Kapitalizm bez ograniczeń. Musk i koledzy stawiają na Trumpa

Donald Trump i Elon Musk prześcigają się we wzajemnych komplementach i pochwałach, a nawet planują wspólną przyszłość w Białym Domu. Nic w tym nadzwyczajnego – romans inwestorów z Doliny Krzemowej i amerykańskiej populistycznej prawicy trwa już od dawna. Jak to jednak bywa w tego typu związkach, burzliwe rozstania są rzeczą pewną.

Publikacja: 13.09.2024 10:00

Elon Musk chyli czoło przed Donaldem Trumpem gratulującym mu udanego wystrzelenia rakiety Falcon 9 z

Elon Musk chyli czoło przed Donaldem Trumpem gratulującym mu udanego wystrzelenia rakiety Falcon 9 z misją załogową. To był 30 maja 2020 r. Musiały jednak minąć jeszcze cztery lata, by twórca Tesli otwarcie poparł Trumpa

Foto: Jonathan Ernst/Reuters/Forum

Wszyscy piszą o tym niespodziewanym bromansie, jak zwykło się określać bliską i emocjonalną (lecz bez podłoża seksualnego) relację dwóch mężczyzn. Wybuch sympatii między byłym prezydentem a obecnym właścicielem platformy X (dawny Twitter) to bowiem coś więcej niż zwykła polityczna przyjaźń. Początkowo użytkownicy X z niedowierzaniem i rozbawieniem śledzili kolejne deklaracje sympatii, w dowód których obaj wysyłali sobie filmiki generowane przez AI, a przedstawiające, jak Elon Musk i Donald Trump tańczącym krokiem przywracają Ameryce dawną świetność. Dziś więź łącząca przedsiębiorcę z Doliny Krzemowej z republikańskim kandydatem na prezydenta już nikogo nie dziwi.

Czytaj więcej

Historia człowieka od nowa? Czy oddamy sztucznej inteligencji władzę nad pamięcią

Dlaczego Elon Musk idzie z Trumpem i wyśmiewa Kamalę Harris? 

Jeszcze pół roku temu nic nie zapowiadało tego związku. Co prawda, ubiegając się o nominację Partii Republikańskiej, Trump wielokrotnie wypowiadał się pochlebnie o Musku, lecz robił to w swoim stylu, a więc bardziej chwaląc siebie niż osobę, którą komplementował. „Gdy byłem prezydentem, bardzo mu pomogłem. Zawsze go lubiłem” – mówił w wywiadzie dla amerykańskiej stacji CNBC w marcu, dając znać, że właściciel Tesli i SpaceX miał wobec niego dług.

Nic dziwnego, że przez długi czas Musk pozostawał nieczuły na zaloty Trumpa. Na konto jego sztabu (oficjalnie) nie przelał ani centa. Zresztą na kampanię Joe Bidena również. Mimo to w jednej z rozmów z dziennikarzem CNBC sprzed kilku miesięcy Musk przyznał, że w 2020 r. głosował na obecnego prezydenta (choć według jego oficjalnego biografa szef platformy X w ogóle nie wziął udziału w wyborach). Sam Biden z dystansem podchodził do Muska i jego pomysłów. Na spotkanie na temat samochodów elektrycznych, zorganizowane w Białym Domu w 2021 r., twórca Tesli nie dostał zaproszenia, co powszechnie uznano za brak zaufania obecnej administracji do kontrowersyjnego przedsiębiorcy.

Odrzucony przez Bidena Musk zaczął się zbliżać do Trumpa, choć oficjalnie deklarował polityczną neutralność. Wszystko zmieniło się 13 lipca, po nieudanym zamachu na byłego prezydenta. Zdjęcie Trumpa wznoszącego w górę zaciśniętą pięść i krzyczącego do swoich zwolenników „Fight!” (Walczcie!) zrobiło na Musku olbrzymie wrażenie. Jednak znając go, równie dobrze mógł po prostu wykorzystać dogodny moment do zrzucenia maski i jednoznacznego opowiedzenia się za republikańskim kandydatem. „Całkowicie popieram prezydenta Trumpa i mam nadzieję, że szybko dojdzie do siebie” – napisał na X dzień po zamachu. Niedługo później dodał: „Ostatni raz tak twardego kandydata Ameryka miała w osobie Theodore’a Roosevelta”.

O tym, że wpis ten nie wynikał jedynie z krótkiej chwili wzburzenia, świadczyły wydarzenia z kolejnych dni i tygodni. Musk zaczął wykorzystywać swój profil na platformie X do publikowania obraźliwych, a często także kłamliwych oskarżeń wobec Bidena oraz Kamali Harris. Urzędującego prezydenta nazywał kukłą. Gdy zaś okazało się, że to obecna wiceprezydent wystartuje przeciwko Trumpowi, cały swój arsenał skierował przeciwko niej. Wyśmiewał jej podejście do osób transpłciowych i niepełnosprawnych, podkreślał nieporadność w polityce migracyjnej, chętnie też powielał nawet najdziwniejsze teorie spiskowe na jej temat. 13 lipca narodził się Musk – internetowy troll na służbie Trumpa.

Gdy wydawało się, że przekroczył już wszystkie granice żenady, wrzucał kolejne tweety. Jak chociażby te, w których oskarżał Amerykanki o niechęć do posiadania dzieci bądź też atakował Francję i Wielką Brytanię za walkę z rasizmem. Nie mówiąc już o postach szczujących na imigrantów, które z dnia na dzień stawały się coraz ohydniejsze. Na komentarze przypominające, że przecież sam Musk jest imigrantem (pochodzi z RPA), odpowiadał jeszcze większym hejtem.

Musk lansuje się jako wolnościowiec walczący z – jak sam to określa – lewicowym zniewoleniem i propagandą. Jednak podczas pamiętnego wywiadu z Trumpem, który Musk przeprowadził na swojej platformie 12 sierpnia, nie miał nic przeciwko, aby samemu zamienić X w tubę propagandową kandydata republikanów. Przez bite dwie godziny jako gospodarz pozwalał Trumpowi na bezpardonowe ataki na demokratów oraz wygłaszanie zapewnień, że lata jego prezydentury były najlepszym okresem w dziejach Stanów Zjednoczonych. Wszystko to właściciel Tesli przyjmował bez najmniejszego słowa sprzeciwu.

Nic dziwnego. Jeśli bowiem w wywiadzie Trump kogoś chwalił poza sobą, to właśnie Muska. „Jesteś wspaniałym facetem, zrobiłeś niewiarygodną pracę. Jesteś wielką inspiracją dla ludzi” – zwrócił się do biznesmena na zakończenie rozmowy. Pochwały trafiły na podatny grunt. Niedługo później Musk na poważnie zaczął rozważać pracę w przyszłej administracji Trumpa, choć z czasem się z tego wycofał. Ale jak to on – pozostawił sobie furtkę, gdyby faktycznie pojawiła się taka propozycja po listopadowych wyborach.

Współałożyciel PayPayla szarą eminencją amerykańskiej prawicy. Dzięki J.D. Vance’owi Peter Thiel wciąż ma dostęp do Donalda Trumpa 

Na pierwszy rzut oka związki biznesmenów takich jak Musk z populistyczną prawicą mogą wydawać się co najmniej dziwne. Gdy bowiem przywołać lata prezydentury wcześniejszych republikańskich polityków – Ronalda Reagana (1980–1988) czy George’a W. Busha (2000–2008) – to charakteryzowały się one wielkimi ulgami podatkowymi dla przemysłu zbrojeniowego, tytoniowego i naftowego. Jednak Dolina Krzemowa pozostawała poza zainteresowaniem republikanów.

To demokraci jako pierwsi pokochali internet. Al Gore, wiceprezydent u boku Billa Clintona i kandydat na prezydenta w 2000 r., twierdził wręcz, że to on wymyślił globalną sieć. Poniosła go wyobraźnia, ale ten lapsus dowodził, jak nowe technologie były ważne dla polityków Partii Demokratycznej. Jednak to właśnie na początku XXI w. doszło do zbliżenia Doliny Krzemowej z prawicą. W tym czasie firmy technologiczne przeżywały kryzys, od kiedy w 1998 r. okazało się, że nadzieje związane z internetem pozostaną w znacznej mierze niespełnione, a zainwestowane miliardy dolarów wyparowały. Z kolei amerykańska prawica zaczęła powoli spoglądać w stronę populizmu. Wówczas to narodził się zalążek ruchu, który w 2008 r. przyjmie postać Partii Herbacianej (Tea Party), by protestować przeciwko reformom Busha, czyli republikańskiego prezydenta. Wtedy Tea Party funkcjonowała na marginesie Partii Republikańskiej. Jednak kryzys gospodarczy z 2008 r. i wybór Baracka Obamy na prezydenta wzmocniły ją na tyle, że obecnie kontroluje całą partię, a ówcześni konserwatyści dziś nawołują do głosowania na demokratów.

Lista inwestorów z obszaru wysokich technologii deklarujących poparcie dla Trumpa i jego pomysłów rośnie z tygodnia na tydzień. W połowie sierpnia deklarację wiary w MAGA (Make America Great Again – hasło wyborcze Trumpa i popularna nazwa wspierającego go ruchu politycznego) złożył publicznie – czyli w mediach społecznościowych – David Marcus, szef Lightspark, firmy zajmującej się internetowymi płatnościami i kryptowalutami. Wcześniej przez wiele lat Lightspark finansowała Partię Demokratyczną.

Wkrótce w ślady Marcusa poszedł Shaun Maguire, partner w funduszu venture capital (fundusz wysokiego ryzyka) Sequoia. Obaj biznesmeni określili swoje poparcie dla Trumpa w kategorii nawrócenia religijnego. Niczym św. Paweł, który w drodze do Damaszku stracił wzrok, by go odzyskać wraz z przyjęciem chrześcijaństwa, tak Marcus i Maguire nie widzieli kłamstw mediów głównego nurtu. Dopiero Trump otworzył im oczy.

„Wszyscy byliśmy zmanipulowani przez mainstreamowe media” – wyznał na X Mark Pincus, założyciel firmy Zynga, giganta na rynku gier mobilnych. „Tak właśnie jest” – odpisał mu Musk. Oba tweety polubił i udostępnił David Sacks, wpływowy inwestor w Dolinie Krzemowej. Dziennikarze magazynu „Wired” oszacowali, że te i podobne wpisy publikowane przez Muska i jego kolegów każdorazowo osiągają zasięg ponad 80 mln odbiorców.

Profil szefa Tesli na X śledzi niemal 196 mln osób. Dla porównania, konto Donalda Trumpa, który dzięki Muskowi wrócił na platformę po czteroletniej banicji, przyciąga „zaledwie” 90 mln użytkowników. O wiele mniej, bo ok. 1,4 mln, obserwujących posiada Bill Ackman, miliarder i inwestor, który był jednym z pierwszych z Doliny Krzemowej otwarcie popierających Trumpa. Jednocześnie wykorzystuje on swój profil na X do hejtowania mniejszości seksualnych, co Musk i Trump przyjmują z rozbawieniem.

Wśród mniej znaczących, ale równie hojnych, zarówno pod względem finansowania kampanii kandydata republikanów, jak i wspierania go przez swoje profile w mediach społecznościowych, znajdują się Joe Lonsdale, współzałożyciel firmy kapitałowej Palantir, Doug Leone ze wspomnianej już Sequoia oraz bliźniacy Tyler i Cameron Winklevossowie, zajmujący się kryptowalutą, szerzej znani z konfliktu z Markiem Zuckerbergiem o autorstwo Facebooka.

Szarą eminencją w obozie amerykańskiej populistycznej prawicy pozostaje natomiast Peter Thiel. Ten urodzony w Niemczech inwestor, prowadzący fundusze hedgingowe, zyskał szacunek i rozpoznawalność jako współtwórca Palantir Technologies oraz serwisu PayPal. To właśnie praca nad tym ostatnim projektem zbliżyła go do Elona Muska.

Patrząc na ich przyszłe relacje, aż trudno uwierzyć, że znajomość tej dwójki zaczęła się dość niefortunnie, bo od kraksy samochodowej. Gdy spotkali się po raz pierwszy w 2000 r., Musk postanowił zaimponować Thielowi i podczas wspólnej przejażdżki wcisnął gaz do dechy swojego wartego 1 mln dol. mclarena. Auto wpadło w poślizg i uderzyło z całą mocą w nasyp. Szczęśliwie ani kierowca, ani pasażer nie odnieśli żadnych obrażeń. Samochód nie był ubezpieczony, a Thiel nie zapiął pasów, co dobrze oddaje styl obu przedsiębiorców. Po rozkręceniu PayPala ich drogi się rozeszły, jednak nie na tyle, aby obaj biznesmeni nie utrzymywali ze sobą kontaktu.

Thiel, którego pozycję w Dolinie Krzemowej można przyrównać do wpływu Warrena Buffetta na światowe giełdy, od początku wspierał republikańskich kandydatów, zwłaszcza tych o wolnorynkowych poglądach. Jedynie w 2022 r. poszczególni politycy Partii Republikańskiej otrzymali od niego ponad 20 mln dol. Wcześniej, bo w 2016 r., po zwycięstwie Trumpa w wyborach prezydenckich Thiel stanął na czele zespołu do sprawnego przeprowadzenia zmiany ekipy w Białym Domu. Obecnie dostęp do Trumpa gwarantuje mu kandydat na wiceprezydenta J.D. Vance, który rozkręcił swój biznes głównie dzięki wsparciu Thiela.

Czytaj więcej

Kataryna: Konkubent stanu

Od Bitcoin City do Metawersum. Libertarianie z Doliny Krzemowej poprą każdego, kto zagwarantuje im kapitalizm bez ograniczeń

Wiele zmieniło się od 2016 r., kiedy brytyjski „The Guardian” nazwał Thiela jedynym sprzymierzeńcem Trumpa w Dolinie Krzemowej. Dziś w mniejszości są ci, którzy go krytykują. Czym Trump kupił sobie przychylność świata nowych technologii? „Podążaj za pieniędzmi” – zachęcał Mark Felt, wicedyrektor CIA, gdy jako „Głębokie Gardło” przekazywał dziennikarzom materiały, które doprowadziły do upadku prezydenta Richarda Nixona na skutek afery Watergate pół wieku temu. Pieniądze stanowią także odpowiedź na pytanie o źródło poparcia Muska i jego kolegów dla Donalda Trumpa.

Demokraci starają się wprowadzić zmiany prawne mające ukrócić władzę technologicznych giganów. Po raz pierwszy od 1998 r., kiedy to Departament Sprawiedliwości pozwał Microsoft za praktyki monopolistyczne, pojawiła się realna szansa na rozbicie cyfrowych jednowładców, takich jak Meta (właściciel Facebooka) i Alphabet (właściciel Google’a). Nowe regulacje mają ponadto objąć obszar sztucznej inteligencji, którą administracja Joe Bidena chce okiełznać, zanim będzie za późno.

Wspomniane działania, które firmują demokraci, to konkretne straty finansowe dla Muska, Thiela i pozostałych. Nic dziwnego, że od miesięcy nie mówią oni o niczym innym niż wolność słowa, której ma zagrażać moderowanie treści w serwisach społecznościowych, rozbicie cyfrowych monopoli i regulacje AI. Trump uważnie się wsłuchuje w ich głosy. Nie przez przypadek ostatnimi czasy jednym z głównych motywów swoich przemówień uczynił kryptowaluty. Pod hasłem walki z „wielkimi bankami” republikański kandydat obiecuje wiele ułatwień dla osób i firm zajmujących się handlem cyfrowym pieniądzem. Mało tego, niedawno zapowiedział uruchomienie przez Trump Organization własnej kryptoplatformy The Defiant Ones – „Nieustraszeni”. Cały Trump.

Oddanie byłego prezydenta dla kryptowaluty przypomina jego wcześniejszy flirt z QAnon – nieformalnym ruchem zrzeszającym wyznawców teorii spiskowych, z których wielu wtargnęło do budynków Kongresu 6 stycznia 2021 r., aby zapobiec zatwierdzeniu wyboru Bidena na prezydenta. Dziś wiele z tych teorii, które wcześniej rozwijały się na obrzeżach internetu, powielają Musk i pozostali.

Nic nie trwa wiecznie, o czym ostatnio po raz kolejny przekonali się Jennifer Lopez i Ben Affleck. Bromans Trumpa z Muskiem, jak i całej Doliny Krzemowej z populistyczną prawicą, zapewne zakończy się równie głośno. Będzie to jednak koniec o wiele boleśniejszy – nie tyle dla samych zainteresowanych, ile dla całej Ameryki. Pomijając bowiem nienawiść do demokratów, inwestorów pokroju Thiela i Muska nic nie łączy z wyborcami Trumpa.

Twórcy PayPala i im podobni są wierni przede wszystkim libertarianizmowi, czyli skrajnej odmianie liberalizmu. W ten sposób często uznaje się go za odmianę anarchizmu, gdyż neguje nie tyle udział państwa w gospodarce, ile samą ideę państwa. Nie dajcie się zwieść grafikom z amerykańską flagą, które Musk i jego koledzy chętnie publikują na X. Dla libertarian państwo narodowe stoi na drodze totalnej wolności. A ta jest najważniejsza.

Nie przez przypadek na początku XXI w. Thiel, Musk i pozostali zainteresowali się płatnościami internetowymi, a obecnie inwestują w kryptowaluty. W obu przypadkach chodziło o uniezależnienie się od państwowych mechanizmów finansowych, które w ich mniemaniu nie tylko blokowały przedsiębiorczość, lecz przede wszystkim jawnie ograniczały wolność człowieka.

„PayPal było libertariańską firmą. W najbardziej skrajnych wyobrażeniach Thiela miała być sposobem na jednostronne odebranie rządom władzy nad kontrolą ich własnych zasobów pieniężnych” – pisał w 2022 r. dziennikarz Max Chafkin w swojej książce pt. „The Contrarian. Peter Thiel and Silicon Valley’s Pursuit of Power” (Kontrarianin. Peter Thiel i dążenia Doliny Krzemowej do władzy). Kontrarianin to inwestor, który działa odwrotnie niż reszta uczestników rynku. W przypadku Thiela termin ten równie dobrze opisuje jego charakter.

W 1997 r. do amerykańskich księgarni trafiła książka pt. „The Sovereign individual. How to Survive and Thrive During the Collapse of the Welfare State” (Suwerenna jednostka. Jak przetrwać i prosperować podczas upadku państwa opiekuńczego), autorstwa przedsiębiorcy Jamesa Dale’a Davidsona i publicysty Williama Reesa-Mogga. Wstęp napisał nie kto inny jak Peter Thiel. Autorzy przewidywali, że rozwój internetu doprowadzi do upadku państw opiekuńczych, w miejsce których powstaną „tysiące niezależnych państw-miast”. W konsekwencji nacjonalizm miał funkcjonować jedynie jako „główny motyw przewodni osób o niskich kwalifikacjach, które tęsknią za przymusem w obliczu upadku państwa opiekuńczego”.

Ta myśl przyświecała przy tworzeniu PayPala. Ta sama idea stoi za najnowszymi pomysłami libertarian z Doliny Krzemowej. Ostatnie lata to ich rosnące zainteresowanie specjalnymi strefami ekonomicznymi w Ameryce Południowej, Afryce i Azji, które są przekształcane w niezależne terytoria, gdzie władzę i prawo sprawują prywatni inwestorzy.

W 2011 r. partnerzy Thiela utworzyli grupę inwestycyjną pod nazwą Future Cities Development (Rozwój miast przyszłości), która wydzierżawiła od rządu Hondurasu „specjalny region inwestycyjny”. Oprócz ustanawiania własnych reguł prawnych twór ten uzyskał prawo do podpisywania międzynarodowych porozumień z pominięciem władz państwowych. „Jesteśmy uosobieniem zasad wolnego rynku” – mówili z dumą twórcy tej prywatnej enklawy.

Honduraski eksperyment zakończył się w 2021 r., kiedy do władzy w kraju doszły siły lewicowe. Jednak życie nie zna próżni. W tym samym bowiem roku w sąsiednim Salwadorze pojawił się plan budowy Bitcoin City, a więc kolejnego niezależnego tworu zarządzanego przez inwestorów. Także w 2021 r. Mark Zuckerberg ogłosił początek prac nad Metawersum, czyli niezwykle zaawansowanym światem wirtualnym. Jak przekonuje twórca Facebooka, w Metawersum ludzie będą ze sobą rozmawiać, pracować, kochać się i kłócić.

Pomysł ten szybko podchwyciła cała Dolina Krzemowa. W końcu sam Facebook co miesiąc angażuje niemal 3 mld użytkowników. Gdyby tylko oni zasilili Metawersum, byłoby to największe parapaństwo na świecie, gdzie wszelkie reguły prawne, gospodarcze i społeczne ustanawiałby jednoosobowo Zuckerberg. Dzisiejsze państwa nie miałyby nic do powiedzenia.

Oczywiście, aby powstało Metawersum, konieczna jest infrastruktura, którą budują i utrzymują staromodne państwa narodowe. Ten fakt libertarianie pomijają, co wiele mówi o realności ich pomysłów. Jak we wspomnianym wypadku samochodowym z pierwszego spotkania Muska z Thielem. Jeden nie zważał na ograniczenia prędkości, drugi nie zapiął pasów. Większość z ich projektów, w tym specjalne strefy inwestycyjne, zakończyła się bolesną porażką. Nie przeszkodziło im to jednak w dalszym głoszeniu potrzeby poszerzania wolności – przede wszystkim ich własnej, dodajmy.

Jak trafnie zauważył Edward Luce z „The Financial Times”, libertarian z Doliny Krzemowej łączą dwie cechy. „Pierwsza – są bogaci. Znalezienie zubożałego libertarianina jest równie rzadkie, co znalezienie bogatego socjalisty. Druga cecha to ta, że ich libertarianizm rzadko wykracza poza ich osobiste wolności, zwłaszcza wolność od opodatkowania. Wolność innych ludzi to ich własna sprawa”.

Czytaj więcej

Irena Lasota: Nokaut koni

„Przestałem wierzyć, że wolność i demokracja są ze sobą powiązane” – przyznał Thiel już w 2009 r. „W przeciwieństwie do świata polityki, w świecie technologii wybory jednostek mogą nadal mieć kluczowe znaczenie. Los naszego świata może zależeć od wysiłku jednej osoby, która buduje lub propaguje mechanizmy wolności, czyniąc świat bezpiecznym dla kapitalizmu”.

Libertarianie z Doliny Krzemowej traktują sojusz z Donaldem Trumpem i populistyczną prawicą jako inwestycję wysokiego ryzyka. W końcu to na tego typu transakcjach zbili fortunę. Póki przynosi ona korzyści, póty nie będą nań żałowali pieniędzy. Przymkną też oczy na fakt, że wspierani przez nich politycy reprezentują to, czym oni sami gardzą – silną władzę państwa, nacjonalizm i niechęć wobec indywidualnych wolności, jak chociażby dostęp do aborcji, prawo do tranzycji czy związki osób homoseksualnych. Hasło Trumpa i całego ruchu „Make America Great Again” (Uczynić Amerykę znów wielką) stoi w jawnej sprzeczności z podstawowymi założeniami libertarianizmu.

Kiedy sojusz przestanie przynosić im korzyści, nie będą się wahali z niego wycofać. Libertarianie z Doliny Krzemowej poprą każdego, kto zagwarantuje im kapitalizm bez ograniczeń, nawet kosztem demokracji. Dzisiaj obiecuje to Trump. Jutro może to być ktoś o wiele groźniejszy dla podstawowych wartości całego świata zachodniego. Znając ich zamiłowanie do ryzyka, nie będą się długo zastanawiać.

Krzysztof Wasilewski

Doktor habilitowany, politolog i medioznawca; kierownik Laboratorium Humanistyki Cyfrowej i Nowych Mediów na Wydziale Humanistycznym Politechniki Koszalińskiej, prorektor ds. kształcenia; w pracy naukowej zajmuje się nowymi mediami, współczesnym regionalizmem i humanistyką cyfrową.

Wszyscy piszą o tym niespodziewanym bromansie, jak zwykło się określać bliską i emocjonalną (lecz bez podłoża seksualnego) relację dwóch mężczyzn. Wybuch sympatii między byłym prezydentem a obecnym właścicielem platformy X (dawny Twitter) to bowiem coś więcej niż zwykła polityczna przyjaźń. Początkowo użytkownicy X z niedowierzaniem i rozbawieniem śledzili kolejne deklaracje sympatii, w dowód których obaj wysyłali sobie filmiki generowane przez AI, a przedstawiające, jak Elon Musk i Donald Trump tańczącym krokiem przywracają Ameryce dawną świetność. Dziś więź łącząca przedsiębiorcę z Doliny Krzemowej z republikańskim kandydatem na prezydenta już nikogo nie dziwi.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi