Estera Flieger: Jaka Polska jest warta poświęceń?

Co jest „naprawdę warte poświęceń po powstańczym dziele”, kiedy walka skończona? Zadać mogli sobie to pytanie Polacy pod koniec XIX wieku. W roku 1918 i 1989. O to samo mogą zapytać dziś.

Publikacja: 08.11.2024 13:00

Estera Flieger: Jaka Polska jest warta poświęceń?

Foto: Wojciech Kryński/Forum

Nad Wisłą gnieżdżą się nędzarze

Królestwo Polskie, Warszawa, około 1878 r. Stanisław Wokulski, zamożny kupiec, spaceruje wzdłuż Wisły. „W miastach zaborów austriackiego i rosyjskiego dzielnice nadbrzeżne pozostały ubogie, zamieszkane przez lumpenproletariuszy, wyrobników i świat przestępczy, jak na przykład warszawskie Solec i Powiśle” – pisze w książce „Wisła. Biografia rzeki” prof. Andrzej Chwalba.

Miasta polskie lokowane były przeważnie na prawie magdeburskim – najważniejszy był więc rynek. „W epoce średniowiecznej i nowożytnej ku Wiśle były zwrócone jedynie przedmieścia zamieszkane przez rybaków i miejską biedotę. W te rejony nie zapuszczali się lepiej sytuowani mieszkańcy miast, którzy uważali je za niebezpieczne i zaniedbane” – kontynuuje krakowski historyk. A jednak Wokulski tam idzie. „Oto miniatura kraju”, pomyślał.

Figurki w oknie sklepu stoją. Sklep zmienia pana, a świat postać

Zmianę przynosi wiek XIX. Nadeszła nowa epoka: żelaza, pary i węgla. Od rynku ważniejszy jest dworzec. Miasta – pisze prof. Andrzej Chwalba – dosłownie „puchną”. Wylewają się przez mury i bramy, które lada moment zresztą runą. Pomiędzy rokiem 1800 a 1914 liczba ludności Warszawy wzrosła dziesięciokrotnie.

„Zburzenie murów miejskich otworzyło miasto na rzekę. Ujrzano ją w całej okazałości i z czasem pokochano” – notuje biograf Wisły. Ale na zaślubiny miasta z rzeką trzeba było jeszcze trochę poczekać.

Mówi się: „Rzeki kijem nie zawrócisz”. Ale wystarczy spojrzeć we właściwym kierunku. „Frontem do Wisły” – hasło podchwycił w latach 30. XX wieku Stefan Starzyński, prezydent stolicy (zagrało zresztą i w Krakowie). Nabrzeża stały się miejscem tak wypoczynku, jak i lokaty kapitału. Cena za metr kwadratowy mieszkania na Powiślu bije właśnie kolejny rekord. Wokulski przechadza się dziś gdzieś indziej.

„Warszawa jest znakomitym przykładem miasta o bardzo wyraźnych podziałach klasowych” – mógł napisać Prus, a mówi w listopadzie tego roku „Gazecie Wyborczej” prof. Tomasz Sobierajski. „W Warszawie czym innym jest godność mieszkanki willi na Starym Mokotowie czy Wilanowie, a czym innym mieszkanki zdewastowanej kamienicy na Pradze Północ, która do toalety musi chodzić na półpiętro”. Według danych, które na podstawie ostatniego narodowego spisu ludności opracował Główny Urząd Statyczny, ok. 900 tys. mieszkań w Polsce wciąż nie ma dostępu do łazienki i toalety.

„Postulujemy więc przesunięcie myślenia (…) w kierunku logiki »Nie stać nas na tolerowanie tak dużych nierówności«” – piszą Paweł Bukowski, Jakub Sawulski i Michał Brzeziński („Nierówności po polsku. Dlaczego trzeba się nimi zająć, jeśli chcemy dobrej przyszłości nad Wisłą”). „Bez odpowiedniej zmiany polityki w tym zakresie Polsce grozi (…) wolniejszy rozwój i coraz ostrzejszy konflikt społeczny”.

Czytaj więcej

Historycy ukręcili na siebie bicz. Dlaczego Donald Tusk miałby się z nimi liczyć?

Architektura miała wyrwać Polskę z XIX wieku. Nawet ZUS inwestował w tanie mieszkania

W powietrze wylatuje zamek, stając się marzeń rozpadliną

Frankfurt, 1929 rok. Rozpoczyna się Międzynarodowy Kongres Architektury Nowoczesnej. Hasło przewodnie: „Mieszkanie dla minimum egzystencji”. Polacy prezentują trzy projekty osiedli społecznych: WSM Żoliborz, Osiedle Gdyńskiej Spółdzielni Mieszkaniowej i kolonia mieszkalna na Polesiu Konstantynowskim (Łódź).

W trzecim odcinku serialu dokumentalnego „Rzeczpospolita modernistyczna” (produkcja Narodowego Instytutu Architektury i Urbanistyki) architekci i historyczki sztuki opowiadają o modernistach, którzy tworzyli w II Rzeczypospolitej: z kontaktami w międzynarodowym środowisku, ambitni, znaleźli partnerów wśród działaczy społecznych, entuzjastów spółdzielczości, socjologów i urbanistów. Inaczej niż teraz, myśli się wtedy kompleksowo.

Architektura jest wehikułem, który ma przenieść Polskę z wieku XIX do XX. To – utrzymuje Grzegorz Piątek – „wraz z ekspansją globalnego kapitalizmu w liberalnym wydaniu udało się skutecznie zakwestionować możliwość sprawiedliwej i zrównoważonej modernizacji”, przypisanej w 20-leciu architekturze i państwu (oprócz władz lokalnych i spółdzielczych w tanie mieszkalnictwo inwestowały spółki państwowe – ZUS, Towarzystwo Osiedli Robotniczych, Fundusz Kwaterunku Wojskowego oraz inne zawodowe). „Dlatego trzeba przypominać o tym, że był czas, w którym owszem, powstawały piękne luksusowe kamienice, lecz architekci, urbaniści, społecznicy czy decydenci próbowali też wykorzystywać projektowanie, by zmierzyć się z wyzwaniami współczesności (…). Czy potrafimy sobie wyobrazić świat, w którym ambicją architektury nie są spektakularne popisy formalne odciągające uwagę od chytrej kalkulacji, lecz innowacyjne, rzetelne i solidarne rozwiązywanie problemów?” – puentuje „Gdynię obiecaną” historyk architektury.

Arystokraci i bogacze topią w wyścigach ciężkie sumy. Nikt nie wie, co naprawdę warte poświęceń po powstańczym dziele

Międzywojenna Polska nie wyeliminowała analfabetyzmu, a 10 proc. dzieci w wieku szkolnym znajdowało się poza zasięgiem systemu szkolnym. Och, nie była idealna – na wystawie „Art déco” w Muzeum Mazowieckim w Płocku znajduje się multimedialny ekspozytor „Rewersy Drugiej Rzeczpospolitej”: zrobione w 1931 r. zdjęcie bezdomnej kobiety zestawione jest z pnącymi się ku górze i pełnymi światła modernistycznymi budynkami w Katowicach i Lwowie.

„W okres niepodległości społeczeństwo polskie wchodziło podzielone na dwa odrębne światy” – stwierdza prof. Włodzimierz Mędrzecki („Odzyskany śmietnik”). To „posttradycyjne wsie” i „enklawy nowoczesności” (dla porównania w latach 90. pojawiły się w Polsce „enklawy biedy”: zjawisko to opisali łódzcy socjolodzy – prof. Wielisława Kazimiera Warzywoda-Kruszyńska i dr Bogdan Jankowski).

Dyskusji o kierunkach rozwoju towarzyszyły dylematy: „Jedną z istotnych przeszkód w podjęciu bardziej ambitnych planów był brak zgody co do istotnej roli uprzemysłowienia w modernizacji kraju. Wielu ekonomistów, a za nimi polityków obozu rządzącego (…) stało na stanowisku, że gospodarka narodowa jest bytem autonomicznym, kształtowanym przez wieki, do którego należy dostosowywać poziom i model życia społeczeństwa (…). Dodatkowy argument stanowiła obawa przed zadłużeniem kraju w celu realizacji (zbyt) ambitnych programów inwestycyjnych, tym bardziej że pożyczki zagraniczne były potrzebne na rozbudowę potencjału obronnego kraju. Stale przywoływanym argumentem za bardzo ostrożną polityką gospodarczą były groźby pogłębienia się deficytu budżetowego oraz inflacji” – pisał prof. Mędrzecki.

Ale, dodawał, po „latach wyrzeczeń kryzysowych starano się intensywnie odrabiać zaległości w wypoczynku i rekreacji”. Jeśli wszystkich „jeszcze nie było na to stać”, mieli o tym marzyć: „Układ ten wytwarzał dodatkową energię społeczną i determinację do walki o poprawę warunków swojego życia i realizacji ambicji”.

W grudniu 1938 r. wicepremier i minister skarbu Eugeniusz Kwiatkowski przedstawił pięcioetapowy plan: horyzont rozwoju II Rzeczypospolitej sięgał 1954 r. I choć ostatecznie szlag te plany trafił, to nie mieli podobnego horyzontu Polacy w XIX wieku. Akcja „Lalki” rozpoczyna się 15 lat od upadku powstania styczniowego (kolejny zryw dopiero w 1905 r.; zresztą któż mógł go przewidzieć). Wydawać się mogło, że walka skończona. Co więc robić?

Wokulski jako pole iście polskiego napięcia: już pozytywista, ale jeszcze przecież romantyk. „Aż niemal do końca XIX wieku główną płaszczyzną, wokół której ogniskowało się życie Polaków, była sprawa niepodległości: drogi jej osiągnięcia, stosunki z zaborcami i starania o pomoc zewnętrzną. Dopiero wraz z rozwojem kapitalizmu i kształtowaniem się nowej struktury społecznej, a także wraz ze zmianą statusu społecznego chłopów i rozwojem ich bardziej nowoczesnej świadomości politycznej, drugą płaszczyzną życia politycznego, poprzednio słabiej rozwiniętą, stały się kontrowersje wokół urządzenia stosunków społecznych i politycznych w istniejących aktualnie warunkach oraz w przyszłym, odbudowanym państwie. Obie te płaszczyzny, narodowa i społeczna, dopiero zaczęły się coraz silniej splatać” – wyjaśnił to prof. Jerzy Topolski.

Co jest więc „naprawdę warte poświęceń po powstańczym dziele”, kiedy skończona walka? Zadać mogli sobie to pytanie Polacy pod koniec XIX wieku. Tak w roku 1918, jak i 1989. Oraz dziś.

„Nasz naród jak lawa/ Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa/ Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi/ Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi...” – to przecież nasz wieszcz Adam Mickiewicz. Tworzący tzw. nową historyczną szkołę krakowską Władysław Konopczyński upierał się w 20-leciu, że istnieje „historycznie powstały charakter narodowy polski”, który stanowi „najistotniejszą naszą spuściznę dziejową”. Być może to „nieprawdopodobna żywotność Polaków”, którą diagnozuje w rozmowie z magazynem „Więź” dr Michał Przeperski: historyk, która bada m.in. transformację gospodarczą, widzi ją w szyldach reklamujących setki najróżniejszych biznesów, które znikają, kiedy tylko podróżny opuści Polskę i znajdzie się na Litwie lub w Czechach. Przecież w zbiorowej pamięci niemieckiej okupacji zapisała się piosenka „Teraz jest wojna/ Kto handluje, ten żyje/ Jak sprzedam rąbankę, słoninę, kaszankę/ To bimbru się też napiję”.

Może i „Polacy żyją z bożej łaski, piastując myśli niedzisiejsze”, ale i jeśli łaska się wyczerpie, mają ten gen przetrwania, a utopia niesie realny ratunek. „Niepodległość ochrania się od zewnątrz, ale buduje się ją od wnętrza”, przypomina Konopczyński.

Świat jest brzemienny w wynalazki, metale od powietrza lżejsze

W „Sztafecie” Melchior Wańkowicz, bardziej rzecznik sanacyjnego rządu niż reportażysta, napisze: „Teraz już można lżej pracować, już można tworzyć istotnie w radości pracy bez tragicznego bohaterstwa jednostek”.

Znamienny jest podtytuł książki Mędrzeckiego: „Jak radziliśmy sobie z niepodległością w II Rzeczypospolitej”. Jak się urządzić, kiedy „zagadnienie niepodległości szczęśliwie schodzi z porządku dziennego”, by znów posłużyć się Konopczyńskim? Ale i nie zgrzeszyć pychą, zakładając, że tak będzie zawsze? „Jeżeli Polska ma utrzymać swą niepodległość (…) musi ona odzyskać wewnętrzną zdolność do rozwoju, więc lepszą konstytucję, administrację, ekonomikę, oświatę i wojsko”, szepcze Konopczyński. Ach, nic prostszego.

Czytaj więcej

Przemysław Batorski: Męki polityki historycznej

Stefan Starzyński jak Wokulski z „Lalki” Bolesława Prusa, szansę dla Polski widział w pracy. A kto jest dzisiaj Rzeckim? 

Rzecki umiera weteranem. Wokulski znika pod ruiną

Człowiek spragniony nie cofa się od Krynicy (…). Od dzieciństwa żyłem jak ptak spętany (…). A dziś, kiedy rozwinęły mi się skrzydła, zaczynacie na mnie wrzeszczeć, jak swojskie gęsi na dziką, która zerwała się do lotu”, rwie się bohater Bolesława Prusa. Właściwie nie znamy jego losu. U Jacka Kaczmarskiego w „Lalce, czyli polskim pozytywizmie” nie ginie, lecz znika.

Wo Ku Kyi z Kraju Który Nie Istnieje przybywa do pogrążonego w kryzysie Cesarstwa Nihonu z „metalem lżejszym od powietrza”: sprzeda i pomoże potomkom samurajów rozwinąć technologię. „Cesarstwo Nihonu zbuduje na tych formułach potęgę militarną zdolną do związania sił zbrojnych Rosji na Dalekim Wschodzie – tak by na drugim, europejskim jej krańcu, Kraj Który Nie Istnieje zdołał wygryźć z bezbronnego wtedy ciała Imperium Rosyjskiego wystarczająco wiele terytorium, ażeby nareszcie zaistnieć”. Rolę biografisty Wokulskiego przejął z rąk Bolesława Prusa w „Imperium Chmur” Jacek Dukaj. Stanisław buduje teraz „Okręty Żelaza Ducha dla Cesarskiej Marynarki Nieba”. Ma laboratorium i bibliotekę w Holenderskich Indiach Wschodnich, a nawet plantację na Jawie. Buduje miasto w górach Francuskich Indochin, a na prośbę brytyjskiego sekretarza Kolonii Cieśnin reformuje dzielnice chińskich robotników w Singapurze.

„Podciągnąć Polskę wyżej”, pisał Stefan Starzyński, który podobnie jak bohater „Lalki” widział szansę w pracy. Były więc w dziejach Polski horyzonty. Obietnice, aspiracje i marzenia. A jeśli one stanowią o niepodległości po dziele powstańczym? Kim jest więc Wokulski naszych czasów, a kim Rzecki, który utknął w epoce minionej? Do czego zmierza III Rzeczpospolita? I dlaczego ma przetrwać?

* Cytaty pochodzą z utworu Jacka Kaczmarskiego „Lalka, czyli polski pozytywizm”

Kim jest Wokulski naszych czasów, a kim Rzecki, który utknął w epoce minionej? Na zdjęciu Bronisław

Kim jest Wokulski naszych czasów, a kim Rzecki, który utknął w epoce minionej? Na zdjęciu Bronisław Pawlik jako Rzecki i Jerzy Kamas jako Wokulski w serialowej ekranizacji „Lalki” Bolesława Prusa w reżyserii Ryszarda Bera, 1977 r.

Foto: POLFILM/EAST NEWS

Nad Wisłą gnieżdżą się nędzarze

Królestwo Polskie, Warszawa, około 1878 r. Stanisław Wokulski, zamożny kupiec, spaceruje wzdłuż Wisły. „W miastach zaborów austriackiego i rosyjskiego dzielnice nadbrzeżne pozostały ubogie, zamieszkane przez lumpenproletariuszy, wyrobników i świat przestępczy, jak na przykład warszawskie Solec i Powiśle” – pisze w książce „Wisła. Biografia rzeki” prof. Andrzej Chwalba.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI Act. Jak przygotować się na zmiany?
Plus Minus
„Jak będziemy żyli na Czerwonej Planecie. Nowy świat na Marsie”: Mars równa się wolność
Plus Minus
„Abalone Go”: Kulki w wersji sumo
Plus Minus
„Krople”: Fabuła ograniczona do minimum
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Viva Tu”: Pogoda w czterech językach