Chrześcijaństwo miało do świata materialnego dość skomplikowany stosunek. Chociaż Bóg stworzył świat i uznał to za dzieło dobre, to jednak świat ten nie jest prawdziwym powołaniem człowieka. „Mówię, bracia, czas jest krótki!” – ostrzegał Koryntian św. Paweł, nawołując do tego, aby nie przywiązywać się zbytnio do czegokolwiek ziemskiego. Postać tego świata bowiem przemija i jest on jedynie przystankiem w drodze do życia wiecznego. Żyć należy zatem nie według ciała, ale według ducha.
Z pozoru podobne podejście charakteryzowało starożytny gnostycyzm. Podobnie jak św. Paweł, gnostycy – czerpiący z wierzeń pitagorejczyków, filozofii Platona czy religii wschodnich – głosili wyższość świata duchowego nad materialnym. Wszelako jeden kluczowy element ich od chrześcijan odróżniał: gnostycy odrzucali interpretację opisu stworzenia świata z Księgi Rodzaju i uznanie, że świat jest dobry jako dzieło Boga. Świat został stworzony przez złego demiurga, który z zazdrości uwięził boskość pierwszego człowieka, Adama, w materialnym ciele. Odtąd człowiek był zniewolony i ograniczony przez niedoskonałe ciało, a prawdziwym celem gnostyka jest wyzwolenie własnej boskości.
To nie jest jedynie kosmetyczna różnica. Jeżeli biblijny Bóg Stwórca jest tak naprawdę szatanem, to wszystko to, co w Biblii uznawane jest za zło, może być tak naprawdę dobre i godne pożądania. Bohaterami gnostyków byli więc choćby rajski wąż, Kain czy mieszkańcy Sodomy i Gomory.
W pewien sposób gnoza stawała się zatem chrześcijaństwem à rebours, ale dość niestrawnym dla masowego odbiorcy gubiącego się w labiryntach skomplikowanych systemów mitologicznych. Gnostycy skazywali więc siebie na banicję ze świata politycznego i zamknięcie we wspólnotach żyjących w odosobnieniu, co zresztą niespecjalnie im przeszkadzało, ponieważ było zgodne z ich elitaryzmem. Zbawieni w gnostycyzmie byli bowiem tylko nieliczni – żyjący według ducha pneumatycy, którzy mieli narzędzia do zdobycia oświecenia i wyzwolenia boskiego pierwiastka z materialnego ciała.
Czytaj więcej
Misja „walki z dezinformacją” pozwoliła technologicznym gigantom kontrolować przepływ informacji, jak im się żywnie podoba, i dała im potężne narzędzie władzy nad użytkownikami internetu. Czy o tym, co oglądamy, co czytamy i czego słuchamy w sieci, kiedykolwiek będą jeszcze decydować nasze preferencje?