Dlaczego to zrobiono?
Spodziewano się ataku na tę ustawę, więc potwierdzono jej legalność w Trybunale Konstytucyjnym.
Co z tego wszystkiego teraz wyniknie?
Teraz mamy próby odwracania tego wszystkiego i dopiero teraz widzimy, jak cały system został zabetonowany przez poprzednią władzę. Powołano Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego obsadzoną wyłącznie przez osoby podyktowane przez ministra Ziobrę. To był taki specjalny sąd, co jest w Polsce zakazane.
Dlaczego specjalny?
No bo to nie był sąd w ramach struktury Sądu Najwyższego, miał cechy odrębne, a jego członkowie mieli wyższe pensje niż sędziowie SN. Na żądanie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej zlikwidowano tę izbę w taki sposób, że jej członkowie mogli sobie wybrać, do jakiej izby mają być przeniesieni jako sędziowie Sądu Najwyższego. Niektórzy poszli w stan spoczynku, choć mieli ledwie po 40 lat. A potem władza powołała dwie nowe izby – Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych oraz Odpowiedzialności Zawodowej. Obie zostały obsadzone przez neosędziów i mają polityczny charakter. Przy czym jedna z tych Izb decyduje o ważności wyborów. Od 1993 r. o ważności wyborów decydowała Izba Pracy Sądu Najwyższego, a PiS przekazało to Izbie Kontroli Nadzwyczajnej, do której dało swoich ludzi.
Uważa pan, że orzekała niewłaściwie w sprawie ważności wyborów?
Nie, tego zarzutu postawić nie mogę. Ale troszkę był strach, że może wybory październikowe mogą być zakwestionowane. Choć państwo należące do Unii Europejskiej jednak na to sobie pozwolić nie mogło. Ale dzisiaj mamy problem z decyzją Państwowej Komisji Wyborczej. Będzie ją oceniała Izba Kontroli Nadzwyczajnej i nie wiemy, jak zdecyduje. A system powinien być tak skonstruowany, żeby decyzje sądów nie budziły wątpliwości. Nikomu do głowy nie może wpaść, że Sąd Najwyższy może być manipulowany czy podporządkowany politycznie. I do tego wszystkiego mamy status neosędziów, to znaczy tych, którzy zostali powołani lub awansowani na wniosek KRS, która jest sprzeczna z konstytucją niezależnie od tego, co orzekł Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej. Ci wszyscy sędziowie awansowali, co było niezgodne z konstytucją, i prezydent nie powinien podpisywać im nominacji. Stąd jest ten cały bałagan.
A propozycja ministra sprawiedliwości Adama Bodnara – cofnięcie wszystkich awansów od 2018 roku – jest w porządku?
Moim zdaniem tak. Skoro KRS jest niekonstytucyjna, to te nominacje też są niekonstytucyjne.
Nie sądzi pan, że trąci to odpowiedzialnością zbiorową?
Nie, ponieważ sędziowie, którzy otrzymali nominacje po ukończeniu szkoły, nie są uznawani za neosędziów. Jest ok. 1600 osób awansowanych. I z tego ok. 900 do 1000 osób ma wrócić na poprzednie stanowisko. Oni mogą od razu stanąć do konkursu, który będzie rozstrzygała prawidłowo uformowana Krajowa Rada Sądownictwa. Natomiast ok. 500 osób będzie miało postępowanie dyscyplinarne.
Środowisko sędziowskie jest w tej chwili bardzo skłócone. Między sędziami panuje taka sama nienawiść jak między politykami. Wyobraża pan sobie, że tzw. neosędzia, który wystartuje w konkursie na wyższe stanowisko, ma szanse je uzyskać?
Nie wykluczam tego. Przecież w tych wyższych sądach będzie brakowało sędziów. Oni tam muszą pozostać, jeżeli nie ma do nich zastrzeżeń.
No to po co to wszystko? Czy chodzi o upokorzenie człowieka?
Nie chcemy, żeby były niesnaski między sędziami. Ale te osoby nie postąpiły fair, występując do Krajowej Rady o awans, a wiedząc, że jest to organ niekonstytucyjny. Za taki czyn trzeba odpowiedzieć. Zatem nie uważam, żeby to była jakaś dyskryminująca dolegliwość. Natomiast ci, którzy popełnili takie czy inne świństewka albo byli bardzo posłuszni, będą mieli postępowanie dyscyplinarne, a niektórzy z nich nawet karne. Moim zdaniem to jest w porządku i to trzeba zrobić.
Czy uważa pan, że możliwe jest wyłonienie Trybunału, który będzie uznawany przez wszystkich?
Jest bardzo dobra ustawa, która została ostatnio przyjęta przez Sejm po poprawkach Senatu. Prezydent jej nie podpisze, to jest zupełnie oczywiste. Mam pewne uwagi do tej ustawy, ale ona idzie w dobrym kierunku. Przede wszystkim jest na nowo zbudowana procedura wybierania sędziów Trybunału. Kandydatem nie może być osoba, która mniej niż cztery lata przed wyborem była członkiem partii, zajmowała stanowisko w rządzie lub pełniła inne funkcje publiczne np. prezesa NIK. To jest bardzo dobre sito. Poza tym kandydaci muszą uzyskać trzy piąte głosów w Sejmie. A więc też i opozycja miałaby głos decydujący. Dopóki nie będzie następcy, to przedłuża się kadencję sędziego, który ma być zastąpiony.
Senat wprowadził do tej ustawy poprawkę, że jeżeli w ciągu 14 dni wybrany sędzia nie zostanie zaprzysiężony przez prezydenta, to może zaprzysiąc się w pewnym sensie sam, za pośrednictwem notariusza. Czy to nie jest ograniczenie konstytucyjnej prerogatywy prezydenta?
Jeżeli prezydent nie chce skorzystać ze swojej prerogatywy, to trudno. Choć muszę pani powiedzieć, że jestem przeciwko temu rozwiązaniu. Rozumiem, że to jest pokłosie 2015 roku, kiedy prezydent odmówił przyjęcia ślubowania od sędziów wybranych przez Sejm kończący kadencję, tylko przyjął ślubowanie od tzw. dublerów wybranych w nowym Sejmie. Wtedy pojawił się taki pomysł, żeby ta trójka wysłała poświadczone przez notariusza ślubowanie do prezydenta. Jednak to jest nieeleganckie rozwiązanie.
Krzysztof Janik: Państwo musi czasem o siebie zadbać
Wymagamy, aby państwo zajmowało się przedsiębiorcami, górnikami i innymi grupami zawodowymi. Ale o jego sprawności decydują policjant, żołnierz, strażnik graniczny, sędzia czy gminna urzędniczka - mówi Krzysztof Janik, politolog, szef MSWiA w latach 2001–2004.
Jest dużo sędziów, którzy mają na sumieniu bardzo brzydkie rzeczy. Na przykład Małgorzata Manowska
Czy pana zdaniem obecne rozliczenia z tzw. neosędziami są adekwatne do ich przewinień? Po okresie komunizmu sędziowie nie zostali rozliczeni. Wymiar sprawiedliwości nie został zdekomunizowany.
Jak już mówiłem, byłem przy Okrągłym Stole i decyzja w tej sprawie zapadła przy podstoliku prawniczym. Udało nam się przeforsować lustrację prokuratorów, w której wyniku 20 proc. ludzi wyleciało z zawodu. Dokonaliśmy też lustracji Sądu Najwyższego. To był najbardziej upolityczniony sąd, w którym obowiązywała kadencyjność. Sędziowie byli wybierani na pięć lat i jeżeli byli „grzeczni”, to Biuro Polityczne zatwierdzało ich na następne pięć lat. W wyniku tej lustracji w Izbie Karnej zostało dwóch sędziów z 27. Reszta została wyrzucona. Izba wojskowa też została wyrzucona prawie w całości. Natomiast w Izbie Cywilnej wyrzuconych było mniej, bo ona nie była nadmiernie upolityczniona. Inna była sytuacja z sędziami sądów powszechnych. Wyszliśmy z założenia, że sami sędziowie w postępowaniach dyscyplinarnych się oczyszczą. Z dzisiejszej perspektywy było to bardzo naiwne. Ale trzeba sobie wyobrazić sytuację, że w drodze takiej lustracji wyeliminowalibyśmy 50 proc. sędziów orzekających w sprawach karnych. Co byśmy zrobili ze sprawami karnymi?
Może wystarczyłoby wyrzucić 20 proc. sędziów, tak jak prokuratorów?
Ale skąd byśmy tych sędziów wzięli później? I co zrobić z wyrokami przez nich wydanymi? Unieważnić?
Minister Bodnar znalazł sposób – wszystkie wyroki są ważne. Zatem nie było to chyba takie trudne.
Zgoda, ale proszę zwrócić uwagę, że to był 1989 rok. Mieliśmy bardzo ograniczony margines działań. Dlatego zdecydowaliśmy, żeby nie ruszać sędziów sądów powszechnych. Dziś to już nie jest problem, bo większość tych sędziów nie orzeka. PiS używa tego argumentu propagandowo. Oczywiście, w latach 90. to był problem. Ale myślę, że trzeba zawsze jakąś cenę zapłacić przy takich zmianach.
W rezultacie sądownictwo po 1989 roku zostało praktycznie nieruszone, za to po ośmiu latach rządu PiS chce się je przeorać i wyrzucać ludzi.
Wyrzucać nie, bo przechodzą na dawniej zajmowane stanowisko. A wobec tych, którzy złamali etykę zawodu sędziowskiego, zostaną wdrożone postępowania dyscyplinarne.
Czy środowisko sędziowskie nie zostanie na amen skłócone, jeżeli jedni sędziowie będą decydowali o degradacji albo o wyrzucaniu innych sędziów z pracy?
To nie inni sędziowie będą o tym decydowali, tylko odbędzie się to na mocy ustawy. Są wśród sędziów osoby, które mają na sumieniu bardzo brzydkie rzeczy. Wyroki, komisje dyscyplinarne itd. Dużo jest takich osób, m.in. sędzia Małgorzata Manowska, I prezes Sądu Najwyższego.
Uważa pan, że prezes Manowska zasługuje na to, żeby ją usunąć z zawodu?
Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Nie powinna być już w ogóle sędzią.