Wniosek prokuratury o uchylenie immunitetu Łukaszowi Mejzie sprawił, że sobie przypomniałam o istnieniu jednej z bardziej obrzydliwych person w naszej polityce. Mam nadzieję, że rychłe postępowanie w sprawie uchylenia mu immunitetu, a zwłaszcza sejmowa debata nie pozwolą zapomnieć, kogo Jarosław Kaczyński uznał za cenny nabytek dla partii z prawem i sprawiedliwością w nazwie, kiedy już było wiadomo, co to za postać.
Czytaj więcej
Donald Tusk: „Jeśli chcemy przywrócić ład konstytucyjny, musimy działać w kategoriach demokracji walczącej. Oznacza to, że prawdopodobnie nieraz podejmiemy działania, które według niektórych autorytetów prawnych mogą być nie do końca zgodne z literą prawa. Ja, tak czy inaczej, dalej takie decyzje będę podejmował, z pełną świadomością ryzyka, że nie wszystkie będą odpowiadały kryteriom pełnej praworządności, z punktu widzenia purystów (w dobrym tego słowa znaczeniu)”.
Gdy Jarosław Kaczyński brał Mejzę na listy wyborcze, o jego biznesach na chorych dzieciach było już wystarczająco głośno
Debata i głosowanie będą testem na przyzwoitość partii Kaczyńskiego, a właściwie kolejną powtórką z tego testu po tym, jak wszystkie kolejne oblała. Bardzo jestem ciekawa, kogo prezes wyznaczy do firmowania twarzą sejmowej obrony Mejzy. Czy znajdzie się ktoś, kto odważy się zagłosować za uchyleniem immunitetu człowiekowi, który nie powinien się nigdy znaleźć na listach dbającej o pozory partii i jest po prostu zmarnowanym mandatem?
Po roku od wyborów jedyna znana mi poselska aktywność Mejzy to oświadczenie w sprawie pijackich śpiewów. Trochę mało.
Po roku od wyborów jedyna znana mi poselska aktywność Mejzy to oświadczenie w sprawie pijackich śpiewów. Trochę mało. Pociesza mnie jedynie to, że jego obecność w Sejmie jeszcze bardziej niż mnie, zwykłą obywatelkę, upokarza przede wszystkim jego partię i wyborców.