Laureatka Oscarów szefową jury EnergaCAMERIMAGE. Na czym polega fenomen Cate Blanchett?

Cate Blanchett, jedna z największych aktorskich gwiazd, będzie przewodniczącą jury głównego na festiwalu EnergaCAMERIMAGE w Toruniu (16–23 listopada).Inicjatywa Chrześcijan dla Europy.

Publikacja: 15.11.2024 10:55

Laureatka Oscarów szefową jury EnergaCAMERIMAGE. Na czym polega fenomen Cate Blanchett?

Foto: ALBERTO PIZZOLI

Zdobywczyni czterech brytyjskich nagród filmowych BAFTA, czterech Złotych Globów i worka wyróżnień krytyków, do Oscara była nominowana ośmiokrotnie, a statuetkę odebrała dwa razy – za role w „Aviatorze” i „Blue Jasmine”. Potrafi zagrać wszystko. Była na ekranie królową Elżbietą I i Katharine Hepburn, zakonnicą, lesbijką, wielką dyrygentką i lekarką, komiksową bojowniczką i królową elfów. Występowała w blockbusterach i obrazach skromnych, ale również w teatrze.

Jej wizerunek, jako jednej z czterech przedstawicielek przemysłu filmowego – razem z Nicole Kidman, Geoffreyem Rushem i Russellem Crowe’em, pojawił się na australijskich znaczkach pocztowych.

Cate Blanchett jest też żoną i matką czwórki dzieci. Swoją popularność wykorzystuje, działając na rzecz uchodźców, upomina się o prawa osób LGBT. Choć nigdy nie potępiła publicznie Weinsteina czy Woody’ego Allena, wspiera akcję #metoo. I, ku zdziwieniu dziennikarzy, skromnie mówi o sobie, że należy do klasy średniej. Podczas ostatniego festiwalu canneńskiego takim stwierdzeniem wywołała burzę, zaczęto jej wypominać, że wartość netto jej majątku wyceniana jest na 95–140 mln dol., więc opowieści o klasie średniej są – delikatnie mówiąc – niewiarygodne. Ale australijscy socjologowie bronią swojej rodaczki, przypominając, że w ich kraju inaczej określa się społeczną pozycję. Ona sama zaś odpowiada, że o przynależności społecznej bardziej od pieniędzy świadczą tradycja i wyznawane wartości.

Czytaj więcej

Xawery Żuławski: Kochamy Jerzego Kuleja nawet wtedy, gdy mu odbija. To chciałem pokazać w filmie

Cate Blanchett przewodniczącą jury głównego na festiwalu EnergaCAMERIMAGE. Ale zaprasza też do Centrum Sztuki Współczesnej

Jej kilkanaście wcieleń można właśnie oglądać w Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu. Pokazywane z okazji festiwalu EnergaCAMERIMAGE „Manifesto” to przedsięwzięcie przygotowane przez Juliana Rosenfeldta – artystę słynącego z wyrafinowanych panoramicznych instalacji wideo. Światowa premiera odbyła się w grudniu 2015 r. w Australijskim Centrum Ruchomego Obrazu. Potem ta filmowa instalacja zwiedziła wiele muzeów na całym świecie. 130-minutowa, wieloekranowa rejestracja Rosenfeldta jest opowieścią o najważniejszych manifestach artystycznych i filozoficznych XX wieku. I popisem aktorskim Cate Blanchett, która wciela się w 13 postaci – m.in. punkową wokalistkę, telewizyjną spikerkę, gospodynię domową, naukowczynię i bezdomnego mężczyznę.

Każda z postaci wygłasza teksty z ubiegłego stulecia autorstwa pisarzy, filozofów, malarzy, tancerzy, reżyserów, architektów. Rosenfeldt czerpie z pism marksistów, futurystów, dadaistów, suprematystów i Dogmy 95. Pojawiają się słowa m.in. Karola Marksa, Kazimierza Malewicza, Guillaume’a Apollinaire’a, Larsa von Triera. Radykalne idee XX wieku zderzają się z codziennością współczesnego świata. Autor instalacji sprawdza, jak teoria przetrwała konfrontację z rzeczywistością. Ale nie byłoby tego przedsięwzięcia bez brawurowego występu Blanchett.

W 2018 r. „Manifesto” zostało przeniesione na ekran. Podobno aktorka początkowo obawiała się, że opowiedzenie 13 historii linearnie zniszczy projekt, ale w końcu się zgodziła. Film jako eksperyment artystyczny, prezentowany był w 2018 r. na międzynarodowych festiwalach, zdobył też kilka Niemieckich Nagród Filmowych.

Podczas EnergaCAMERIMAGE Julian Rosenfeldt i Cate Blanchett osobiście zapraszają widzów do Centrum Sztuki Współczesnej. Aktorka spędzi w Toruniu tydzień. Będzie przewodniczącą jury konkursu głównego.

– Filmy są jak błyskawice w butelce, a ja miałam ogromny twórczy przywilej pracować z niektórymi z wielkich łapaczy błyskawic – operatorami, którzy na zawsze zmienili sposób, w jaki patrzę na świat. Być wśród nich na EnergaCAMERIMAGE to spełnienie moich marzeń – mówi.

Urodziła się 14 maja 1969 r. w Melbourne. Jej matka była nauczycielką, ojciec – podoficerem armii amerykańskiej stacjonującej w Australii i biznesmenem. Miała dziesięć lat, gdy jednego dnia nie wrócił z pracy. Zmarł na zawał. W pamięci dziewczynki zostało wspomnienie taty, który wychodząc z domu, pomachał jej z daleka ręką. To był szok. I rozpacz, że nawet się z nim nie pożegnała. Blanchett mówi, że do dzisiaj, wyjeżdżając dokądkolwiek, całuje swoich bliskich na „do widzenia”.

Po tej traumie dziewczynka zamknęła się w sobie. Doceniała przeszłość, chciała zostać kuratorką w muzeum. Po maturze matka zafundowała jej więc podróż do Afryki, gdzie Cate miała przyjrzeć się zabytkom Egiptu. Pewnego dnia w hotelu podszedł do niej jakiś Szkot. Do filmu bokserskiego „Kaboria” potrzebował dziewczyn mówiących po angielsku. Jako zapłatę zaproponował niewielką sumę i falafel. Poszła, ale – znudzona – szybko zrezygnowała.

A jednak coś się w niej obudziło, bo po powrocie do Australii zaczęła studia w Narodowym Instytucie Teatralnym w Sydney. Dała sobie pięć lat na pozyskanie pewności, czy ta ścieżka zawodowa się sprawdzi. Sprawdziła. Za swoje pierwsze role sceniczne dostała kilka znaczących nagród, w 1977 r. wystąpiła w filmie „Rajska droga” Bruce’a Beresforda, a rok później zagrała w „Elizabeth” Shekhara Kapura. Wcieliła się tam w postać młodej Elżbiety I, uczącej się dopiero, co oznacza bycie monarchinią.

– Przygotowując się do tej roli, dużo czytałam o epoce elżbietańskiej. Najwięcej mi jednak dało przestudiowanie osobistych listów Elżbiety. Jakież one są piękne! Czasem patrząc na postacie, które miały wpływ na historię świata, zapominamy, że one także oddychały, kochały, cierpiały, czegoś się wyrzekały – powiedziała w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”.

Za wspaniałą, dojrzałą kreację królowej Elżbiety dostała nominację do Oscara, Złoty Glob i brytyjską BAFTA.

– Byłam zszokowana – wspomina w wywiadzie dla „Guardiana”. – Po zdjęciach do „Elizabeth” powiedziałam mojemu agentowi: „Myślę, że zakończyłam karierę, zanim jeszcze się zaczęła”, więc takie dobre przyjęcie mojej roli stało się dla mnie wspaniałą niespodzianką. „Mąż idealny” Parkera, „Utalentowany pan Ripley” Minghelli, „Człowiek, który płakał” Potter, „Charlotte Gray” Armstronga, „Kroniki portowe” Hallstroma, „Włamanie na śniadanie” Levinsona, „Veronica Guerin” Schumachera, „Niebo” Tykwera wg scenariusza Krzysztofa Kieślowskiego i Krzysztofa Piesiewicza, „Kawa i papierosy” Jarmusha, „Zaginione” Howarda, „Podwodne życie ze Stevem Zissou” Andersona, „Władca pierścieni” Jacksona (obok Iana McKellena jako jedyna wystąpiła we wszystkich częściach tego cyklu) – to tylko niektóre filmy, w których Blanchett pojawiła się w ciągu następnych sześciu lat. Tytuły i nazwiska reżyserów mówią wszystko. Australijka zwróciła na siebie uwagę najlepszych.

Cate Blanchett wywalczyła dwa Oscary grając u największych sław

Rok 2004 zaś przyniósł jej Oscara za rolę drugoplanową w „Aviatorze” Martina Scorsesego. To był film o Howardzie Hughesie. Zdziwaczały, zmarły w 1976 r., ekscentryczny multimilioner, którego przez całe lata nikt nie widział na oczy, kiedyś był zapalonym lotnikiem, ale też jednym z największych playboyów Hollywoodu. Jako 18-latek odziedziczył po ojcu dobrze prosperującą fabrykę i już dwa lata później zaczął inwestować w filmy. Szybko stał się jednym z potentatów Złotej Ery kina. W „Hell’s Angel” wylansował Jean Harlow, romansował z Avą Gardner, Ginger Rogers, Kathariną Hepburn. I właśnie tę ostatnią diwę kina brawurowo zagrała Blanchett.

Posypały się kolejne propozycje. Blanchett pracowała jak w transie. „Babel” Iñárritu, „Dobry Niemiec” Soderbergha, „I’m Not There. Gdzie indziej jestem” Haynesa, gdzie wcieliła się w jedną z sześciu postaci Boba Dylana, „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona” Finchera – w tych wszystkich filmach dalej spotykała się na planie z najlepszymi reżyserami świata. A jednak nie upajała się sukcesem. W 2008 r. postanowiła ograniczyć swoje kontakty z kinem i razem z mężem prowadzić zespół teatralny w Sydney. Wiedziała, że sporo ryzykuje. – Znajomi mówili: „To błąd. Zdajesz sobie sprawę, że masz określony czas »przydatności do spożycia«”. Ale myślę, że to doświadczenie uczyniło mnie lepszą aktorką – przyznała w wywiadzie dla „Guardiana”.

Sama też zdawała sobie sprawę, że zniknięcie na dłużej z ekranu może się okazać niebezpieczne. Miała 40 lat i nie była pewna, jak potoczy się jej dalsza kariera. A ona rzeczywiście zwolniła. W ciągu kilku lat znaczącą rolę zagrała tylko w „Robin Hoodzie” i kontynuacji „Hobbita”, poza tym głównie użyczała swojego głosu w kreskówkach. Ale kiedy była już lekko zrezygnowana, dostała scenariusz „Blue Jasmine”. W 2013 r. w Los Angeles odebrała drugiego Oscara, choć początek współpracy z Woodym Allenem nie był łatwy.

– Po pierwszym dniu zdjęciowym podszedł do mnie i powiedział: „To jest okropne. I ty jesteś okropna” – wspomina.

Potem nie podobało mu się wszystko – scenografia, kostiumy, lokalizacje, ale do Blanchett się przekonał. „Musisz mi pomóc uratować ten film” – poprosił. Pomogła. Powstała pełna goryczy opowieść o świetnie dotąd prosperującej kobiecie, która traci wszystko i próbuje przetrwać kryzys u swojej przyrodniej siostry w San Francisco. W skromnym mieszkaniu, z nią, dwoma synami i nowym absztyfikantem. Film Allena jest pełen humoru, zabawnych dialogów i sytuacji, ale jest to śmiech przez łzy. Bo tak naprawdę wszyscy, z główną bohaterką na czele, są w nim odarci ze złudzeń. „Blue Jasmine” była opowieścią o krachu nadziei Amerykanów po aferach i piramidach finansowych. Oscar dla Cate Blanchett był całkowicie zasłużony, stworzyła głęboką, mądrą kreację. I przypomniała o sobie. Dziś nadal udziela głosu w animacji, nie unika blockbusterów, czasem występuje w jakimś odcinku telewizyjnej serii, ale też co jakiś czas udowadnia, że jest znakomitą aktorką. Ja przyznaję, że z ostatniego dziesięciolecia najwyżej cenię dwie jej kreacje.

Czytaj więcej

Juliette Binoche: Brawo dla młodych i brawo dla kobiet!

 „Carol” i „Tar” – dwa największe osiągnięcia Cate Blanchett

Pochodzący z 2015 r. film „Carol” Todda Haynesa opowiada o dusznym świecie, w którym człowiek wyłamujący się z ogólnie przyjętych norm traktowany jest jak zagrożenie i pozbawiany prawa do bycia sobą. O nietolerującej inności Ameryce lat 50. i systemie, który terroryzuje obywateli, wchodzi w ich prywatność, narzucając im „jedynie słuszne” sposoby na życie. Blanchett zagrała osobę z wyższych sfer, która wdaje się w romans z młodą ekspedientką z centrum handlowego. Dzieli je wszystko: pozycja społeczna, wiek, doświadczenie, charakter, a jednak zbliżają się do siebie. Rodzi się między nimi pożądanie, może powoli również uczucie. Jednak ten niedozwolony romans chce wykorzystać mąż Carol, by pozbawić ją prawa opieki nad dzieckiem. Bo w Ameryce lat 50. nie był akceptowany homoseksualizm. Blanchett jest świetna wtedy, gdy zagarnia dla siebie dziewczynę, ale i wtedy, gdy – szantażowana przez męża – ją odpycha.

To był dla aktorki ciekawy okres. W tym samym czasie nagrała eksperymentalne sceny do „Manifesto”, a dwa lata później zadebiutowała na Broadwayu w sztuce „The Present” – adaptacji „Płatonowa” Czechowa dokonanej przez jej męża.

Siedem lat później w filmie „Tar” Todda Fieldsa aktorka zagrała światowej klasy dyrygentkę, która do swojej kariery idzie po trupach, nie patrząc, kogo po drodze rani i krzywdzi. Jest władcza, bezkompromisowa. Wielka artystka, wielka osobowość. Córka? Dobrze ją mieć. Partnerka? Można nią poniewierać. Świadomie albo nawet tego nie zauważając. Blanchett precyzyjnie zbudowała postać Lydii Tar – tworząc wielką opowieść o cenie talentu i ambicji. Włożyła w tę rolę ogrom pracy.

„Kiedy zaczęliśmy rozmawiać o »Tar«, grała w dwóch innych filmach, ale codziennie po powrocie z planu przygotowywała się do naszej produkcji – opowiadał Fields. – Uczyła się niemieckiego, gry na pianinie. Nie odpuściła i wtedy, gdy zaczęliśmy zdjęcia. Po ostatnim klapsie zmywała szminkę i szła na lekcje dyrygentury albo spotykała się z Niną Hoss, żeby przećwiczyć scenę na Alexander Platz”.

Blanchett stworzyła na ekranie kreację prawdziwą aż do bólu. Wydawała się murowaną kandydatką do Oscara. Nominację dostała, ale akademicy z dość niewiadomych przyczyn oszaleli na punkcie koreańskiego „Wszystko wszędzie naraz”. Ze statuetką wyszła z Dolby Theatre Michelle Yeoh. Jednak w historii kina zostanie kreacja Blanchett. Czy nie zdarzają się Cate Blanchett wpadki? Rzadko, ale tak. Jak każdemu. Ostatnią była rola w adaptacji gry wideo „Borderlands” Eliego Rotha. Krytycy ten film science fiction zmiażdżyli, w wielu recenzjach pojawiało się pytanie, dlaczego Cate Blanchett zgodziła się w takim humbugu wystąpić, jedna z brytyjskich recenzji wręcz nosiła tytuł: „Cate, co robisz?”.

Cate Blanchett nie tylko gra w filmach, ale także troszczy się o sprawy społeczne

Ale cóż, każdemu zdarza się czasem źle wybrać. A Cate Blanchett ma gdzie się w słabszej chwili schronić. Bardzo mocno stoi na nogach. Jest jedną z nielicznych, obok Meryl Streep, gwiazd, które mają stabilny dom, tego samego męża od lat. Gdy poznała pisarza Andrew Uptona, uznała go za „nadętego dupka”. Ale już po trzech dniach zmieniła zdanie, a dwa tygodnie później zaprosiła go na kolację.

„Miałam w lodówce jedynie pstrąga, kozi ser i orzechy laskowe. Uznałam, że połączenie tych składników to wspaniały pomysł. Do dziś nie wiem, jak przełknął to danie. Ale najwyraźniej ryba faszerowana orzechami i serem wybitnie przypadła mu do gustu, bo chwilę później poprosił mnie o rękę” – opowiadała dziennikarzowi „Vogue’a”.

Pobrali się w 1997 r., nie mają z tej uroczystości zdjęć, bo nie stać ich wówczas było na fotografa. Ale małżeństwo okazało się sukcesem. Wspólnie prowadzili teatr, dziś razem z Coco Francini mają też firmę produkcyjną Dirty Films.

Tworzą spokojną rodzinę, wychowują trzech synów: Dashiela, Romana i Ignatusa Martina. W 2015 r. przeżyli małą rewolucję. Sprzedali swój piękny australijski dom i przenieśli się do Anglii. A przede wszystkim adoptowali kilkumiesięczną dziewczynkę. „Jako rodzice trzech chłopaków zawsze marzyliśmy o córce. Zbliżałam się do pięćdziesiątki, więc adopcja była dla nas najlepszą decyzją, jaką podjęliśmy. Dziś bez Edith nie wyobrażam sobie naszej rodziny” – napisała Blanchett na swoim profilu w mediach społecznościowych.

Praca i dom to jednak nie wszystko. Aktorka nie pozostaje obojętna na to, co dzieje wokół. Rok temu dołączyła do apeli o pokój i zawieszenie broni w Strefie Gazy. „Spotkania z uchodźcami całkowicie zmieniły moje spojrzenie na świat” – przyznała.

Aktywnie wspiera środowisko LGBT, nieobce są jej też sprawy kobiet. W 2018 r., podczas festiwalu w Cannes, razem z innymi artystkami stanęła na słynnych schodach do Pałacu Festiwalowego (była wówczas przewodniczącą głównego jury), by z Agnès Vardą odczytać apel: „Jest nas tu dzisiaj 82. Tyle właśnie kobiet-reżyserek weszło tymi schodami do Pałacu, począwszy od pierwszej edycji festiwalu filmowego w Cannes w 1946. W tym samym czasie wspięło się na nie 1688 reżyserów-mężczyzn”. I zaapelować: „Miejsce, w którym się dzisiaj znajdujemy, jest symbolem naszej determinacji. Schody przemysłu filmowego muszą być dostępne dla wszystkich. Wchodźmy na nie”.

Czytaj więcej

Jak przerwać życie w kłamstwie

Świetna aktorka, fajna kobieta, która poza okresami zdjęć i promocji filmów stara się prowadzić – na ile to możliwe – zwyczajne życie. – Nie lubię poświęcać sobie samej zbyt dużo uwagi – twierdzi. – Egotyzm to wielki błąd. Aktor powinien być otwarty na innych. Nie mówić, lecz słuchać i patrzeć.

Cate Blanchett jako przewodnicząca jury Międzynarodowego Festiwalu Filmowego EnergaCAMERIMAGE oceni filmy konkursu głównego. W jury znaleźli się m.in. autorka zdjęć Jolanta Dylewska, jej koledzy po fachu Anthony Dod Mantle, Rodrigo Prieto i Łukasz Żal, producentka Anna Higgs i kostiumografka Sandy Powell.

O Złotą Żabę będą walczyli operatorzy 12 filmów: m.in. tytułów nagrodzonych w Berlinie, Cannes i Wenecji. Festiwal otworzy pokaz „Blitz” Steve’a McQueena, zdobywcy Oscara za „Zniewolonego”. Nowy film rozgrywa się podczas II wojny światowej w czasie nalotów na Londyn.

Na EnergaCAMERIMAGE w Toruniu zapowiedziało się wielu znamienitych gości, m.in. Gianfranco Rosi – jeden z najciekawszych dokumentalistów świata, laureat berlińskiego Złotego Niedźwiedzia za „Fuocoammare. Ogień na morzu” – czy japoński aktor Hiroyuki Sanada, znany m.in. z serii „Shogun”. Poza nimi cała plejada operatorów świata, bo ich pracy poświęcony jest CAMERIMAGE. Miejmy nadzieję, że nie przeszkodzi w tym nieporozumienie wokół wypowiedzi dyrektora Marka Żydowicza o parytecie i operatorkach.—b.h.

Zdobywczyni czterech brytyjskich nagród filmowych BAFTA, czterech Złotych Globów i worka wyróżnień krytyków, do Oscara była nominowana ośmiokrotnie, a statuetkę odebrała dwa razy – za role w „Aviatorze” i „Blue Jasmine”. Potrafi zagrać wszystko. Była na ekranie królową Elżbietą I i Katharine Hepburn, zakonnicą, lesbijką, wielką dyrygentką i lekarką, komiksową bojowniczką i królową elfów. Występowała w blockbusterach i obrazach skromnych, ale również w teatrze.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Ołeksandr Szczur: Nasz film „Bucza” nie będzie łatwy dla Rosjan. Zobaczą swoje zbrodnie, a nie propagandę
Plus Minus
Trudne relacje Polski z Ukrainą. Przegapiliśmy okazję, by stawiać jej warunki
Plus Minus
Kolejne cele Putina. Które kraje są dziś najbardziej zagrożone przez Rosję?
Materiał Promocyjny
Fotowoltaika naturalnym partnerem auta elektrycznego
Plus Minus
Mariusz Cieślik: W imię paktu Putin-Kaczyński niektórzy poświęcą nawet godność