Darmowy internet umarł. Co teraz?

Rosnące koszty korzystania z sieci, dążenie do modelu subskrypcyjnego, kłopoty z bezpieczeństwem w internecie z jednej strony, a z cenzurą z drugiej, przesyt związany z nadmiarem rozwiązań opierających się na sztucznej inteligencji… Oto, czego spodziewać się po 2024 roku na rynku technologicznym.

Aktualizacja: 01.01.2024 09:20 Publikacja: 29.12.2023 17:00

rys.Mirosław Owczarek

rys.Mirosław Owczarek

Jeżeli produkt jest darmowy, to ty jesteś produktem”. Taka zasada dominowała przez ostatnią dekadę. Jednak powoli przestaje mieć zastosowanie. Nie oznacza to w żadnym wypadku, że dane o użytkownikach internetu przestaną mieć znaczenie – nadal będą zbierane i wykorzystywane do karmienia nienasyconych modeli sztucznej inteligencji. Jednak dodatkowo użytkownicy będą za to płacić.

Czytaj więcej

Liberalizm padnie pod naporem migrantów. Koniec Europy, jaką znamy

Dane mniej warte

Potentaci modelu tzw. monetyzacji uwagi, jak X (dawniej Twitter), Meta (Facebook) czy Google, już od pewnego czasu dostrzegają problem ze stabilnością dochodu opartego na reklamach. Modele umożliwiające kierowanie do użytkowników spersonalizowanych treści reklamowych są coraz bardziej precyzyjne, ale to w małym stopniu wpływa na zwiększenie ich skuteczności. Reklamodawcy zaczynają to zauważać – i z coraz większą podejrzliwością patrzą na swoje wydatki reklamowe.

Już pod koniec XX wieku, a więc jeszcze w momencie, gdy internet był w powijakach, zauważono zjawisko określane mianem ślepoty na bannery (banner blindness), czyli podświadomego omijania treści reklamowych w trakcie użytkowania stron internetowych. Przez ponad 20 lat projektanci interfejsów użytkownika usiłują stale nadążyć za tym, że bardzo szybko nasze mózgi przyzwyczajają się do nowych form reklam i uczą się je ignorować. Rozwijane jest oprogramowanie typu „adblock”, które jest w stanie wyłapywać coraz to nowe formy reklam. Jednak ta przepychanka nie może trwać w nieskończoność.

Google stosuje już taktykę promocji modelu subskrypcyjnego przez „zmęczenie przeciwnika”. Nie tylko pojawiają się coraz dłuższe serie niemożliwych do pominięcia reklam na początku i w środku filmów na YouTubie, ale ich dopasowanie do profilu użytkownika wydaje się spadać. Podobne przesycenie reklamami będzie widoczne na innych platformach, ponieważ jedynie model subskrypcyjny (lub hybrydowy, z subskrypcją jako częścią modelu przychodowego) zapewni gigantom społecznościowym stabilny dopływ gotówki. Co to oznacza dla konsumentów? To, czym płaciliśmy do tej pory za dostęp do treści, czyli nasze dane, nie jest już warte tyle, ile było jeszcze kilka lat temu. Będziemy płacić za treść nieprzerywaną reklamami, ale również taką, w której liczba reklam będzie ograniczona. A jak będzie wyglądać internet poza tą płatną strefą premium?

Ślepi na reklamy i sztuczną inteligencję

Treść darmowa, której celem jest przyciągnięcie ruchu na strony internetowe, przeszła ekspresową transformację pod wpływem generatywnej sztucznej inteligencji, przede wszystkich modeli OpenAI. Równie szybko jednak powstały narzędzia do wykrywania udziału sztucznej inteligencji (SI) w tworzeniu treści – zarówno tekstów, jak i obrazów – co nieco ochłodziło entuzjazm tych, którzy liczyli na oszczędności firm zawdzięczane masowemu pozbywaniu się ludzkich pracowników na rzecz SI. Zresztą podobnie jak w przypadku wspomnianej „banner blindness” łatwo dostępne treści tworzone przez modele generatywne zaczynają być ignorowane – jest ich po prostu za dużo.

Nie zmienia to faktu, że „generatywna rewolucja” nadal trwa, a opublikowane pod koniec 2023 roku modele zwiastują jeszcze większy udział sztucznej inteligencji w aktywności ekonomicznej.

Zapotrzebowanie na generatywną sztuczną inteligencję ma też dwojakie konsekwencje dla gigantów branży technologicznej, przede wszystkim dostawców chmury obliczeniowej: Google’a, Microsoftu, IBM i Amazona. Z jednej strony wielkie modele językowe wymagają ogromnej mocy obliczeniowej. I tak na przykład Microsoft stał się głównym beneficjentem popularności GPT, trenowanego i funkcjonującego na chmurze Azure. Z drugiej strony powoduje to, że koszty serwisów chmurowych ustawicznie rosną, stając się solą w oku dyrektorów finansowych firm, które w tym momencie nawet ze sztucznej inteligencji nie korzystają. Naturalne będzie więc poszukiwanie alternatywy.

Nie tylko jednak chudnące budżety korporacyjne będą problematyczne dla dostawców chmury – jeszcze większym problemem jest trwająca już od ponad roku korekta na rynku start-upów. Inwestorzy nie są już tak hojni w wydawaniu pieniędzy, jak było to jeszcze dwa lata temu. A mówiąc bardziej dosadnie: od połowy 2022 r. obserwujemy trend zwany niekiedy rzezią start-upów. Nie tylko skokowo wzrosła liczba likwidowanych tego typu przedsięwzięć, ale upadają nawet start-upy, które zdobyły już znaczące finansowanie. Rynek technologiczny zmienił się więc bezpowrotnie.

Start-upy technologiczne to ważna grupa klientów korzystających z chmury. Dostawcy takich usług – przede wszystkim Amazon Web Services, który szczycił się popularnością wśród nowych firm – mogą więc odczuć potężne spowolnienie w przypływie gotówki.

Czytaj więcej

Sztuczna inteligencja – narzędzie nowego autorytaryzmu

Wyzwania cyberbezpieczeństwa

Rosnące koszty korzystania z chmury rzucają też cień na entuzjastyczne prognozy dotyczące rozwijającej się branży tzw. internetu rzeczy (Internet of Things, IoT), wszelkiego rodzaju urządzeń z dostępem do sieci. Co prawda IoT ciągle zyskuje na popularności wśród użytkowników, ale powoduje to też efekt, jaki obserwowaliśmy w przypadku generatywnej sztucznej inteligencji – każde nowe urządzenie końcowe sieci IoT zwiększa zapotrzebowanie na moc obliczeniową, a rosnący popyt przekłada się na wzrost cen. Ten trend nie może trwać w nieskończoność, jednak otwarte pozostaje pytanie, kiedy użytkowanie IoT przestanie mieć finansowy sens dla użytkowników końcowych. Co gorsza, wynalazek internetu rzeczy nie jest przystosowany do standardów cyberbezpieczeństwa. Koszty utrzymywania infrastruktury IoT będą zatem niczym w porównaniu z wyzwaniami związanymi z zagrożeniami płynącymi z nasilających się cyberataków. IoT może być trendem wartym obserwowania w 2024 roku, jednak znacznie ważniejszy będzie trend związany z jego bezpieczeństwem. I bezpieczeństwem w ogóle.

Jak każda innowacja, postęp technologiczny związany z tworzeniem coraz lepszych, bardziej „inteligentnych” narzędzi ma swój rewers w postaci dokonywanych za ich pomocą przestępstw. Od kilku lat łączne koszty cyberataków rosną ustawicznie i ten trend będzie trwał – również w Polsce. Dla firm oznacza to konieczny wzrost wydatków na cyberbezpieczeństwo. A dla konsumenta? Również wzrost cen za usługi cyfrowe, czyli w wielu przypadkach przejście na model subskrypcyjny.

Wzrost kontroli

Otwarte pozostaje pytanie, w jaki sposób wszystkie te trendy będą współgrały z dążeniami do coraz większej politycznej kontroli nad przepływem informacji – jest to bowiem jedyny pewnik, jakiego możemy spodziewać się w 2024 r. Wpływ mediów społecznościowych na politykę jest tematem znanym od dekady i stosunkowo dobrze przebadanym. Jednak począwszy od 2020 roku znaczenie internetu i mediów społecznościowych dla sterowania społecznymi nastrojami wzrosło, co spowodowało nasilone dążenia do ocenzurowania przestrzeni cyfrowej.

Pogłębiający się kryzys imigrancki, inflacja, tarcia rządów z opozycją, wreszcie kampanie wyborcze – wszystko to stanie się pretekstem do zwiększenia kontroli aktywności w sieci. Forpocztą tych zmian jest Irlandia, która w tym roku zaostrzyła i tak już drakońskie prawa dotyczące tego, co w sieci można, a czego nie można pisać – łącznie z uznaniem krytyki takiej cenzury za przestępstwo (sic!). Na przykładzie Irlandii obserwować można więc jak w soczewce kierunek, w którym polityka cyfrowa zmierza nie tylko w Europie. Popularność chmury obliczeniowej i oligopolizacja rynku sztucznej inteligencji to czynniki sprzyjające zwiększaniu kontroli nad przepływem informacji. Największe firmy technologiczne wielokrotnie udowodniły wolę współpracy z aparatem politycznym w kierunku – oficjalnie – walki z dezinformacją, realnie zaś przy cenzurowaniu treści niewygodnych. Jeżeli rynek usług cyfrowych pozostałby zdominowany przez gigantów, to dla polityków – zarówno amerykańskich, jak i europejskich – byłaby to wymarzona sytuacja. Poważna korekta tego rynku mogłaby natomiast nieść nadzieję na pewien przełom w kwestii internetowej cenzury, tym bardziej że w obliczu niepokojów politycznych staje się ona uciążliwa dla coraz większej liczby ludzi. Jest to jednak scenariusz mało prawdopodobny. Należy się raczej spodziewać tego, że pozycja firm chętnych do współpracy z poszczególnymi rządami będzie również utrzymywana środkami politycznymi. Chmura i model subskrypcyjny to część znacznie większego projektu przemiany „posiadania” w „użytkowanie”, o czym słyszymy już od kilku lat w kontekście tzw. gospodarki współdzielenia. Taką gospodarkę łatwiej jest kontrolować, ponieważ zamiast wielu rozproszonych właścicieli, wystarczy podporządkować sobie dostawcę cyfrowej usługi. Przyszły rok będzie więc krytyczny dla kształtu i tempa dalszych przemian globalistycznych.

Olgierd Sroczyński jest analitykiem z branży big data i sztucznej inteligencji.

Jeżeli produkt jest darmowy, to ty jesteś produktem”. Taka zasada dominowała przez ostatnią dekadę. Jednak powoli przestaje mieć zastosowanie. Nie oznacza to w żadnym wypadku, że dane o użytkownikach internetu przestaną mieć znaczenie – nadal będą zbierane i wykorzystywane do karmienia nienasyconych modeli sztucznej inteligencji. Jednak dodatkowo użytkownicy będą za to płacić.

Dane mniej warte

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi