Jak dowiedzieliśmy się z danych kolektywu badawczego Res Futura, to, co dzieje się w mediach społecznościowych w czasie powodzi, nie jest żadnym lustrem rzeczywistości, ale krzywym zwierciadłem zniekształcającym prawdziwą debatę. Bo choć w realu tak naprawdę rozmawiamy o tragedii powodzian, współczujemy im, pomagamy, to w internecie wydaje się, że interesuje nas głównie polityka.
Czytaj więcej
Jak jeden wpis w internecie o obdzieraniu kotów ze skóry wywołał nastroje pogromowe w Ameryce.
Jacek Żakowski porównał połajanki Donalda Tuska do putinady. Przesadził, ale dotknął poważnego problemu
Dlatego wcale nie byłem zdziwiony, gdy tematem numer jeden stały się bobry. O tym, że niszczą wały przeciwpowodziowe, wspomniał w zeszły weekend premier Donald Tusk. Ale dopiero na początku kolejnego tygodnia temat został podchwycony – duża w tym rola środowisk wobec rządu krytycznych – i stał się główną inspiracją dla autorów memów. W końcu z bobrowego dylematu Tuska materiał zrobił nawet wpływowy brukselski serwis Politico. Ale czy rzeczywiście chcemy dyskutować o bobrach przy tej okazji? Jak zauważyła Estera Flieger, to nie one odpowiadają za zmiany klimatyczne, które sprawiają, że ekstremalne zjawiska pogodowe występują coraz częściej. Można się z premiera pośmiać, ale co z tego wynika na przyszłość?
Otóż po pierwsze, takie sprawy jak klęski żywiołowe nie są materią, z radzeniem z którą powinni zostawać sami obywatele czy samorządy. To, jak bardzo potrzebujemy sprawnego i nowoczesnego państwa, widać właśnie w takich sytuacjach.
Okazję na ciekawą debatę straciliśmy też po słynnej już wypowiedzi Jacka Żakowskiego, który w jednym z programów na antenie TVP Info przyrównał transmitowane przez media posiedzenia sztabu kryzysowego, na których premier ruga urzędników, do putinady. Sympatycy obecnej władzy tak się oburzyli, że stacja skasowała filmik z tą wypowiedzią z serwisu X, co doprowadziło do jeszcze większej politycznej jatki. Żakowski moim zdaniem grubo przesadził, ale dotknął sprawy bardzo poważnej. Jeśli bowiem premier na dwa tygodnie przenosi się do Wrocławia, by osobiście zarządzać kryzysem powodziowym, bo boi się, że jeśli go nie będzie, państwo zawiedzie, to wystawia temu państwu jak najgorszą notę. I obciąża to w równej mierze jego gabinet, rządy PiS, ale i wcześniejsze rządy PO – i tak przez trzy dekady. Jeśli państwo działa tylko wtedy, gdy na wałach stoi premier, to znaczy, że mamy poważny problem z jego działaniem. Państwa, a nie premiera. I to problem znacznie wykraczający poza krytykę tego czy poprzedniego rządu, poza spór PiS z Platformą.