Unia Europejska przegrała rewolucje technologiczne

Gra toczy się o to, czy Zachodowi chce się jeszcze marzyć i realizować wielkie ambicje. Ich porzucenie nie przyniesie nam bynajmniej zielonej i szczęśliwej planety, lecz chaos, populizm oraz słabość wobec autokratów i barbarzyńców spod znaku Putina i irańskich ajatollahów.

Publikacja: 11.10.2024 10:00

Protestujący zbierają podpisy pod poparciem budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego, po tym jak pro

Protestujący zbierają podpisy pod poparciem budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego, po tym jak projekt został wstrzymany przez rząd Donalda Tuska

Foto: Jaap Arriens/Zuma Press/Forum

Dane na temat powiększającej się przepaści między gospodarkami Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych są zatrważające. W latach 2010–2023 skumulowany wskaźnik wzrostu PKB dla Stanów Zjednoczonych wyniósł 34 proc., podczas gdy w Unii Europejskiej osiągnął jedynie 21 proc. Jeżeli ten trend miałby się utrzymać, to w 2035 roku przewaga jakości życia w USA nad Europą będzie taka, jaką dzisiaj dysponują Europejczycy wobec mieszkańców Indii. Procentowe różnice w tempie wzrostu gospodarczego w dłuższym okresie przekładają się na ogromne rozbieżności w poziomie życia. Fakt, że w Europie Zachodniej żyje się dziś stosunkowo dostatnio, jest słabym pocieszeniem, gdyż w gospodarce liczą się przede wszystkim długoterminowe trendy, których skutki zwielokrotniają się z biegiem czasu. Jak powiedział Ernest Hemingway: „Jak zbankrutowałeś? Na dwa sposoby. Stopniowo, a potem nagle”.

Sytuacja taka jest bezpośrednim skutkiem znacznie większej produktywności pracy w Stanach Zjednoczonych. W latach 2010–2023 wydajność pracy w USA wzrosła o 22 proc., podczas gdy w strefie euro tylko o 5 proc. Tylko w ciągu kilku kwartałów na przełomie 2022 oraz 2023 roku wydajność pracy w USA wzrosła o 1,7 proc., podczas gdy w strefie euro spadła o 0,6 proc. Odpowiedzialność za ten stan rzeczy wiąże się z nasyceniem gospodarki nowoczesnymi technologiami. W istotnej mierze jest to pochodną faktu, że do 2022 r. inwestycje w nowe technologie stanowiły ok. 5 proc. PKB w USA w porównaniu z zaledwie 2,8 proc. w strefie euro. Warto uświadomić sobie, że te pozornie nudne dane statystyczne na temat gospodarki w rzeczywistości przekładają się na poziom życia mieszkańców, czyli: dostępność atrakcyjnych miejsc pracy, jakość edukacji, poziom ochrony zdrowia i wysokość emerytur.

Wszystko wskazuje na to, że po przegraniu wyścigu w ramach poprzednich kilku rewolucji technologicznych wiążących się z internetem, smartfonami, usługami chmurowymi, Europa właśnie skazała się na porażkę w ramach kolejnej związanej ze sztuczną inteligencją. Epoka sztucznej inteligencji przyniesie skokowy wzrost produktywności człowieka na miarę maszyny parowej, elektryczności czy komputerów osobistych w rezultacie radykalnej automatyzacji wielu procesów gospodarczych. Tymczasem przyjmując przedwcześnie niedostatecznie przemyślane rozporządzenie o sztucznej inteligencji (tzw. AI Act), Europa nie tylko stworzyła trudności dla europejskiego ekosystemu start-upowego, ale wręcz skomplikowała dostęp do tej technologii dojrzałym europejskim przedsiębiorstwom – na przykład utrudniając udostępnianie na europejskim rynku zasadniczo nieodpłatnych, uniwersalnych modeli AI typu open source (np. Llama 3.1). Ofiarą przeregulowania może się stać także europejski konsument, gdyż dostawcy nowoczesnych usług opartych o sztuczną inteligencję postanowią ich nie oferować z uwagi na ryzyka prawne. Przykładem może być Apple, który postanowił nie udostępniać w Europie swoich usług tzw. Apple inteligence, które mają być kluczową atrakcją kolejnych generacji iPhone’ów.

Czytaj więcej

Pokorni prymusi nie uratują ludzkości

Raport Mario Draghiego o stanie Europy: gospodarcza klęska i brak konkurencyjności

We wrześniu 2024 r. Mario Draghi, były premier Włoch i były prezes Europejskiego Banku Centralnego, któremu przypisuje się uratowanie europejskiej waluty i strefy euro podczas kryzysu w 2012 r., przedstawił swój długo oczekiwany raport na temat gospodarki UE i jej konkurencyjności. Raport znalazł się na ustach wszystkich, jednak druzgocząca diagnoza kondycji europejskiej gospodarki, tracącej grunt pod nogami na rzecz globalnych konkurentów, takich jak USA i Chiny, zasadniczo została zbyta milczeniem. Jak to zwykle bywa, debata rozgorzała wokół spraw drugorzędnych – choćby kontrowersyjnych politycznie recept, do których należy wspólne zadłużanie się państw członkowskich.

Milczenie wokół diagnozy raportu Draghiego jest przy tym zrozumiałe, gdyż w istocie rzeczy opisuje on katastrofę dotychczasowej polityki gospodarczej UE. Wśród podstawowych problemów raport wymienia: rozdrobniony, jednolity rynek europejski, powolną transformację cyfrową, nadmierne obciążenia regulacyjne, starzejące się społeczeństwo, wysokie koszty energii i zależność energetyczną, niewystarczające inwestycje w badania i rozwój oraz wreszcie anachroniczne systemy edukacji, niedopasowane do szybko zmieniających się potrzeb rynku pracy.

400 stron raportu Draghiego na temat przyszłości europejskiej konkurencyjności zawiera boleśnie uczciwą, szczegółową i druzgoczącą analizę stanu europejskiej gospodarki. Z raportu wyłania się bowiem obraz Europy, która sromotnie przegrała cyfrową rewolucję i jest właśnie na najlepszej drodze, aby przegrać dwie kolejne – te związane ze sztuczną inteligencją oraz dekarbonizacją gospodarki, gdyż to właśnie one najsilniej będą kształtować światowe trendy gospodarcze najbliższych dekad. Wśród wielkich globalnych przedsiębiorstw świadczących usługi konsumenckie w oparciu o internet są przede wszystkim gigantyczne firmy amerykańskie i chińskie (Google, Meta, Uber, Netflix, Amazon czy Alibaba). Rynek smartfonów został zdominowany przez Apple’a i koreańskiego Samsunga. Rynek usług chmurowych opartych na wielkich serwerowniach – kluczowy dla rozwoju AI – to głównie Amazon, Microsoft, Google i Alibaba.

Pozycja europejskich przedsiębiorstw w łańcuchu dostaw mikroprocesorów napędzających cyfrową gospodarkę jawi się niewiele lepiej. Rynek projektowania najnowocześniejszych mikroprocesorów należy do firm amerykańskich i azjatyckich (np. NVIDIA, AMD, Samsung, Broadcom czy Intel). Z kolei w zakresie samej produkcji mikroprocesorów rynek zdominowany został przez tajwański TSMC dysponujący 61 proc. udziału w rynku, przy czym w zakresie kluczowych dla AI mikroprocesorów poniżej 7 nanometrów (nm) udział tej firmy w rynku wynosi ok. 67 proc. Raport wskazuje, że europejskie przedsiębiorstwa nie dysponują jakimikolwiek zdolnościami produkcyjnym w zakresie mikroprocesorów poniżej 22 nm. W przypadku ewentualnej agresji Chin wobec Tajwanu, która niestety wydaje się całkiem prawdopodobna, Europa może zostać od nich całkowicie odcięta.

Mając na uwadze skalę europejskich ambicji w zakresie polityki klimatycznej, mogłoby się wydawać, że Europa powinna być liderem, jeśli chodzi o kluczowe dla dekarbonizacji gałęzie gospodarki. Niestety, tak nie jest. Chiny kontrolują zdecydowaną większość globalnych mocy produkcyjnych w zakresie paneli fotowoltaicznych (ok. 80 proc.) czy kluczowych dla budowy magazynów energii i elektryfikacji transportu baterii litowo-jonowych (ok. 75 proc.). Raport Draghiego gorzko konstatuje, że w zasadzie jedyną metodą gwarantującą terminową realizację wyśrubowanych, europejskich celów klimatycznych jest import z Chin. W praktyce może to oznaczać, że Europa stanie się ekonomicznym wasalem Chińskiej Republiki Ludowej. Prawdopodobnie trzeba będzie szukać rozsądnych kompromisów między polityką klimatyczną i przemysłową – wszak w Europie umawialiśmy się na dekarbonizację, a nie na deindustrializację.

W Unii Europejskiej przedsiębiorca musi przejść drogę przez mękę

Europejska gospodarka w raporcie Draghiego jawi się jako całkowicie pozbawiona dynamizmu. „W ciągu ostatnich 50 lat nie powstała żadna spółka z UE o kapitalizacji rynkowej przekraczającej 100 mld euro, podczas gdy wszystkie sześć amerykańskich spółek o wycenie przekraczającej 1 bln euro zostało utworzonych właśnie w tym okresie”. Jako przyczyny takiego stanu rzeczy wskazuje się w pierwszej kolejności wciąż niedostateczny poziom integracji europejskiego rynku. Nie chodzi tu jednak o kolejny odcinek ideologicznej debaty między europejskimi federalistami i zwolennikami Europy ojczyzn. To jest praktyczny problem polegający na tym, że europejski młody przedsiębiorca, stając do wyścigu ze swoim amerykańskim konkurentem, startuje w nim z plecakiem wypełnionym kamieniami. Gdy amerykański start-up może bezproblemowo budować swój biznes w ramach stosunkowo jednorodnego rynku dla ponad 300 mln amerykańskich konsumentów, jego europejski odpowiednik nadal stoi w obliczu kilkunastu różnorodnych systemów prawnych, języków, kultur, podejść regulacyjnych, które utrudniają mu sprawne funkcjonowanie.

Na tor przeszkód dla europejskich start-upów składa się także ogromna skala przeregulowania europejskiego rynku. Po części jest ona oczywiście pochodną jego rozdrobnienia i ambicji poszczególnych państw członkowskich do regulowania różnych dziedzin gospodarki zgodnie z własnymi interesami. W znacznej mierze przeregulowanie europejskiej gospodarki jest jednak wynikiem traktowania systemu prawnego bardziej jako mechanizmu manifestacji wartości wyznawanych przez europejskie instytucje aniżeli pragmatycznego prowadzenia roztropnej polityki gospodarczej. Najlepszym tego przykładem jest oczywiście europejska polityka klimatyczna oraz regulacje dotyczące sztucznej inteligencji. Powiązane to jest z quasi-magicznym podejściem do stanowienia prawa, czyli wiarą, że jak się coś zadekretuje, to rzeczywistość plastycznie dostosuje się do planów prawodawcy.

Tymczasem nie da się zadekretować zdekarbonizowanej gospodarki – ją trzeba zbudować, a system prawny może być tutaj wyłącznie ostrożnym akuszerem. Owszem, można zakazać rejestracji samochodów spalinowych, ale nie spowoduje to, że ludzie zaczną nagle kupować auta elektryczne, jeśli nie zbuduje się wcześniej odpowiednio gęstej sieci ładowarek przy europejskich drogach, a to z kolei jest procesem długotrwałym i kosztownym. Można zakazać finansowania wydobycia węgla, jednak nie spowoduje to automatycznie, że zaczniemy produkować stal bez jego użycia. Dekarbonizacja przemysłu hutniczego, nawozowego czy produkcji powszechnie używanych plastików wymaga nie tylko wymyślenia innowacyjnych, technologii – te zasadniczo już są – ale przede wszystkim zbudowania takiej skali alternatywnego, zdekarbonizowanego przemysłu, aby był on rentowny, a jego produkty konkurencyjne cenowo. Jest to jednak projekt, który można rozpisać na dekady.

Czytaj więcej

Sztuczna inteligencja i przyszłość prasy

Unia Europejska zbyt pochopnie wprowadza regulacje

Nikt przy zdrowych zmysłach nie jest przeciwnikiem poddawania sztucznej inteligencji odpowiednim regulacjom. Docelowo jest to nieuniknione i konieczne, zważywszy na to, że z biegiem czasu stanie się ona kręgosłupem zautomatyzowanej gospodarki. Jednak sztuczna inteligencja znajduje się na bardzo wczesnym etapie jej praktycznych zastosowań i komercjalizacji, a nadto podlega ona niezwykle szybkiemu rozwojowi. Próba regulowania technologii na zalążkowym etapie rozwoju jest z góry skazana na niepowodzenie. Nawet lewicująca Kalifornia zrezygnowała ostatnio z zasadniczej części ekwiwalentnych prób reglamentowania AI. Pochopna ingerencja prawna w rozwój sztucznej inteligencji dzisiaj to trochę jak próba regulowania wielkich platform internetowych czy systemów operacyjnych do smartfonów w latach 90. minionego wieku, gdy wśród urządzeń mobilnych królowała Nokia, a dostęp do internetu odbywał się za pomocą modemów podłączanych do sieci telefonicznej. W rezultacie europejskie rozporządzenie o sztucznej inteligencji już w momencie wejścia w życie wydaje się być dość anachroniczne. Gdy powstawały zręby tego aktu prawnego, ChatGPT nie został jeszcze upubliczniony; modele AI, które jeszcze rok temu wydawały się być wysoko wydajne i przez to ryzykowne, obecnie stają się banalnym standardem, a kluczowe z gospodarczego punktu widzenia regulacje dotyczące uniwersalnych modeli ogólnych typu GPT dopisywano dosłownie na ostatniej prostej prac legislacyjnych.

AI Act, podobnie jak istotna część innych europejskich regulacji gospodarczych, próbując stanowić raczej ogólne zasady prawne w miejsce kazuistycznych rozwiązań, w istocie rzeczy pozostawia szerokie pole do całkowicie arbitralnych rozstrzygnięć. Zbyt często przedsiębiorcy w Europie zaskakiwani są mocno uznaniowymi i jednostronnie antybiznesowymi rozstrzygnięciami regulatorów i sądów, dla których uzasadnieniem są ogólne „cele” i „duch” poszczególnych europejskich aktów prawnych. W takim otoczeniu prawnym przedsiębiorcom planującym działalność w Europie niezwykle trudno dokonywać prawidłowej oceny ryzyka prawnego oraz potencjalnej rentowności ich modelu gospodarczego. Na przykład: przyjęta w rozporządzeniu o sztucznej inteligencji definicja modelu AI o wysokim ryzyku jest tak niejasna i pokrętna, że w sumie pozostawia ona regulatorowi całkowitą dowolność. Nie jest to więc system prawny atrakcyjny dla powstawania i rozwoju młodych europejskich przedsiębiorstw. Niejednokrotnie lepszym rozwiązaniem jest więc rozpoczęcie działalności w Stanach Zjednoczonych i odłożenie ekspansji w Europie na później, gdy taki podmiot jako dojrzałe przedsiębiorstwo dysponować już będzie setkami milionów budżetu i armią prawników, których zadaniem jest borykanie się z europejską biurokracją.

Podstawowym problemem Europy nie jest zakładanie i finansowanie start-upów na bardzo wczesnym etapie działalności, tylko rozwijanie ich skali. Europejski prawodawca, nakładając kolejne warstwy biurokratycznych ciężarów na przedsiębiorców, lubuje się w tworzeniu „wyjątków dla małych i średnich przedsiębiorstw” oraz tzw. piaskownic regulacyjnych dla innowacyjnych przedsiębiorców. Tymczasem europejskie start-upy potrzebują przyjaznego otoczenia prawnego także wtedy, gdy przestają być laboratorium badawczym i osiągają globalne rozmiary. Tylko spółki mające szanse na globalny sukces są bowiem w stanie pozyskać wystarczający kapitał na rozwój.

Albo Europa zrozumie, jak ciężko jest prowadzić działalność gospodarczą na przeregulowanym rynku, i postanowi coś z tym faktem zrobić, albo jedynym atrakcyjnym modelem biznesowym w Europie pozostanie prowadzenie historycznego parku rozrywki dla amerykańskich i azjatyckich turystów okraszonego szczyptą kulinarnych atrakcji. Zabytki, turystyka i kulinaria to jednak dość niskomarżowy biznes w zestawieniu z nowymi technologiami. W tych warunkach wielu najambitniejszych, młodych Europejczyków swoich szans szukać będzie gdzie indziej.

Unia Europejska musi w końcu zająć się energetyką

Nie można zbudować efektywnej gospodarki bez dostępu do relatywnie tanich źródeł energii. W tym zakresie jednak europejskie przedsiębiorstwa funkcjonują w warunkach radykalnie gorszych w stosunku do swoich amerykańskich czy chińskich odpowiedników. Ceny energii w Europie są dramatycznie wyższe od tych w Chinach czy Ameryce. Wynika to z oczywistych błędów natury strategicznej i geopolitycznej – historycznej zależności od rosyjskich surowców, ale także braku spójnej, konsekwentnej i realistycznej polityki energetycznej. Europejska polityka energetyczna naznaczona jest ambitnymi celami klimatycznymi oraz całkowitym brakiem strategii co do ich osiągnięcia przy zachowaniu globalnej konkurencyjności europejskiego przemysłu. Bez radykalnej zmiany w tym zakresie nie ma szans na konkurencyjność europejskiej gospodarki. Sytuacji nie ułatwiają ideologiczne antynuklearne obsesje i hipokryzja niektórych państw członkowskich, a konkretnie Niemiec, które wolą stabilizować system energetyczny, spalając węgiel brunatny, niż narazić się przeciwnikom energetyki jądrowej pomimo faktu, że ta ostatnia technologia jest radykalnie przyjaźniejsza dla klimatu.

Dekarbonizacja europejskiej energetyki jest zarówno koniecznością, jak i szansą na jej unowocześnienie. Wymaga to jednak konsekwentnej i długoterminowej strategii prowadzonej w całej Europie z uwagi na długi cykl inwestycyjny w zakresie budowy infrastruktury energetycznej.

Wydaje się jednak, że nie ma konieczności budowania mechanizmów wspólnego zadłużania się przez państwa europejskie celem finansowania inwestycji infrastrukturalnych. Większość państw europejskich jest nadmiernie zadłużona i dokładanie kolejnej porcji długu do ich gospodarki znajdującej się w stagnacji nie jest obiecującym rozwiązaniem. Szczęśliwie jednak Europa jest jeszcze stosunkowo zamożna i sektor prywatny dysponuje kapitałem dla sfinansowania niezbędnych inwestycji infrastrukturalnych, w tym tych energetycznych. Konieczne jest natomiast stworzenie odpowiednich warunków politycznych i prawnych, aby takie inwestycje były dla sektora prywatnego rentowne. Gdy inwestycje w europejską infrastrukturę będą bezpieczne i długoterminowo opłacalne, rynek finansowy wykona swoją robotę i zapewni niezbędny kapitał – poprzez giełdy, sektor bankowy czy fundusze zarządzające alternatywnymi (pozagiełdowymi) inwestycjami. Warto pamiętać, że inwestycje w infrastrukturę użyteczności publicznej w adekwatnych warunkach prawnych i politycznych gwarantują stosunkowo stabilny poziom dochodowości i przez to są idealnym sposobem oszczędzania dla starzejącego się europejskiego społeczeństwa, które poszukuje metod na zabezpieczenie swoich potrzeb emerytalnych.

Czytaj więcej

Prawnicy, nie musicie się bać AI

Europa musi ponownie zacząć kierować się wielkimi ambicjami

W ostatecznym rozrachunku problemy europejskiej gospodarki to także problemy współczesnej kultury. Zbyt mało w niej wiary w możliwości ludzkiego rozumu i ducha, a zbyt dużo defetyzmu, klimatycznej depresji i katastroficznych lęków. Nie proponuję tutaj naiwnego optymizmu w stylu, że wystarczy poczekać, a wszystkie problemy ludzkości same się rozwiążą, gdyż historia zna zbyt wiele przypadków wielkich cywilizacji, które po prostu upadły. Chodzi raczej o wiarę, że zbiorowym wysiłkiem i poświęceniem wiele problemów jest ostatecznie rozwiązywalnych dzięki postępowi w zakresie wiedzy i nauki. Nie próbuję też propagować utopijnej wiary w technologiczny raj na ziemi, gdyż doświadczenie uczy, że rozwiązania dzisiejszych problemów generują kolejne problemy w przyszłości – tak jak rewolucja przemysłowa minionych wieków przyniosła nam wprawdzie wzrost poziomu życia, ale jednocześnie kryzys klimatyczny. Chodzi o to, by wierzyć, że mozolne rozwiązywanie kolejnych cywilizacyjnych problemów – klimatycznego, demograficznego, zdrowotnego czy imigracyjnego – jest możliwe, tak jak możliwe pozostaje stopniowe podnoszenie standardu życia ludzkości.

Można śmiać się z planów amerykańskich przedsiębiorców dotyczących kolonizacji Marsa czy umieszczenia ciężkiego przemysłu na orbicie okołoziemskiej. Jednak w marzeniach o podboju kosmosu wcale nie chodzi o pragmatyczne rozwiązania jakichś konkretnych problemów. Gra toczy się o to, czy Zachodowi chce się jeszcze marzyć i realizować ambicje wynikające z wiary w postęp, rozwój i wolność. Ich porzucenie nie przyniesie nam bynajmniej zielonej i szczęśliwej planety, lecz chaos, populizm oraz słabość wobec autokratów i barbarzyńców spod znaku Putina i irańskich ajatollahów.

Tomasz Sójka

Profesor prawa na UAM w Poznaniu.

Dane na temat powiększającej się przepaści między gospodarkami Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych są zatrważające. W latach 2010–2023 skumulowany wskaźnik wzrostu PKB dla Stanów Zjednoczonych wyniósł 34 proc., podczas gdy w Unii Europejskiej osiągnął jedynie 21 proc. Jeżeli ten trend miałby się utrzymać, to w 2035 roku przewaga jakości życia w USA nad Europą będzie taka, jaką dzisiaj dysponują Europejczycy wobec mieszkańców Indii. Procentowe różnice w tempie wzrostu gospodarczego w dłuższym okresie przekładają się na ogromne rozbieżności w poziomie życia. Fakt, że w Europie Zachodniej żyje się dziś stosunkowo dostatnio, jest słabym pocieszeniem, gdyż w gospodarce liczą się przede wszystkim długoterminowe trendy, których skutki zwielokrotniają się z biegiem czasu. Jak powiedział Ernest Hemingway: „Jak zbankrutowałeś? Na dwa sposoby. Stopniowo, a potem nagle”.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich