych, argumentując, że jego wejście w życie ograniczałoby wolność słowa – a zatem wprowadzałoby nierówność poszczególnych partii w dostępie do uwagi wyborców. Sędziowie trybunalscy podzielili ten pogląd. I w obronie tejże wolności słowa uchylili stosowny przepis. Ale ten sukces oznacza dla PiS wizerunkowe kłopoty. Wszak w
ostatnich tygodniach coraz częściej słychać było z ust polityków tej partii narzekania, że nasze państwo powoli staje się totalitarne, władza tłumi prawo opozycji do zabierania głosu i wolność słowa. Sęk w tym, że Trybunał Konstytucyjny jest nie tylko częścią państwa, ale też w myśl monteskiuszowskiego podziału organem władzy. W totalitarnej narracji pojawia się więc spora wyrwa.
Skądinąd zakaz reklamowania się przez partie za pomocą spotów telewizyjnych i radiowych oraz billboardów był pierwszym głośnym projektem zgłoszonym przez nowo powstałe wówczas ugrupowanie Polska Jest Najważniejsza. Dzięki poparciu PO udało się tę zmianę przeprowadzić przez Sejm i Senat. Zmianę tę okrzyknięto pierwszym sukcesem PJN. Dziś trudno to jednak dalej nazywać sukcesem. Projekt został zmiażdżony przez Trybunał (żaden z sędziów nie wyraził w tej sprawie zdania odrębnego) i wylądował w koszu. W efekcie nie będzie ani zakazu reklam pozostałych partii, ani pewnie reklam samego PJN, którego na kampanię za wiele milionów nie będzie po prostu stać.