Umysł wyciekający

Tak jak nie wyobrażamy sobie życia bez elektryczności, tak niedługo nie będziemy w stanie wykonywać nawet najprostszych czynności bez pomocy narzędzi, które będą myślały za nas.

Publikacja: 27.09.2024 17:00

Umysł wyciekający

Foto: Ljupco Smokovski/AdobeStock

W „Literaturze i rewolucji” Lwa Trockiego znajdziemy opis społeczeństwa przyszłości, które dzięki postępowi technicznemu – kierowanemu przez racjonalne centralne planowanie dotyczące m.in. rozmnażania – wyhodowana zostanie nowa rasa ludzi, nadludzi, którzy fizycznie i intelektualnie prześcigną gigantów z historii ludzkości. „Przeciętny człowiek będzie na poziomie Arystotelesa, Goethego czy Marksa. A ponad tym poziomem ukażą się nowe szczyty”.

Ten rosyjski rewolucjonista był bystrzejszy niż wielu futurologów i zawodowych przepowiadaczy przyszłości, którzy byli na tyle nieostrożni, aby podawać konkretne daty spełnienia swoich proroctw. Dlatego nie można mu zarzucić tego, że jego przewidywania się nie spełniły. Przeciwnie, wielu autorów podziela również dziś jego optymizm dotyczący przyszłości, bardziej lub mniej określonej, bliższej lub dalszej. Jedno jest wszakże dla nich pewne – postęp techniczny to strumień dobrodziejstw dla ludzkości.

Może się to wydawać dziwne w kontekście różnych wersji apokalipsy, które nadal wypełniają popkulturę i politykę (potężna i wroga ludziom superinteligencja, atomowa zagłada, katastrofa klimatyczna), ale taka jest struktura każdego wierzenia religijnego. Jeżeli Max Tegmark, wpływowa postać ze świata sztucznej inteligencji, przywołuje dziś Molocha z poematu „Skowyt” Allena Ginsberga jako zagrożenie służącego człowiekowi postępu technicznego, to dlatego, że ma wyobrażenie stanu pożądanego – który nadejdzie, jeżeli tylko owego Molocha pokonać. A jest to zawsze świat bardziej sprawiedliwy, bardziej pokojowy, lepszy od tego, w którym żyjemy obecnie; na tym wszak polega postęp.

Czytaj więcej

Transhumanizm to podstawowa ideologia współczesnego świata

Nie brak dostępu do wiedzy był przeszkodą w powszechnym intelektualnym postępie

Postęp jest wpisany w ludzką kondycję. Bardzo szybko przyzwyczajamy się do status quo i kiedy tylko zaspokoimy dotychczasowe potrzeby, rozpoczynamy pogoń za potrzebami, o których nie wiedzieliśmy, że istnieją. Jest dość oczywiste, że dopiero kiedy nie cierpimy głodu, możemy rozkoszować się rozrywkami wyższego rzędu – a przynajmniej, że większość z nas tak właśnie ma. Możemy więc taką ekstrapolację prowadzić w nieskończoność. Ale czym są te rozrywki wyższego rzędu?

Skupienie na tym, że zaspokojenie podstawowych potrzeb życiowych jest nie tyle warunkiem koniecznym, ile wystarczającym do zainteresowania sztuką, filozofią, nauką (albo czymkolwiek, co zaliczamy w poczet wyższych duchowych rozrywek), jest wyrazem idealistycznego spojrzenia na postęp. Dla przeciętnego człowieka współczesnego zaspokojenie głodu, posiadanie suchego i bezpiecznego od drapieżników schronienia nie jest punktem wyjścia do rozkoszowania się, dajmy na to, operami Pucciniego, tylko do kupna cekinowej poduszki z twarzą Nicolasa Cage’a  albo oglądania ludzi, którzy nagrywają się w trakcie pochłaniania niezdrowych ilości jedzenia.

I nie chodzi tu wcale o przekreślanie tego drugiego typu wyborów w imię znanego od niepamiętnych czasów „elitarnego” wyzłośliwiania się nad rzekomą „głupotą mas”. To zwyczajne stwierdzenie faktu, że dawne optymistyczne wizje przyszłości dziwnym trafem nie zawierają cekinowych poduszek z twarzą znanego aktora czy „mukbang videos”, ale zakładają właśnie powszechny postęp fizyczny, intelektualny i kulturowy, jak przytoczona transhumanistyczna wizja Lwa Trockiego. Bo gdyby go nie zakładały, to czy ludzie w przeszłości mieliby z czym wiązać nadzieję na przyszłość?

Truizmem stało się stwierdzenie, że obecnie mamy do czynienia z bezprecedensową sytuacją, w której prawie z każdego miejsca na Ziemi, nie tylko z naszego domu, mamy właściwie nieograniczony dostęp do całej wiedzy zgromadzonej przez ludzkość od zarania. Ale, jakby powiedział to Arystoteles, to jedynie możność – akt leży gdzie indziej. Wystarczy rzut oka na statystyki internetowego ruchu, na których przed najpopularniejszą encyklopedią internetową znaleźć można nie tylko YouTube czy Facebook, ale również serwisy porno (Pornhub z prawie 13 mld odsłon, a Wikipedia z niespełna 9 mld według statystyk z końca 2023 r.), aby ocenić, że nie brak dostępu do wiedzy był przeszkodą w powszechnym intelektualnym postępie.

Technika jest uzewnętrznieniem umysłu na świat

Zgodnie z koncepcją Andy’ego Clarka i Davida Chalmersa, zaprezentowaną w klasycznym już dla filozofii umysłu artykule z 1998 r., trudno jest wyznaczyć granice, w których przebiega ludzkie myślenie. Umysł jest nie tyle „ucieleśniony”, to znaczy potrzebuje ciała do rozumienia i działania, ile „rozszerzony” – to znaczy procesy myślowe odbywają się w oparciu o całe otaczające środowisko, w tym również środowisko techniczne.

Technika jest przecież niczym innym, jak uzewnętrznieniem umysłu na świat: jeżeli przystępujemy do jakiejś czynności, jak zakładanie ogrodu czy gotowanie posiłku, to podobnie jak inni ogrodnicy i kucharze korzystamy w tym z metod i narzędzi, które są tworem innego umysłu. Raz opracowana metoda sadzenia roślin, jeśli ją poznamy, zwalnia nas z obowiązku myślenia o tym, jak to zrobić; przepis na rosół może być przez nas każdorazowo modyfikowany, ale nie musimy się zastanawiać, jaki typ mięsa wybrać do stworzenia wywaru, ani nad tym, czy właściwym będzie dodać do niego na przykład bakłażana.

Metody i narzędzia stają się w ten sposób częścią obrazu świata – tego, w jaki sposób o świecie myślimy i w jaki sposób w nim działamy. Dzisiejsi 20-latkowie mają znacznie większy problem z czytaniem map niż ich rodzice, ponieważ dorastali w środowisku technicznym, którego częścią nie są już papierowe rozkładane mapy samochodowe, ale systemy GPS, które wyręczają nas w myśleniu o tym, jaką drogę wybrać, i liczeniu czasu, który nam to zajmie. Lista czynności w ten sposób zautomatyzowanych w ciągu ostatnich pięciu-dziesięciu lat jest tak długa, że nie jesteśmy w stanie nawet przewidzieć, jak będzie wyglądał obraz świata, który będzie udziałem dzisiejszych pięcio- czy sześciolatków.

Trzeba podkreślić, że problemem nie jest nostalgia za „dobrymi czasami” i narzekanie dla zasady na to, że „młodzi” nie posiadają takiego zestawu umiejętności, jak „starzy”. Trudno raczej znaleźć osoby negatywnie oceniające fakt, że dziś praca księgowego, który wykorzystuje do pracy arkusze kalkulacyjne, nie jest tak żmudna i trudna, jak była wtedy, gdy używano liczydła. Podobnie nikt przy zdrowych zmysłach nie argumentuje, że wartość samą w sobie ma kopanie rowu szpadlem przez osiem godzin dziennie, podczas gdy koparka jest w stanie zrobić to w kwadrans. To, że praca, zwłaszcza praca do tej pory uciążliwa, staje się szybsza i łatwiejsza, samo w sobie nie jest problemem ani ekonomicznym, ani moralnym.

Czytaj więcej

Darmowy internet umarł. Co teraz?

Zmuszeni do korzystania ze sztucznej inteligencji

Jednak zgodnie z zasadą, że nieużywany narząd z czasem zanika, proces rozszerzania umysłu – czyli właściwie delegowania jego zadań na zewnątrz – nie odbywa się bezkosztowo. Jeśli nie musimy pamiętać drogi, ponieważ mamy zaufanie, że GPS zawsze nas doprowadzi do celu, to rzecz jasna może to oznaczać, że uwolnione zasoby mózgowe poświęcimy dla wyższych celów. Może, ale nie musi – tak naprawdę jedyną konieczną konsekwencją będzie to, że zatracimy umiejętność pamiętania tej drogi, ponieważ nasz mózg, narząd o wysokim zużyciu energii, przestawi się na sposób znacznie łatwiejszy i w mniejszym stopniu zużywający jego zasoby.

Tak samo należy rozpatrywać każdą umiejętność, która obecnie automatyzowana jest w toku tzw. generatywnej rewolucji. Chociaż entuzjazm wobec biznesowego znaczenia narzędzi typu GenAI nieco wygasł w ciągu ostatniego półrocza, to nie da się zaprzeczyć, że modele językowe zmieniły wiele i mają szansę zmienić jeszcze więcej w kwestii wykonywania niektórych zadań. Zmiany na rynku pracy, jakie to za sobą pociągnie, nie są jeszcze do końca i w szczegółach jasne, ale podstawowy problem z tymi narzędziami nie polega po prostu na przewidywanym wzroście bezrobocia.

Zachwyt nad GPT-4o, nową wersją wielkiego modelu językowego wyprodukowanego przez OpenAI, nie jest bezpodstawny. Model potrafi obsługiwać znacznie bardziej złożone zadania niż jego poprzednicy, między innymi w kwestii programowania czy projektowania. Oznacza to, że inżynierowie, programiści, analitycy i przedstawiciele innych zawodów poruszających się w ramach kompetencji, jakie posiada model, nie tyle zostaną zastąpieni przez sztuczną inteligencję, ile zmuszeni do korzystania z niej.

Popularny slogan – „sztuczna inteligencja cię nie zastąpi, ale zrobi to człowiek, który umie się nią posługiwać” – jest prawdą o tyle, że jedynym beneficjentem takiej delegacji kompetencji są ci, którzy sztuczną inteligencją faktycznie się posługują: właściciele firm będących jej dostawcami. Na końcu technologicznej utopii nie ma harmonijnego współżycia pomiędzy człowiekiem a maszynami, jak próbują przedstawiać to różne „instytucje edukacyjne” będące de facto outletami sprzedającymi rozwiązania Big Tech; jest tylko ekonomiczna dominacja największych firm z branży IT.

Zatarta różnica pomiędzy naszym postrzeganiem a jego obrazem nałożonym przez maszyny

W taki sposób możemy scharakteryzować przywołanego wcześniej Molocha. „Moloch o umyśle czystej maszynerii! Moloch którego krew to krążący pieniądz!” – wołał Allen Ginsberg. Moloch w Biblii kojarzony był z ofiarami z dzieci. Było to ucieleśnienie ostatecznej degeneracji plemion, które o jego kult były oskarżane (zgodnie z prawdą lub nie), ponieważ poświęcanie własnego potomstwa, a więc przyszłości, w zamian za teraźniejszą pomyślność stanowiło okropność trudną do pomyślenia.

Molocha przywoływał jako personifikację „sił rynkowych” Karol Marks w „Kapitale”, w takim też znaczeniu występuje on w scenie halucynacji w filmie „Metropolis” Fritza Langa – jako maszyna pożerająca robotników. I to również ma na myśli Max Tegmark: Molocha jako uosobienie ducha konkurencji, która każe firmom rozwijać wynalazki, w tym przypadku sztuczną inteligencję, bez patrzenia na długoterminowe konsekwencje. Molocha trzeba powstrzymać, uregulować konkurencję między firmami, a wówczas jest szansa na to, że dotrzemy do momentu harmonijnego współżycia ludzi i maszyn.

I może rzeczywiście tak się stanie; nie mamy narzędzi, aby powiedzieć, że nie. Jednak kluczowe pytanie, które w tym miejscu należy zadać, dotyczy tego, jacy będą to ludzie. Rozszerzony umysł działa bowiem w dwie strony, co zauważył jeszcze przed Chalmersem i Clarkiem kanadyjski teoretyk komunikacji Marshall McLuhan: „tworzymy narzędzia, ale potem one kształtują nas”. Rozszerzony umysł zmienia nasze postrzeganie świata, ale również dlatego, że zaczyna zacierać się różnica pomiędzy naszym postrzeganiem a jego obrazem nałożonym przez kogoś innego; pomiędzy robotnikiem i maszyną, programistą i komputerem, między naszym wyborem a rekomendacją sztucznej inteligencji.

Czytaj więcej

W internecie nie będzie kobiecej rewolucji

Jesteśmy zatem bardziej inteligentni, bo korzystamy z zewnętrznej inteligencji, jakiej dostarczają nam maszyny. Czyni to więc narzędzia z nas, użytkowników niemal bezwolnie ulegających temu, co podawane jest przez maszyny. To, czy sięgamy po telefon w celu odnalezienia jakiejś informacji, nie jest już do końca kwestią naszego wyboru, ale wbudowanym mechanizmem, podobnie jak szukanie włącznika światła przy wejściu do ciemnego pomieszczenia. I tak samo jak nie wyobrażamy sobie życia bez elektryczności, tak niedługo nie będziemy w stanie wykonywać nawet najprostszych czynności bez pomocy narzędzi, które będą myślały za nas.

Osoba korzystająca ze sztucznej inteligencji w celu pisania kodu czy przeprowadzania analiz nie jest równorzędnym jej partnerem, tak samo jak osoba oglądająca rekomendacje wideo nie jest równorzędnym partnerem YouTube’a czy TikToka. Przeciętny człowiek może rzeczywiście „wznieść się na poziom Arystotelesa, Goethego czy Marksa”, ale tylko przez wykorzystanie strumienia informacji generowanego przez kogoś innego. A skoro tak, to bardzo szybko stanie się zbędny.

Olgierd Sroczyński

Analityk z branży big data i sztucznej inteligencji.

W „Literaturze i rewolucji” Lwa Trockiego znajdziemy opis społeczeństwa przyszłości, które dzięki postępowi technicznemu – kierowanemu przez racjonalne centralne planowanie dotyczące m.in. rozmnażania – wyhodowana zostanie nowa rasa ludzi, nadludzi, którzy fizycznie i intelektualnie prześcigną gigantów z historii ludzkości. „Przeciętny człowiek będzie na poziomie Arystotelesa, Goethego czy Marksa. A ponad tym poziomem ukażą się nowe szczyty”.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Jędrzej Pasierski: Dobre kino dla 6 widzów