No tak, PiS wprowadziło przynajmniej PIT 0 proc. dla osób w wieku emerytalnym, które pracują i nie pobierają świadczenia.
I to zostało dobrze przyjęte, bo ludzie pracują dłużej, jeśli mogą i jeśli im się to opłaca. Życie na emeryturze za 2,5 tys. zł to nie jest marzenie większości emerytów.
Czy byli tacy ludzie w otoczeniu Tuska, którzy mówili, że powinien poszukać innych rozwiązań?
Nie. Jacek Rostowski, minister finansów, zdecydowanie popierał tę reformę. Jan Krzysztof Bielecki, główny doradca Tuska – też. A Władysław Kosiniak-Kamysz miał wtedy jeszcze słabą pozycję polityczną. Był ministrem pracy ledwie kilka miesięcy. Trafił do rządu z lokalnej polityki, bo wcześniej był tylko radnym miejskim w Krakowie, nie miał doświadczenia parlamentarnego ani tym bardziej ministerialnego. Jak prymus wykonał zadanie, które mu powierzono. A PiS skorzystało z okazji i ukręciło z tego populistyczne hasło „nie chcemy pracować aż do śmierci”, co przecież nie było prawdą.
Jednak podwyższenie kobietom wieku emerytalnego o siedem lat, a rolniczkom nawet więcej, okazało się nie do zaakceptowania.
Też uważam, że było kompletnie nieprzemyślane. Wprawdzie wiem, że UE domagała się zrównania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn, traktując to jako politykę równości, ale wystarczyło trochę asertywności i można się było od tego zrównania uchylić. Co więcej, ze zdumieniem słuchałem, jak Tusk podczas debaty nad podwyższeniem wieku emerytalnego obrażał Piotra Dudę, przewodniczącego Solidarności, sugerując, że jest pętakiem, bo chce referendum w tej sprawie. Takich rzeczy, z szacunku choćby dla protestujących wtedy w Warszawie setek związkowców, po prostu się nie robi. To było działanie bezsensowne.
To dlaczego Tusk to zrobił?
To był czas, kiedy po zwycięstwie w roku 2011 w KPRM ciągle jeszcze panowała euforia. W Sejmie mówiło się, że poziom wody sodowej w Alejach Ujazdowskich (czyli w Kancelarii Premiera) ciągle jest tak wysoki, iż można pływać pod sufitem. Krótko mówiąc, sodówka wszystkim tam uderzyła do głowy. Zresztą widać to było już podczas konstruowania drugiego rządu. Powołanie Joanny Muchy na ministra sportu zamiast ministra zdrowia, do czego miała kompetencje, lub powierzenie Sławomirowi Nowakowi ministerstwa transportu zamiast sportu, to były takie gry i zabawy cara ze swoimi dworzanami. Jednych napuszczał na drugich, obsadzał ludzi na stanowiskach, do sprawowania których nie mieli ani wiedzy, ani serca i w rezultacie potykali się o własne nogi.
Jarosław Kuisz: Należy upaństwowić media społecznościowe
Można mieć miliony odsłon w ciągu miesiąca i z dnia na dzień dostać po łapie od kogoś lub czegoś (AI) ze Stanów Zjednoczonych. To jest niewiarygodne, że demokracje europejskie na to pozwoliły. Potrzebujemy starych mediów, żeby mieć przeciwwagę dla tych nowych - mówi dr. Jarosław Kuisz, twórca i redaktor naczelny Kultury Liberalnej.
Pierwszy rząd Donalda Tuska był mimo wszystko lepiej skonstruowany
Pierwszy rząd Tuska był lepiej skonstruowany? Pamiętam, że Bogdan Zdrojewski miał zostać ministrem obrony narodowej, a trafił do resortu kultury. Cezary Grabarczyk szykował się na Ministerstwo Sprawiedliwości, a wylądował w infrastrukturze.
Ale Grabarczyk przynajmniej pracował wcześniej w komisji infrastruktury, a Zdrojewski jest z wykształcenia kulturoznawcą. Zatem ten pierwszy rząd był jeszcze w miarę sensownie budowany. Ale drugi rząd Tuska to już był kompletny freestyle, jak mawia młodzież.
Jarosław Gowin, filozof z wykształcenia, został ministrem sprawiedliwości.
A mało znany i moim zdaniem pozbawiony formatu ministerialnego Mikołaj Budzanowski otrzymał tekę ministra Skarbu Państwa. Był w tej roli zagubiony jak mały chłopiec.
Tusk się nie bał, że ci ludzie bez przygotowania zawalą ważne dla kraju sprawy i trzeba będzie wszystko naprawiać albo przynajmniej się wstydzić?
Uważał, że PR-em wszystko da się załatwić. W najbliższym otoczeniu Tuska bardzo popularne było wtedy powiedzenie: „Kochanie, to nie jest tak, jak myślisz”, używane czasem w życiu jako wstęp do tłumaczeń ze zdrady. Oni byli przekonani, że gdyby coś poszło źle, to wystarczy, by wyszedł Tusk na konferencję prasową i powiedział coś w stylu: „Kochani, to nie jest tak, jak myślicie”, i wyborcy we wszystko uwierzą. Sam Tusk już wtedy miał przekonanie, że wynik wyborczy całej PO jest pochodną jego osobistej popularności. Nawet w wyborach samorządowych, gdzie jednak lokalni liderzy mają znaczenie. Pamiętam, jak wygłosił taką opinię pod koniec 2010 roku po wygranych wyborach samorządowych. Brzmiała ona mniej więcej tak: „Ten sukces to jest mój sukces. A tam, gdzie jest porażka – to wasza porażka, bo nie zrobiliście tak, jak ja chciałem”. I to przekonanie w nim narastało. W kampanii w roku 2011 było to m.in. powodem gorącego konfliktu pomiędzy nim jako liderem formacji a mną jako szefem sztabu.
Dlaczego?
Tusk uważał, że spot „300 mld” jest niepotrzebny, i nie chciał w nim wystąpić. Chciał być „tym jedynym, a nie jednym z ekipy”. Dlatego słowa o tym, że mamy drużynę, która wie, jak wynegocjować z UE największą kasę, wypowiada tam Radek Sikorski. Tusk jest doklejony na końcu, bo uparłem się, że spot bez niego i tak pójdzie do emisji. Z trudem wypowiedział wtedy słowa „my”, a nie „ja”. A my, w sztabie, wiedzieliśmy z badań, że ludzie chcą zobaczyć zespół, drużynę, a nie wodza. Podobnie jest teraz. On jest przekonany, że zwycięstwo z 2023 roku jest osobiście jego, a przecież gdyby nie Trzecia Droga, to byłaby trzecia kadencja PiS.
Czy pana zdaniem Donald Tusk zaskoczy nas czymś w tej kadencji?
Trudno na to odpowiedzieć, bo nie wiadomo, co się wydarzy. Ale jeżeli nie zdarzy się nic nadzwyczajnego, to niczego spektakularnego bym się nie spodziewał. Dlatego następne wybory parlamentarne w 2027 roku będą znowu przypominały te z 2011, gdy trzeba będzie bronić dyskusyjnego dorobku tej koalicji, bo proste „***** PiS” już nie wystarczy.
A nie zaskoczył pana fakt, że Tusk, który się reklamował jako polityk znakomicie funkcjonujący w Unii Europejskiej, nie został zaproszony do udziału w konferencji na temat wojny w Ukrainie?
Po zwycięstwie 15 października prawie wszyscy w Europie chwalili Tuska. Jednak to były chwilowe emocje, jak w sporcie – gdy zdobywasz puchar, wszyscy ci gratulują i przez krótki czas możesz się nim cieszyć. Za chwilę jednak zaczynają się kolejne rozgrywki i już nikt o tym poprzednim trofeum nie myśli. Francja i Niemcy ciągle są największymi płatnikami do budżetu UE, która jest największym donatorem pomocy dla Ukrainy, a Amerykanie i Brytyjczycy wyłożyli na to najwięcej poza UE. Nic dziwnego więc, że to oni usiedli do stołu. A Polska? To, że Tusk był przez pięć lat przewodniczącym Rady Europejskiej i odniósł krajowy sukces wyborczy w ubiegłym roku, nie daje mu – wbrew rządowej tromtadracji – nadzwyczajnej pozycji w Europie. Instytucje UE nie zależą od pozycji tego czy innego polityka w kraju członkowskim, ale od tego, ile ten kraj wpłaca do wspólnego budżetu.