Historia człowieka od nowa? Czy oddamy sztucznej inteligencji władzę nad pamięcią

W dyskusji o rozwoju technologicznym często zapomina się o jego wpływie na przeszłość. Tymczasem to, co i jak pamiętamy, już teraz w dużej mierze zależy od algorytmów.

Publikacja: 28.07.2023 10:00

W sieci znajdziemy encyklopedie, repozytoria i inne cyfrowe źródła, których rzetelność w niczym nie

W sieci znajdziemy encyklopedie, repozytoria i inne cyfrowe źródła, których rzetelność w niczym nie ustępuje ich drukowanym odpowiednikom. Cóż z tego, skoro tracimy zdolność odróżnienia tego, co rzeczywiste, od tego, co fałszywe, a także możliwość rozumienia historii i odróżniania dobra od zła

Foto: Garan Julia/Shutterstock

Paradoksalnie, im szybszy rozwój technologiczny, tym więcej uwagi poświęcamy przeszłości. Rozpamiętujemy ją, spieramy się o nią, wykorzystujemy w bieżącej polityce. Niby patrzymy w przyszłość, ale tak naprawdę wciąż żyjemy tym, co było. Jak pisze Aleida Assmann, prekursorka badań nad pamięcią zbiorową, współczesna fascynacja historią jest „odpowiedzią na globalne zmiany i wyzwania naszych kulturowych zaktowiczeń, sposobem radzenia sobie z dwiema kwestiami, które stały się jeszcze bardziej palące po 1989 r.: z jednej strony wzrastającym zainteresowaniem (zbiorowej) tożsamości i jej przenoszeniem, a z drugiej nowym doświadczeniem (bądź: gorącej) przeszłości, która nie odchodzi w cień”.

***

Przeszłość nie odchodzi w cień, bo jej na to nie pozwalamy. Dzięki nowym technologiom jesteśmy w stanie dokumentować, katalogować i archiwizować niemalże każdą czynność, każde wypowiedziane słowo, każdy wykonany gest. Wszystko dla następnych pokoleń. Dwa lata temu szacowano, że każdego dnia powstaje 500 mln tweetów, ponad 290 mld mejli, 4 mln gigabajtów treści na Facebooku, 65 mld wiadomości na WhatsAppie i 720 tys. godzin nowych materiałów w serwisie YouTube. Jeśli ten trend się utrzyma – a wszystko na to wskazuje – to za niespełna 100 lat na samą obsługę cyfrowych treści będzie potrzeba więcej energii, niż obecnie produkuje się na całym świecie.

Już mierzymy się z nadmiarem danych. Na początku XXI w. zaledwie 25 proc. światowych zasobów informacji przechowywano w formie cyfrowej. Dziesięć lat później było to 98 proc. Oznacza to, że nie tylko profesjonalni historycy, ale także amatorzy zyskali dostęp do ilości i rodzajów źródeł, do których dotarcie jeszcze trzy dekady wcześniej wykraczałoby poza możliwości nawet najbardziej doświadczonego zespołu badawczego. Dzisiaj są one w zasięgu każdego, i to bez wychodzenia z domu.

Chcemy dowiedzieć się, na jakie choroby zapadali pierwsi osadnicy w Ameryce Północnej? Proszę bardzo. Co pisała francuska prasa w okresie wojen napoleońskich? Wystarczy jedno kliknięcie. Musimy porównać, jak cztery lata temu głosowano w Dubeninkach w powiecie gołdapskim, a jak w Świerznie na skraju województwa Zachodniopomorskiego? Minuta i gotowe.

Z jednej strony big data, czyli duże i różnorodne zbiory danych online, pozwala dokonać przełomowych odkryć – również w humanistyce i naukach społecznych. Z drugiej, zamazują wiele istotnych faktów, których znaczenie można poznać, jedynie stosując metody jakościowe.

***

Zanim nastały internet i media społecznościowe, podstawowymi nośnikami pamięci zbiorowej były telewizja, radio i prasa, a także szkoła, rodzina i Kościół. To one tworzyły kanon wydarzeń i postaci z przeszłości, które warto i trzeba pamiętać. To one decydowały, jakie zachowania należy nagradzać, jakie zaś potępić. Innymi słowy, „wynajdywały tradycję”, jak określił ten proces Eric Hobsbawm, a więc realizowały zadania, których celem było „przyjęcie przez ludzi pewnych wartości i norm zachowania poprzez ich powtarzalność”. W ten sposób tworzyła się wspólnota, połączona jedną wizją dziejów i wyznająca ten sam lub podobny system wartości.

Dziś, gdy chcemy dowiedzieć się czegoś o jakimś historycznym wydarzeniu czy postaci, przeważnie sięgamy do internetu. Nie ma w tym nic złego, wszak znajdują się tam encyklopedie, repozytoria i inne cyfrowe źródła, których rzetelność w niczym nie ustępuje ich drukowanym odpowiednikom. Co więcej, w wielu przypadkach są one darmowe i dostępne od razu, bez konieczności odwiedzania biblioteki czy księgarni. To także okazja, aby poznać pamięć zbiorową grup wykluczonych z głównego dyskursu. Gdzie jeśli nie w internecie szukać opisu dziejów mniejszości etnicznych czy seksualnych? W oficjalnych podręcznikach do historii nie ma o nich mowy lub są to informacje ukształtowane przez dominującą narrację. Tymczasem w cyberprzestrzeni mamy pełną wolność, również na polu poznawania historii.

Jak jednak ostrzegał Platon, absolutyzacja wolności może prowadzić do negatywnych konsekwencji. Tam bowiem, gdzie „po wszystkich kątach rozbrzmiewa hasło wolności”, tam „ojciec boi się syna, a syn, chcąc być wolny, nie boi się rodziców. Nauczyciel boi się uczniów i im pochlebia, a młodzi ludzie, upodabniając się do starszych, nic sobie nie robią z nauczyciela”. Wolność internetu poszerza naszą wiedzę o przeszłości, lecz jednocześnie sprawia, że tracimy zdolność odróżnienia tego, co rzeczywiste, od tego, co fałszywe. Więcej – sprawia, że tracimy moralny kompas, który pozwalał nam zrozumieć historię i odróżnić dobro od zła.

Dezinformacja jest siłą niszczącą nie tylko bieżącą politykę. Równie wiele zła wyrządza dla naszego poznania przeszłości, popularyzując wszelkiej maści teorie spiskowe i nadając im rangę autentyczności. Badania potwierdzają, że wielu z nas straciło zdolność krytycznego myślenia i odróżniania faktów od kłamstw. Nie dość, że zaskakująco łatwo wierzymy w to, co przeczytamy na Facebooku czy Twitterze, to jeszcze sami udostępniamy fake newsy. I wcale nas nie usprawiedliwia to, że najczęściej robimy to nieświadomie. Mało tego. Bazując na obecnych algorytmach mediów społecznościowych, nieprawdziwe wiadomości rozchodzą się zdecydowanie szybciej niż sprawdzone informacje i docierają do większej liczby odbiorców. Holokaust nigdy się nie wydarzył. Prezydenta Johna F. Kennedy’ego zabito z polecenia CIA. Lądowanie człowieka na Księżycu to film science fiction. Za zamachami 11 września 2001 r. stały izraelskie służby specjalne. Masakra uczniów i nauczycieli ze szkoły w Sandy Hook w 2012 r. została zainscenizowana, aby wprowadzić zakaz posiadania broni w USA. Pandemia Covid-19 miała na celu regulację światowej populacji. Brzmi znajomo? Przeglądając social media, z pewnością każdy z nas natrafił na te lub inne szokujące wiadomości o tym, co tak naprawdę się wydarzyło. I z nudów bądź ciekawości niektóre z nich przeczytaliśmy, a zapewne i udostępniliśmy dalej.

Czytaj więcej

Lech Jęczmyk. Science fiction, zen i ks. Popiełuszko

***

Badania potwierdzają, że media społecznościowe odgrywają kluczową rolę w rozpowszechnianiu dezinformacji i tworzeniu polaryzacji politycznej. Oba zjawiska są sprzężone ze sobą – im większy spór polityczny, tym większe pole rażenia fake newsów. Jarosław Kaczyński w szkole średniej donosił na kolegów z ławki? Mało prawdopodobne, ale podam dalej, bo wszystko, co szkodzi PiS-owi, jest usprawiedliwione. Donald Tusk jeździł do Berlina i Moskwy po instrukcje? Pewnie nie, ale po co ryzykować, lepiej niech świat się o tym dowie.

Okazuje się, że wystarczy, aby zaledwie 15 proc. użytkowników danej platformy społecznościowej udostępniało fake newsy, żeby wszystkie osoby z niej korzystające były narażone na dezinformację. Trudno będzie się dziwić, gdy za 10–20 lat dzisiejsze fałszywe wiadomości przyszli kronikarze uznają za fakty. W końcu dowiedzieli się o nich w internecie.

To niebezpieczeństwo zwiększyło się wraz z pojawieniem się ChatGPT. Już w ciągu ostatniego półrocza ten zaawansowany model językowy stworzony przez OpenAI i utożsamiany powszechnie ze sztuczną inteligencją pobił wszelkie rekordy popularności. Obecnie liczba jego użytkowników znacznie przekracza miliard. W dwa miesiące od powstania ChatGPT przyciągnął 100 mln użytkowników – poprzedniemu rekordziście, TikTokowi, zajęło to dziewięć miesięcy. Oznacza to, że ze sztuczną inteligencją konsultujemy niemal każdą naszą sprawę – od problemów miłosnych po strategię rozwoju firmy.

Wśród problemów zlecanych ChatGPT znajdują się także te dotyczące przeszłości. Bazuje on przecież na danych z sieci, skąd czerpie dane i następnie je „inteligentnie” przetwarza. Zarazem jego „inteligencja” jest wciąż zbyt ograniczona, by odróżniać fake news od prawdziwej informacji. Zresztą skoro człowiek ma z tym problemy, to dlaczego mielibyśmy oczekiwać, że algorytm nie będzie powtarzał błędów swoich twórców? Co więcej, wykładowcy utyskują że wiele prac dyplomowych bronionych na wydziałach historii i nie tylko to dzieło SI, a studenci nawet nie zadają sobie trudu, aby przeczytać ich treść. Sami akademicy też nie są bez winy – coraz częściej do opinii publicznej trafiają informacje o książkach i artykułach naukowych, gdzie jedynym wysiłkiem naukowca było podpisanie się własnym nazwiskiem.

***

Po co pisać o niebezpieczeństwie, jakie sztuczna inteligencja niesie dla pamięci zbiorowej, skoro może o nich opowiedzieć sam ChatGPT. „Sztuczna inteligencja (SI) niesie ze sobą zarówno wiele potencjalnych korzyści, jak i pewne zagrożenia dla pamięci zbiorowej, czyli zbiorowej wiedzy, pamięci i historii ludzkości” – odpowiada na pytanie o pamięć zbiorową w niedalekiej przyszłości. Wśród potencjalnych zagrożeń ChatGPT wskazuje (pisownia oryginalna):

Zniekształcanie historii: Sztuczna inteligencja może manipulować informacjami i zniekształcać historię w celu promowania określonej narracji lub interesów;

Zapomnienie i zastąpienie: Wraz z rozwojem sztucznej inteligencji istnieje ryzyko, że pewne aspekty pamięci zbiorowej mogą zostać zapomniane lub zastąpione przez łatwiejsze w użyciu i dostępne cyfrowe narzędzia;

Utrata kontroli: Jeśli sztuczna inteligencja staje się zbyt zaawansowana i autonomiczna, może doprowadzić do utraty kontroli nad jej działaniami;

Uwidocznienie uprzedzeń: Sztuczna inteligencja działa na podstawie algorytmów, które są wrażliwe na wprowadzane w nie uprzedzenia;

Centralizacja władzy informacyjnej: Zależność od sztucznej inteligencji do przechowywania i przetwarzania informacji może prowadzić do centralizacji władzy informacyjnej w rękach niewielu podmiotów lub korporacji.

Z wieloma z powyższych zagrożeń mierzymy się już dziś. Media społecznościowe stanowią główne źródło informacji dla połowy Polaków, co odpowiada średniej w całej Unii Europejskiej. Liderami są państwa afrykańskie – ponad 70 proc. mieszkańców Kenii i RPA oraz niemal 80 proc. Nigeryjczyków korzysta z social mediów, aby dowiedzieć się o wydarzeniach w kraju i na świecie. Bez wątpienia sukces ChatGPT i jego następców jeszcze bardziej uzależni naszą wiedzę od treści online. Po co przeglądać dziesiątki gazet i książek, skoro wystarczy zadać pytanie, by w kilka sekund otrzymać wyczerpującą odpowiedź.

ChatGPT konstruuje odpowiedzi na podstawie danych do 2021 r., więc nie powie nam, kto rozpoczął wojnę w Ukrainie w lutym 2022 r. Może jednak podzielić się z nami wiedzą na temat przynależności Krymu: „Kwestia przynależności Krymu jest kontrowersyjna i stanowi przedmiot sporu międzynarodowego. Prawa do Krymu są roszczone zarówno przez Ukrainę, jak i przez Rosję. Historycznie, Krym był częścią Rosji do momentu, gdy w 1954 roku przekazano go władzom Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej (wówczas część Związku Radzieckiego). Po rozpadzie Związku Radzieckiego w 1991 roku Krym pozostał częścią Ukrainy jako autonomiczna republika. W 2014 roku doszło do aneksji Krymu przez Rosję, która przeprowadziła kontrowersyjne referendum dotyczące przyłączenia Krymu do Federacji Rosyjskiej. Rosja uznała wyniki referendum, ogłaszając, że Krym jest częścią rosyjskiego terytorium”. Niby (prawie) wszystko się zgadza, lecz nie można nie odnieść wrażenia, że w powyższym opisie brakuje szerszego kontekstu, a przede wszystkim moralnej oceny nielegalnej aneksji części terytorium jednego państwa przez drugie.

Mankamenty historycznej narracji stworzonej przez ChatGPT widać jeszcze wyraźniej w przypadku pytania, „Dlaczego Józef Stalin był wybitnym politykiem?”. Gdyby o to spytać historyka, natychmiast przypomniałby wszystkie zbrodnie radzieckiego przywódcy, które dla każdego trzeźwo myślącego człowieka dyskwalifikują go jako męża stanu. Tymczasem ChatGPT pisze tak: „Oto kilka argumentów, które często podnoszone są na korzyść Stalina jako wybitnego polityka: Industrializacja i modernizacja ZSRR. (...) Za jego rządów doszło do znaczącego wzrostu produkcji przemysłowej, rozbudowy infrastruktury, rozwoju nauki i technologii. (...) Stalin zdołał skonsolidować władzę w swoich rękach, eliminując potencjalnych rywali i budując silne państwo totalitarne. Jego zdolność do kontroli i dyscyplinowania aparatu władzy pozwoliła mu wprowadzić szeroko zakrojone reformy i realizować swoją wizję społeczną”.

Skoro ChatGPT znajduje argumenty na korzyść Stalina, nie ma także problemu z tym, aby napisać, że „ostateczna ocena upadku ZSRR zależy od perspektywy i wartości. Dla wielu osób, szczególnie tych, którzy cierpieli z powodu reżimu komunistycznego, upadek ZSRR był pozytywnym krokiem ku większej wolności i demokracji. Jednakże dla innych upadek ten był również związany z utratą pewnych wartości i stabilności, a także z nowymi wyzwaniami i zagrożeniami, takimi jak korupcja, nacjonalizm czy wzrost autorytaryzmu”.

Powyższe odpowiedzi pokazują, jak ważna w pamięci zbiorowej jest współczesność. Aby bowiem zbudować wspólnotę, nie wolno poprzestać na dostarczeniu faktów z przeszłości, potrzeba jeszcze umieścić je w odpowiednio szerokim kontekście i systemie wartości. Powtarzając za Philipem Zimbardo i Johnem Boydem, „to twoje nastawienie wobec wydarzeń z przeszłości ma większe znaczenie niż same te wydarzenia. Rozróżnienie między przeszłością a twoją aktualną interpretacją tej przeszłości jest kluczowe, ponieważ daje nadzieje na zmianę. Nie możesz zmienić tego, co wydarzyło się w przeszłości, ale możesz zmienić swoje nastawienie wobec tego, co się zdarzyło”. Czy uzależniając się od sztucznej inteligencji, nie pozbawiamy się właśnie nadziei, którą dostarcza nam pamięć zbiorowa?

Czytaj więcej

Robert F. Kennedy Jr. Czarna owca wchodzi w szkodę Bidenowi

***

Uzależnienie od sztucznej inteligencji niesie ze sobą jeszcze jedno zagrożenie. Już w tej chwili bańki informacyjne działają destrukcyjnie na funkcjonowanie wspólnoty narodowej, także w kontekście jej pamięci zbiorowej. Google oraz inne popularne przeglądarki dostosowują wyniki zapytań do naszych wcześniejszych wyszukiwań. Podobnie działają Facebook, Instagram i pozostałe platformy społecznościowe. Innymi słowy, widzimy i czytamy wyłącznie to, co algorytm uzna, że chcemy widzieć i czytać.

Dzięki współczesnym algorytmom każdy może dostosować fakty i ich interpretację do własnych oczekiwań. Wystarczy porównać, jak najnowszą historię Polski widzą zwolennicy rządzącej koalicji, a jak opozycji. Rozwój SI może te różnice jeszcze pogłębić. Nic bowiem nie wskazuje na to, aby przyszłe media społecznościowe zrezygnowały z czegoś, co przynosi tak duży zysk. Przychód Google w 2022 roku osiągnął poziom niemal 280 mld dolarów. Dwie dekady wcześniej było to „zaledwie” 400 mln dolarów.

Przyjmijmy jednak, że czarny scenariusz się nie ziści. Zamiast pogłębić podziały wewnątrz wspólnoty, rozwój sztucznej inteligencji wskaże nam drogę do jej ponownego sklejenia, np. na podstawie pamięci zbiorowej, która będzie łączyła, a nie dzieliła. Pytanie, czy będziemy umieli z tego skorzystać. Psycholodzy i językoznawcy alarmują bowiem, że brakuje nam kompetencji, które wcześniejsze pokolenia nabywały poprzez czytanie, a więc przede wszystkim krytyczne myślenie, ćwiczenie pamięci czy rozwijanie wyobraźni. A wszystko przez to, że nie potrafimy skoncentrować się na niczym dłuższym niż cztery–pięć zdań. Tymczasem wiedzy o przeszłości nie sposób skompresować, by zmieściła się w jednym tweecie.

Skoro sztuczna inteligencja wykorzystywana jest do tworzenie tekstów dziennikarskich, artykułów naukowych, a nawet poezji, to dlaczego nie miałaby nam pomóc w spisaniu naszych dziejów? Przy wszystkich mankamentach i niebezpieczeństwach z tym związanych nie wolno nam zapominać, że to od nas zależy, na jakich fundamentach będziemy budowali pamięć zbiorową. W dziejach ludzkości nośniki pamięci zmieniały się wielokrotnie, ale umiejętność decydowania o tym, co należy pamiętać i jak to intepretować, pozostawała w gestii człowieka. Jeśli z lenistwa bądź zwykłej głupoty pozbawimy się tej umiejętności, miejmy pretensje wyłącznie do siebie.

Dr hab. Krzysztof Wasilewski

Politolog i medioznawca; kierownik Katedry Studiów Regionalnych i Europejskich na Wydziale Humanistycznym Politechniki Koszalińskiej, w pracy naukowej zajmuje się nowymi mediami i polityką pamięci, współczesnym regionalizmem i humanistyką cyfrową.

Paradoksalnie, im szybszy rozwój technologiczny, tym więcej uwagi poświęcamy przeszłości. Rozpamiętujemy ją, spieramy się o nią, wykorzystujemy w bieżącej polityce. Niby patrzymy w przyszłość, ale tak naprawdę wciąż żyjemy tym, co było. Jak pisze Aleida Assmann, prekursorka badań nad pamięcią zbiorową, współczesna fascynacja historią jest „odpowiedzią na globalne zmiany i wyzwania naszych kulturowych zaktowiczeń, sposobem radzenia sobie z dwiema kwestiami, które stały się jeszcze bardziej palące po 1989 r.: z jednej strony wzrastającym zainteresowaniem (zbiorowej) tożsamości i jej przenoszeniem, a z drugiej nowym doświadczeniem (bądź: gorącej) przeszłości, która nie odchodzi w cień”.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi