Dokąd zaprowadzi Niemcy Sahra Wagenknecht

Z prawej jest Alternatywa dla Niemiec. Z lewej nagle pojawiła się i szybko urosła w siłę partia Sahry Wagenknecht, oskarżanej nawet o miłość do Stalina. – Demokracja w Niemczech jest zagrożona – słychać tuż przed wyborami we wschodnich landach. Kim jest kobieta, od której tak dużo zależy?

Publikacja: 30.08.2024 10:00

Sahra Wagenknecht po wiecu wyborczym w Altenburgu w Turyngii. Siwy mężczyzna w błękitnej koszuli w t

Sahra Wagenknecht po wiecu wyborczym w Altenburgu w Turyngii. Siwy mężczyzna w błękitnej koszuli w tle to jej mąż Oskar Lafontaine, były szef SPD i były minister finansów. Czy rządzi ugrupowaniem żony z tylnego fotela? – Ona nie jest jego projektem ani produktem. Jest charyzmatyczna. W niemieckiej polityce nie ma nikogo o podobnej charyzmie – przekonuje prof. Klaus Dörre, socjolog

Foto: jerzy haszczyński

Sojusz Sahry Wagenknecht (BSW) powstał w styczniu. Teraz ma mocne, kilkunastoprocentowe poparcie przed wyborami w trzech wschodnich landach – Saksonii i Turyngii (gdzie odbędą się 1 września) oraz Brandenburgii (trzy tygodnie później).

Niektórzy sądzili albo mieli nadzieję, że Sahrze Wagenknecht nie uda się w ciągu paru miesięcy zbudować struktur partyjnych. Udało się. Stworzyła zarządy i zebrała po kilkadziesiąt osób w każdym z tych landów. Na najwyższych stanowiskach są zazwyczaj politycy, którzy jak ona opuścili postkomunistyczną Die Linke. Ale w BSW są też byli Zieloni, w tym eksszef tej partii w Turyngii. Pojedyncze transfery nastąpiły też z SPD. Pojawili się również niezwiązani dotychczas z żadnymi ugrupowaniami biznesmeni czy lokalni aktywiści.

Aktywistkę z małego miasteczka spotykam na wiecu BSW w 35-tysięcznym Altenburgu na wschodnim krańcu Turyngii. Tina Rolle, urodzona dwa lata przed upadkiem muru berlińskiego, zdecydowała się na start z list partii Sahry Wagenknecht, jest jej jedynką w miejscowym powiecie. Nie sposób nie zauważyć jej w tłumie, który zebrał się na altenburskim rynku, choć nie jest wysoka. Ma czerwone włosy. 

Tina Rolle nie widzi w BSW żadnych skrajności, które dostrzega wielu innych. W swoim małym Meuselwitz koło Altenburga założyła dziesięć lat temu stowarzyszenie wyborców. – Nie jest ono ani lewicowe, ani prawicowe. Jest w środku, nawet w nazwie jest ten środek, Neue Meuselwitzer Mitte – mówi mi.

W radzie miasta Meuselwitz oprócz Tiny Rolle to stowarzyszenie ma dwóch radnych, najsilniejsza jest AfD z dziewięciorgiem spośród 24 radnych.  

Czytaj więcej

Wielki powrót. Izraelski klucz do Strefy Gazy

Kandydatka Sojuszu Sahry Wagenknecht: „Czy dzięki dostawom zachodniej broni coś się w Ukrainie poprawiło?

– Od mainstreamowych partii słyszymy, że jest dobrze, tylko zwykli ludzie widzą to inaczej. A sytuacja finansowa zwykłych ludzi w małych miejscowościach jest coraz gorsza, nie można już końca z końcem związać. Na dodatek na wschodzie są mniejsze zarobki i emerytury. Tam na górze tego nie dostrzegają, także wielkomiejska lifestyle’owa lewica, o której mówi Wagenknecht. Ta lewica zgubiła kompas – mówi Tina Rolle.

Pytam o Rosję i pokój, Wagenknecht ciągle o tym mówi. – W tej sprawie, jak w każdej, popieram Sahrę Wagenknecht. Czy dzięki dostawom zachodniej broni coś się w Ukrainie poprawiło, poza tym, że zginęli kolejni ludzie? – odpowiada. 

I zaraz dodaje: – Wiem, że Polacy mają obawy związane z Rosją, mam wielu polskich kolegów, odwiedzają mnie w moim barze. Nie bójcie się, w razie czego przyjdziemy wam z pomocą. Ale tego „w razie czego” na pewno nie będzie – uśmiecha się Tina Rolle. Dzięki kolegom umie powiedzieć kilka zdań po polsku.

– Sojusz Sahry Wagenknecht to partia dla ludzi z małych miejscowości, którzy czują się opuszczeni i wykluczeni. Mamy jasny podział na duże miasta i prowincję, zwłaszcza na wschodzie. Na prowincji nie ma linii autobusowych, nie ma publicznego transportu, szkoły są zamykane, do lekarza jest daleko. I nie mają infrastruktury kulturalnej, która była w NRD. BSW przygarnia zapomnianych – mówi mi prof. Klaus Dörre, socjolog z Uniwersytetu Friedricha Schillera w Jenie, najważniejszej uczelni w Turyngii. Dörre nie lubi straszenia Sahrą Wagenknecht. 

Wybory w Saksonii, Turyngii i Brandeburgii, ale stawką władza w całych Niemczech. „Financial Times” bije na alarm: „Demokracja celem ataku” 

Wrześniowe wybory mogą zdecydować nie tylko o możliwości rządzenia trzema landami, ale i całymi Niemcami. Trzeba zrozumieć, że nasza demokracja jest celem ataku” – te dramatyczne słowa ukazały się w dzienniku światowych elit gospodarczych „Financial Times”. Napisała je Constanze Stelzenmüller, czołowa niemiecka analityczka pracująca dla amerykańskiego think tanku Brookings.

Straszy światowe elity, że te wschodnie wybory mogą doprowadzić do trzęsienia ziemi w niemieckiej polityce. Rok przed główną rozgrywką, wyborami do Bundestagu.

Wysadzić system mogą dwie antysystemowe partie, które według sondaży wspólnie zdobędą w tych trzech landach ponad 40 proc. głosów, w Turyngii blisko połowy. Obie są, jak podkreśla analityczka, antynatowskie, eurosceptyczne, antyamerykańskie, prorosyjskie. I obie sprzeciwiają się pomocy militarnej dla Ukrainy.

Jedna to znana od przeszło dekady, izolowana przez inne, skrajnie prawicowa, populistyczna, na wschodzie bardzo nacjonalistyczna i pozostająca tam pod obserwacją kontrwywiadu Alternatywa dla Niemiec. Druga to powstały kilka miesięcy temu Sojusz Sahry Wagenknecht. 

Stelzenmüller nie musi przekonywać elit do tego, by się obawiały AfD, która w Turyngii i Saksonii może liczyć na poparcie co najmniej 30 proc. wyborców. One od dawna mają na jej temat wyrobione zdanie. Przedstawia im partię Wagenknecht, która „w unikalny sposób łączy żądania wyższego opodatkowania bogatych z postulatem pozbywania się imigrantów, skrajnie lewicowe podejście do gospodarki z narodowym konserwatyzmem”. Bez BSW trudno będzie utworzyć rządy w czekających na wybory wschodnich landach, zwłaszcza w Turyngii i Saksonii. Zakładając, że z AfD nadal nikt nie odważy się współpracować. I przyjmując, że BSW dotrzyma słowa i nie zdecyduje się na współrządzenie z AfD.

Świadoma swojej politycznej atrakcyjności Sahra Wagenknecht stawia potencjalnym koalicjantom z głównego nurtu – w grę wchodzi tak naprawdę chadecka CDU, bo inne (SPD, Zieloni, liberalna FDP) mają dramatycznie niskie poparcie w sondażach – zaporowe warunki, dotyczące nie polityki regionalnej, lecz kształtowanej w Berlinie, międzynarodowej. Żąda, by tak jak ona były za wstrzymaniem pomocy militarnej dla Ukrainy i przeciw stacjonowaniu amerykańskich rakiet w Niemczech. Czyli by najważniejsze partie niemieckie zmieniły podstawy swojej polityki. 

Stelzenmüller nazywa Sahrę Wagenknecht miłośniczką Stalina.

Czy Sahra Wagenknecht jest stalinistką?

AfD to prawicowi radykałowie – nikt nie ma wątpliwości. A Sojusz Sahry Wagenknecht to skrajna lewica lub mieszanka skrajności lewicowych i prawicowych – taki pogląd głosi wielu ekspertów w Niemczech i za granicą. 

– To nie jest skrajne ugrupowanie. BSW prowadzi politykę lewicową, socjaldemokratyczną w starym stylu, z czasów, gdy socjaldemokracja nie była jeszcze kulturowo liberalna. Wzorem dla niej są też rządzący Danią socjaldemokraci, którzy podejście socjalne łączą z twardym stanowiskiem wobec imigracji – mówi prof. Dörre, którego uczelnia, Uniwersytet Friedricha Schillera w Jenie, to regionalny bastion anty-AfD.

Dörre z oburzeniem reaguje na nazywanie Sahry Wagenknecht stalinistką. – To bzdura, wysnuta z faktu, że stała na czele Platformy Komunistycznej w partii Die Linke (Lewica). Jeszcze wcześniej wstąpiła do SED [rządzącej we wschodnich Niemczech partii komunistycznej], gdy NRD upadała. Szła pod prąd. Często sprzeciwiała się trendom, aż przekształciła się w lewicową populistkę. Nie jest nawet socjalistką, jak wielu ją określa, w swoich książkach opowiada się za społeczną gospodarką rynkową – dodaje socjolog, którego często odwiedzają dziennikarze. 

Ostatnio pytali, czy sam nie wstąpi do BSW. – Nie. Zostaję bezpartyjny – odpowiedział.

Prof. Dörre uważa również, że jest przesadą uznawanie nowej partii za zagrożenie dla demokracji, przynajmniej na razie. Mogłaby się nim stać, „gdyby pomogła AfD budować większość polityczną”. I nie chodzi mu o koalicję z AfD, Sahra Wagenknecht wyraźnie się od takiej opcji odcina i nic nie wskazuje na to, by po wyborach w trzech wschodnich landach miała zmienić zdanie. 

– Problemem dla demokracji mogłoby być przegłosowywanie przez BSW ustaw proponowanych przez AfD, a tego nie wykluczyła główna kandydatka partii Wagenknecht w Turyngii Katja Wolf – mówi socjolog.  

Sama Sahra Wagenknecht zaś w swoim przekornym stylu, wytrenowanym w licznych talk-show, do których zapraszają ją od lat niemieckie telewizje, mówiła, że nie zagłosuje przeciwko ustawie mówiącej, że niebo nie jest błękitne, tylko dlatego że jej projekt pochodzi od AfD. 

Na poziomie komunalnym, a czasem nawet landowym, prawa proponowane przez AfD uzyskiwały już na wschodzie poparcie polityków CDU i liberalnej FDP. Tak było w landtagu Turyngii w sprawie zakazu używania języka neutralnego płciowo w dokumentach instytucji publicznych. – Takie głosowania prowadzą do powolnego czynienia z AfD normalnej partii, którą nie jest – mówi prof. Dörre. Obawia się, że i BSW może się do tego przyczynić. 

Czytaj więcej

„Rzeźnia numer jeden i inne reportaże z Niemiec”: Wyrzucą drzwiami, to zapuka do okna

Dlaczego Niemcy ze wschodu stawiają na radykałów z BSW i AfD. „Tu wszyscy są niezadowoleni”

Sojusz Sahry Wagenknecht to jest lewicowe AfD. Obie partie próbują przyciągnąć zwykłych ludzi, drobnomieszczaństwo. Wiedzą, że ich wytrzymałość wobec imigrantów z Kandaharu czy Aleppo jest bardzo mała – mówi mi Sergej Lochthofen, pisarz i publicysta z Erfurtu, który przez dwie dekady był redaktorem naczelnym miejscowego dziennika „Thüringer Allgemeine”. 

To wyjątkowa kariera, bo po upadku muru berlińskiego większość ważnych posad zajmowali na wschodzie Niemcy z zachodu, Wessi. On jest Ossim, Niemcem z dawnej NRD, choć o nietypowym życiorysie, urodził się w Workucie, gdzie do sowieckiego łagru trafił jego ojciec, wcześniej zauroczony ZSRR niemiecki komunista. Wessim jest natomiast socjolog Klaus Dörre. Na kierunkach humanistycznych prawie wszyscy profesorowie uniwersytetu w Jenie pochodzą z zachodu. Dörre mówi, że zaskarbił sobie sympatię kolegów urodzonych na wschodzie, bo zrezygnował z wyższej, niż dostają oni, zachodniej pensji. Przysługuje ona Wessim, bo jak się argumentuje, inaczej nie przeprowadziliby się do dawnej NRD.

Lochthofen jest krytyczny i wobec Sahry Wagenknecht, którą uważa za stalinistkę, i wobec swoich, Niemców ze wschodu: – Tu wszyscy są niezadowoleni, a połowa gotowa wybrać radykałów z lewej i z prawej. 35 lat temu, po upadku muru, 16 milionów Niemców z NRD wsiadło do pociągu do Niemiec i wielu z nich nigdy tam nie dojechało. Nie wiedzą, skąd się bierze dobrobyt, nie rozumieją, dlaczego UE jest ważna dla Niemiec, dla miejsc pracy tutaj. Gdy się pyta Francuzów, Hiszpanów czy Polaków, komu najbardziej służy Unia, wszyscy odpowiadają, że Niemcom. Gdy się takie pytanie zada we wschodnich Niemczech, pada odpowiedź: Unia jest zła, nie potrzebujemy tego, lepiej byśmy sobie radzili bez tej Unii.

I Lochthofen, i wielu innych mówi o podobieństwie haseł głoszonych przez AfD i BSW. Warto je porównać. Za punkt wyjścia biorę główne punkty programu AfD, które kilka lat temu wymienił Björn Höcke, lider nacjonalistycznego skrzydła tej partii, polityk, o którym częściej niż o jakimkolwiek innym mówi się nazista czy faszysta, ciągany po sądach za używanie języka kojarzącego się z Trzecią Rzeszą. I szef AfD w Turyngii, który po wyborach do landtagu będzie się zapewne cieszył ze zwycięstwa, ale i martwił, że nie zostanie premierem. 

Te punkty to główne błędy niemieckiego politycznego mainstreamu. Höcke wskazał pięć, i tak je określił: genderowe szaleństwo, napędzana histerią transformacja energetyczna, klęska polityki imigracyjnej, katastrofalna polityka ratowania euro, bezsensowny kurs na konfrontację z Rosją.

Przeciw genderowemu szaleństwu i lifestyle’owej lewicy. „Robią zakupy w sklepach z ekologiczną żywnością, a większość musi kupować w Aldi” 

Zaczynamy od tego, co Höcke nazywa „genderowym szaleństwem”. To między innymi sprawa narzucanego przez elity języka neutralnego płciowo. Określeń takich jak „osoby studiujące” zamiast studentów czy „osoby rodzące” zamiast matek. A także używania w wersji pisanej form łączących liczbę mnogą męską i żeńską za pomocą gwiazdek genderowych czy ukośników (w odniesieniu do profesorów wygląda to tak „Professor*inn*en” lub „Professor/inn/en”). 

Wagenknecht, jak politycy AfD, jest im przeciwna. Uważa je za dyskryminujące – „stygmatyzują język większości społeczeństwa jako przestarzały i zacofany”. Na plakatach wyborczych BSW domaga się, by dzieci uczyć w szkołach ortografii i liczenia, a nie mowy genderowej. 

Klaus Dörre nazywa to elementem sprzeciwu wobec kulturowego liberalizmu, identyfikowanego głównie z partią Zielonych. Sprzeciw, choć niegłoszony tak radykalnie jak w AfD, dotyczy też inkluzywności czy troski o mniejszości seksualne.  

„Napędzana histerią transformacja energetyczna”, którą wymienił Höcke, to też przede wszystkim uderzenie w Zielonych, partię lewicowych ekologów. BSW w swoim krótkim, kilkustronicowym programie również w nich uderza, pisząc, że aktywiści ekologiczni są zaślepieni, a sposób, w jaki walczą w obronie klimatu, wcale mu nie służy. Zagraża natomiast gospodarce i podwyższa koszty życia ludzi, zniechęcając ich przy okazji do „rozsądnych metod ochrony klimatu”.

Dla Sahry Wagenknecht Zieloni i inna wielkomiejska lewica to ulubiony cel ataków. Nazywa ją lewicą lifestyle’ową, która nie ma pojęcia o życiu zwykłych ludzi. – Piją latte z mlekiem sojowym. I robią zakupy w sklepach z ekologiczną żywnością, a większość musi kupować w [dyskontach] Aldi – mówiła na wiecu w powiatowym Altenburgu, wzbudzając aplauz. Równy entuzjazm wywołało tylko stwierdzenie: jestem stąd, z Turyngii, jak wy.  Rzeczywiście, Sahra Wagenknecht urodziła się w Jenie w 1969 roku i jako małe dziecko mieszkała tam w domu dziadków po kądzieli, ale gdy miała siedem lat, mama zabrała ją do stolicy NRD. Teraz jest jednym z najbogatszych polityków w Niemczech, zarabia na wykładach i na książkach.

Czytaj więcej

Egipt, RPA, Nigeria, Senegal. Jak Afryka walczy z epidemią?

BSW chce odbierać zasiłki migrantom ekonomicznym. „Najbardziej atrakcyjny kraj dla niekontrolowanej migracji”

Sahra Wagenknecht już w czasie wielkiego exodusu migrantów w 2015 i 2016 roku ostro krytykowała politykę migracyjną ówczesnej kanclerz Angeli Merkel, a była jedną z liderek postkomunistycznej Die Linke, partii proimigranckiej. Jej ówczesny kolega partyjny, a do dzisiaj premier Turyngii Bodo Ramelow, witając we wrześniu 2015 roku pociąg z pierwszymi uchodźcami, którzy dotarli do jego landu, mówił: „To najpiękniejszy dzień w moim życiu, inszallah!”.

Noszący jej imię i nazwisko Sojusz, który powstał w wyniku rozłamu w Die Linke, jest krytycznie nastawiony do polityki imigracyjnej obecnego rządu federalnego, ale nie używa tak mocnych sformułowań jak AfD, przynajmniej nie w swoim programie. AfD na plakatach wyborczych w Saksonii ma hasło „Reemigracja”, które kilka miesięcy temu doprowadziło niemieckie elity do wrzenia. Na ulice wyszły setki tysięcy ludzi, protestując przeciwko ujawnionym przez portal śledczy planom skrajnej prawicy odsyłania do ojczyzn obcokrajowców, którzy się nie integrują. Nawet tych, co mają już niemieckie obywatelstwo. 

Tak daleko się BSW nie posuwa, w swoim programie mówi nawet, że współistnienie różnych kultur może być wzbogaceniem Niemiec. Ale – zaraz dodaje – tylko wtedy, gdy napływ cudzoziemców jest ograniczony, „nie przeciąża naszego kraju i infrastruktury”, daje szansę na ich udaną integrację. Właściwie BSW jest przeciw imigracji ekonomicznej („nie jest rozwiązaniem problemu biedy w naszym świecie”, jemu można zaradzić, tworząc „lepsze perspektywy w ojczyznach” potencjalnych migrantów).

Tyle program. Sahra Wagenknecht w talk-show i mediach społecznościowych używa innego języka. „Nie damy rady!” – mawia, nawiązując do hasła kanclerz Angeli Merkel, która otwierając granice przed setkami tysięcy przybyszów, zapewniała „Damy radę!” („Wir schaffen das!”).

Wagenknecht chce odbierać zasiłki migrantom ekonomicznym, a tych, których wnioski azylowe odrzucono, odsyłać do ojczyzn. Kilkanaście dni przed wyborami w Saksonii i Turyngii zaatakowała rząd federalny za to, że prawie nikogo nie odsyła, a wszystkich hojnie wspiera. „Ta toksyczna mieszanka czyni Niemcy najbardziej atrakcyjnym krajem dla niekontrolowanej migracji w całej Unii Europejskiej”.  Kilka dni przed wyborami, po zamachu terrorystycznym w zachodnioniemieckim Solingen, w którym Syryjczyk zabił nożem trzy osoby, a kilka ranił, ogłosiła, że „obywatele już nie mogą i nie chcą” słyszeć o dziesiątkach tysięcy imigrantów, którzy nie dostali azylu, a wciąż są w Niemczech i korzystają z socjalnego dobrodziejstwa. W polityce dotyczącej uchodźców, dodała, Niemcy potrzebują Zeitenwende, epokowej zmiany, przełomowego zwrotu (termin użyty przez kanclerza Olafa Scholza w lutym 2022 roku po inwazji rosyjskiej na Ukrainę, mający oznaczać zwrot w polityce wobec Kremla i wydatkach na zbrojenia). 

Sahra Wagenknecht sama jest Niemką imigranckiego pochodzenia. „Ojciec Irańczyk to nie jest dla niej ważny temat”

Wagenknecht też można zaliczyć do Niemców imigranckiego pochodzenia, czy jak się tu mówi, z migranckim tłem. Jej ojciec jest Irańczykiem, który przyjechał na studia do Berlina Zachodniego, a związał się z Niemką z NRD. Niewiele o nim wiadomo. Wyjechał do ojczyzny, gdy córka była bardzo mała, i nie wrócił. 

– Ojciec Irańczyk to nie jest dla niej ważny temat. W BSW są i inne osoby z migranckim tłem. I wśród nich można zaobserwować takie zjawisko: ci, którzy już okrzepli, asymilowali się, wcale nie są przyjaźnie nastawieni do nowej fali przybyszów. Nie chcą konkurencji nowych imigrantów, także swoich rodaków. Są bardziej papiescy od papieża, bardziej niemieccy od stuprocentowych Niemców, lękających się migracji – mówi mi dr Sven Leunig, politolog z uniwersytetu w Jenie.

Można to nazwać zjawiskiem zatłoczonego autobusu – ja już jestem w środku, pilnuję drzwi, by inni nie mogli wsiąść. Współprzewodnicząca BSW Amira Mohamed Ali (muzułmanka, córka Egipcjanina i Niemki) zwraca uwagę na to, że migracja szkodzi edukacji miejscowych: „Nie może być tak, żeby jedynym sposobem na uzupełnianie braków w zatrudnieniu fachowców było ściąganie imigrantów. W Niemczech są dziesiątki tysięcy młodych ludzi, którzy nie mają odpowiedniego wykształcenia. Priorytetem musi być przystosowanie do potrzeb rynku dzieci, które się tu urodziły”.

W kampanii wyborczej we wschodnich landach imigracja budzi szczególne emocje. Według Svena Leuniga wynika to z tego, że ci, co żyli w NRD, nie mieli z nią wielu doświadczeń w przeciwieństwie do Niemców z zachodu. – Ja pochodzę z zachodu, z Dolnej Saksonii. W czasie kryzysu migracyjnego 2015–2016 pojechałem w moje strony rodzinne, a tam jest wyjątkowo duży procent cudzoziemców, przyjechali do pracy w wielkich fabrykach, np. Volkswagena. Poszedłem do mamy i mówię: „tylu tu cudzoziemców, przeszkadza ci to?”. Mnie nie przeszkadzają. „Jakich cudzoziemców?”, zainteresowała się? „No, te panie w chustach na głowie”. „Jacy cudzoziemcy? To nasi Turcy!” – odpowiedziała. Ona już się przyzwyczaiła, nie postrzega ich jak cudzoziemców. I takiego doświadczenia brakuje ludziom w Niemczech Wschodnich. Musi upłynąć jedno pokolenie czy dwa. Ale kiedyś i tu tak będzie – twierdzi politolog.

Czy Niemcy powinny wspierać Ukrainę? W dawnej NRD zwolennicy natychmiastowego wstrzymania ognia stanowią większość

AfD powstała 11 lat temu na fali niechęci do ratowania wspólnej europejskiej waluty. Później ten temat przybladł przy innych, antyimigracyjnych czy nacjonalistycznych, choć partia wciąż wspomina o konieczności przeprowadzenia referendum w sprawie wyjścia Niemiec ze strefy euro. Sahra Wagenknecht nie domaga się tego, ale nieraz mówiła, że euro wymaga reform, podobnie jak Unia Europejska. W programie BSW prawie nic o Unii nie ma. Jest kojarzące się z Europą ojczyzn hasło „samodzielnej Europy suwerennych krajów”, na dodatek „w wielobiegunowym świecie”, w którym nie powinna występować jako „blok konfrontacyjny”, czyli wrogi np. Chinom czy Rosji.

Dochodzimy do najważniejszego z punktu widzenia Polski stanowiska BSW w sprawie Moskwy i wojny w Ukrainie, a także NATO. Sahra Wagenknecht jest w jednym obozie „pokoju”, wraz z AfD, małymi partiami skrajnej lewicy i skrajnej prawicy oraz staroświeckimi ruchami pokojowymi. W dawnej NRD zwolennicy pokoju i natychmiastowego wstrzymania ognia w Ukrainie stanowią większość.

BSW jest „przeciw logice zimnej wojny” i za „polityką odprężenia”, wyklucza rozwiązywanie konfliktów środkami militarnymi i sprzeciwia się nowym wydatkom na zbrojenia – wynika z jej programu, który powstał w 2024 roku, dwa lata po rozpoczęciu inwazji rosyjskiej na Ukrainę. Nie chce też, by Bundeswehra stacjonowała „przy rosyjskiej granicy”. A teraz stacjonuje – Niemcy są nawet państwem dowodzącym batalionową grupą bojową NATO na Litwie. 

NATO bardzo się partii Sahry Wagenknecht nie podoba, nazywa je wywołującym poczucie zagrożenia „militarnym sojuszem pod wodzą mocarstwa”. Marzy jej się w zamian „defensywny sojusz bezpieczeństwa”. A w dłuższej perspektywie widzi w nim albo przynajmniej w „stabilnej europejskiej architekturze bezpieczeństwa” i Rosję.

Nazwa owego znienawidzonego mocarstwa przewodzącego NATO nie pada. Dowiadujemy się o nim, że w ostatnich dekadach „zaatakowało z naruszeniem prawa międzynarodowego pięć krajów, a w wojnach tych zginęło ponad milion ludzi”.

Czytaj więcej

Prof. Rotfeld: Zachód wkroczył w etap deficytu przywództwa

Prorosyjski front w Niemczech? „Wagenknecht jest przeciw popieraniu Ukrainy nie z miłości do Rosji, lecz ze strachu

Kilka miesięcy po rozpoczęciu wielkiej wojny w Ukrainie Kremlowi zamarzył się prorosyjski front w Niemczech, który mógłby się pokusić o przejęcie władzy – napisał rok temu amerykański dziennik „Washington Post”, powołując się na tajny rosyjski dokument z września 2022 roku. We froncie miałyby się znaleźć AfD, dopiero wykluwająca się wtedy nowa formacja Sahry Wagenknecht oraz mniejsze radykalne ugrupowania z lewej i prawej strony. Wagenknecht zaprzeczyła, by brała w udział w formowaniu prokremlowskiego frontu.

– Ona nie dostaje e-maili od Putina, jest prorosyjska, bo taka postawa jest rozpowszechniona we wschodnich Niemczech. Jak wielu Niemców ze wschodu Wagenknecht wykazuje wobec Rosji Angstliebe, połączenie miłości ze strachem. Mieli z Rosją do czynienia, jak i Polacy, ale efekt jest inny. Wagenknecht jest przeciw popieraniu Ukrainy nie z miłości do Rosji, lecz ze strachu, nie chce jej prowokować – mówi politolog Sven Leunig.

Także prof. Dörre wierzy w jej zapewnienia, że nie ma nic wspólnego z Putinem. Sam przed inwazją rosyjską na Ukrainę uważał, że z Putinem można się jakoś dogadać, a z rozszerzeniem NATO trzeba ostrożnie. – Ale teraz, gdy mamy do czynienia z najeźdźczą wojną, nie można wciąż mówić, że Rosja zaatakowała, bo czuła się zagrożona, nie można jak Wagenknecht snuć opowieści o złym NATO, bo to relatywizowanie tej wojny, mieszanie ofiar ze sprawcami – dodaje socjolog.

Niektórzy sądzą, że Putin jest dla Wagenknecht wzorem, że marzy się jej podobny system władzy. – Tworzenie dyktatury we współczesnych Niemczech to nie byłoby łatwe zadanie, to nie jest miejsce dla autokratów, nie służy temu system federalny, a historia do tego zniechęca. Nic nie wskazuje na to, by Wagenknecht chciała zostać dyktatorką. BSW, podobnie jak AfD, ma specyficzne podejście do demokracji, obie uważają, że tylko one wiedzą, co jest właściwe. Mało się o tym dyskutuje, ale Wagenknecht chciałaby ograniczyć wolność mediów – mówi dr Leunig. 

Jego zdaniem to nie Władimir Putin jest wzorem dla Sahry Wagenknecht, lecz Viktor Orbán. – Choć z drugiej strony pewnie dla Orbána to Putin jest wzorem.

A w tle Oskar Lafontaine. „Sahra Wagenknecht to jego projekt marketingowy”

Główną gwiazdą wiecu w Altenburgu, na którym poznałem Tinę Rolle, była oczywiście Sahra Wagenknecht, cała w czerni i z naszyjnikiem z turkusów. Dotarła spóźniona kilkadziesiąt minut, ale po swoim przemówieniu zeszła z podium do wielbicieli i długo pozowała do selfie. Odpowiadała też na pytania kilku telewizji, które za celebrytką jeżdżą po małych miejscowościach wschodnich Niemiec.

Za jej plecami kręcił się siwy mężczyzna w błękitnej koszuli z krótkimi rękawami. To mąż Sahry Wagenknecht, 80-letni Oskar Lafontaine, niegdyś czołowy polityk SPD, jej szef i minister finansów w pierwszym rządzie Gerharda Schrödera. W 1999 roku nieoczekiwanie podał się do dymisji. Potem porzucił zbyt mało lewicową jego zdaniem SPD i związał się z postkomunistami. Teraz jest w partii swojej żony. 

Czy Lafontaine rządzi ugrupowaniem z tylnego fotela? – Sahra Wagenknecht to jego projekt marketingowy. Sam nie był nigdy zbyt popularny, a ona tak, długo nad tym pracowała, występując w talk-show – mówi publicysta z Erfurtu Sergej Lochthofen.

– To przesada, na pewno wiele się od Lafontaine’a nauczyła, ale nie jest jego projektem ani produktem. Jak występowała w dyskusjach telewizyjnych, to była w kontrze, jej głos był bardziej słyszany niż innych. Ona jest charyzmatyczna. W niemieckiej polityce nie ma nikogo o podobnej charyzmie – uważa socjolog Dörre.

Jaki jest cel charyzmatycznej Sahry Wagenknecht? – to pytanie stawia sobie wielu. Na pewno nie wystarczy jej dobry wynik w wyborach w Saksonii, Turyngii i Brandenburgii. Choć i po nich może wiele namieszać w niemieckiej polityce. Wywoła trzęsienie ziemi?

Tekst powstał dzięki stypendium dziennikarskiemu Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej

– Wiem, że Polacy mają obawy związane z Rosją, mam wielu polskich kolegów, odwiedzają mnie w moim ba

– Wiem, że Polacy mają obawy związane z Rosją, mam wielu polskich kolegów, odwiedzają mnie w moim barze. Nie bójcie się, w razie czego przyjdziemy wam z pomocą – mówi Tina Rolle startująca w wyborach z listy Sojuszu Sahry Wagenknecht. Na zdjęciu podczas spotkania z wyborcami w Altenburgu

Foto: jerzy haszczyński

Sojusz Sahry Wagenknecht (BSW) powstał w styczniu. Teraz ma mocne, kilkunastoprocentowe poparcie przed wyborami w trzech wschodnich landach – Saksonii i Turyngii (gdzie odbędą się 1 września) oraz Brandenburgii (trzy tygodnie później).

Niektórzy sądzili albo mieli nadzieję, że Sahrze Wagenknecht nie uda się w ciągu paru miesięcy zbudować struktur partyjnych. Udało się. Stworzyła zarządy i zebrała po kilkadziesiąt osób w każdym z tych landów. Na najwyższych stanowiskach są zazwyczaj politycy, którzy jak ona opuścili postkomunistyczną Die Linke. Ale w BSW są też byli Zieloni, w tym eksszef tej partii w Turyngii. Pojedyncze transfery nastąpiły też z SPD. Pojawili się również niezwiązani dotychczas z żadnymi ugrupowaniami biznesmeni czy lokalni aktywiści.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich