Wagenknecht, jak politycy AfD, jest im przeciwna. Uważa je za dyskryminujące – „stygmatyzują język większości społeczeństwa jako przestarzały i zacofany”. Na plakatach wyborczych BSW domaga się, by dzieci uczyć w szkołach ortografii i liczenia, a nie mowy genderowej.
Klaus Dörre nazywa to elementem sprzeciwu wobec kulturowego liberalizmu, identyfikowanego głównie z partią Zielonych. Sprzeciw, choć niegłoszony tak radykalnie jak w AfD, dotyczy też inkluzywności czy troski o mniejszości seksualne.
„Napędzana histerią transformacja energetyczna”, którą wymienił Höcke, to też przede wszystkim uderzenie w Zielonych, partię lewicowych ekologów. BSW w swoim krótkim, kilkustronicowym programie również w nich uderza, pisząc, że aktywiści ekologiczni są zaślepieni, a sposób, w jaki walczą w obronie klimatu, wcale mu nie służy. Zagraża natomiast gospodarce i podwyższa koszty życia ludzi, zniechęcając ich przy okazji do „rozsądnych metod ochrony klimatu”.
Dla Sahry Wagenknecht Zieloni i inna wielkomiejska lewica to ulubiony cel ataków. Nazywa ją lewicą lifestyle’ową, która nie ma pojęcia o życiu zwykłych ludzi. – Piją latte z mlekiem sojowym. I robią zakupy w sklepach z ekologiczną żywnością, a większość musi kupować w [dyskontach] Aldi – mówiła na wiecu w powiatowym Altenburgu, wzbudzając aplauz. Równy entuzjazm wywołało tylko stwierdzenie: jestem stąd, z Turyngii, jak wy. Rzeczywiście, Sahra Wagenknecht urodziła się w Jenie w 1969 roku i jako małe dziecko mieszkała tam w domu dziadków po kądzieli, ale gdy miała siedem lat, mama zabrała ją do stolicy NRD. Teraz jest jednym z najbogatszych polityków w Niemczech, zarabia na wykładach i na książkach.
Egipt, RPA, Nigeria, Senegal. Jak Afryka walczy z epidemią?
Afryka kojarzyła się z epidemiami. Teraz na całym kontynencie, zamieszkanym przez 1,3 miliarda ludzi, ofiar śmiertelnych koronawirusa jest tyle co w 8-milionowej Szwajcarii, która jak na Europę Zachodnią poradziła sobie z zarazą całkiem nieźle.
BSW chce odbierać zasiłki migrantom ekonomicznym. „Najbardziej atrakcyjny kraj dla niekontrolowanej migracji”
Sahra Wagenknecht już w czasie wielkiego exodusu migrantów w 2015 i 2016 roku ostro krytykowała politykę migracyjną ówczesnej kanclerz Angeli Merkel, a była jedną z liderek postkomunistycznej Die Linke, partii proimigranckiej. Jej ówczesny kolega partyjny, a do dzisiaj premier Turyngii Bodo Ramelow, witając we wrześniu 2015 roku pociąg z pierwszymi uchodźcami, którzy dotarli do jego landu, mówił: „To najpiękniejszy dzień w moim życiu, inszallah!”.
Noszący jej imię i nazwisko Sojusz, który powstał w wyniku rozłamu w Die Linke, jest krytycznie nastawiony do polityki imigracyjnej obecnego rządu federalnego, ale nie używa tak mocnych sformułowań jak AfD, przynajmniej nie w swoim programie. AfD na plakatach wyborczych w Saksonii ma hasło „Reemigracja”, które kilka miesięcy temu doprowadziło niemieckie elity do wrzenia. Na ulice wyszły setki tysięcy ludzi, protestując przeciwko ujawnionym przez portal śledczy planom skrajnej prawicy odsyłania do ojczyzn obcokrajowców, którzy się nie integrują. Nawet tych, co mają już niemieckie obywatelstwo.
Tak daleko się BSW nie posuwa, w swoim programie mówi nawet, że współistnienie różnych kultur może być wzbogaceniem Niemiec. Ale – zaraz dodaje – tylko wtedy, gdy napływ cudzoziemców jest ograniczony, „nie przeciąża naszego kraju i infrastruktury”, daje szansę na ich udaną integrację. Właściwie BSW jest przeciw imigracji ekonomicznej („nie jest rozwiązaniem problemu biedy w naszym świecie”, jemu można zaradzić, tworząc „lepsze perspektywy w ojczyznach” potencjalnych migrantów).
Tyle program. Sahra Wagenknecht w talk-show i mediach społecznościowych używa innego języka. „Nie damy rady!” – mawia, nawiązując do hasła kanclerz Angeli Merkel, która otwierając granice przed setkami tysięcy przybyszów, zapewniała „Damy radę!” („Wir schaffen das!”).
Wagenknecht chce odbierać zasiłki migrantom ekonomicznym, a tych, których wnioski azylowe odrzucono, odsyłać do ojczyzn. Kilkanaście dni przed wyborami w Saksonii i Turyngii zaatakowała rząd federalny za to, że prawie nikogo nie odsyła, a wszystkich hojnie wspiera. „Ta toksyczna mieszanka czyni Niemcy najbardziej atrakcyjnym krajem dla niekontrolowanej migracji w całej Unii Europejskiej”. Kilka dni przed wyborami, po zamachu terrorystycznym w zachodnioniemieckim Solingen, w którym Syryjczyk zabił nożem trzy osoby, a kilka ranił, ogłosiła, że „obywatele już nie mogą i nie chcą” słyszeć o dziesiątkach tysięcy imigrantów, którzy nie dostali azylu, a wciąż są w Niemczech i korzystają z socjalnego dobrodziejstwa. W polityce dotyczącej uchodźców, dodała, Niemcy potrzebują Zeitenwende, epokowej zmiany, przełomowego zwrotu (termin użyty przez kanclerza Olafa Scholza w lutym 2022 roku po inwazji rosyjskiej na Ukrainę, mający oznaczać zwrot w polityce wobec Kremla i wydatkach na zbrojenia).
Sahra Wagenknecht sama jest Niemką imigranckiego pochodzenia. „Ojciec Irańczyk to nie jest dla niej ważny temat”
Wagenknecht też można zaliczyć do Niemców imigranckiego pochodzenia, czy jak się tu mówi, z migranckim tłem. Jej ojciec jest Irańczykiem, który przyjechał na studia do Berlina Zachodniego, a związał się z Niemką z NRD. Niewiele o nim wiadomo. Wyjechał do ojczyzny, gdy córka była bardzo mała, i nie wrócił.
– Ojciec Irańczyk to nie jest dla niej ważny temat. W BSW są i inne osoby z migranckim tłem. I wśród nich można zaobserwować takie zjawisko: ci, którzy już okrzepli, asymilowali się, wcale nie są przyjaźnie nastawieni do nowej fali przybyszów. Nie chcą konkurencji nowych imigrantów, także swoich rodaków. Są bardziej papiescy od papieża, bardziej niemieccy od stuprocentowych Niemców, lękających się migracji – mówi mi dr Sven Leunig, politolog z uniwersytetu w Jenie.
Można to nazwać zjawiskiem zatłoczonego autobusu – ja już jestem w środku, pilnuję drzwi, by inni nie mogli wsiąść. Współprzewodnicząca BSW Amira Mohamed Ali (muzułmanka, córka Egipcjanina i Niemki) zwraca uwagę na to, że migracja szkodzi edukacji miejscowych: „Nie może być tak, żeby jedynym sposobem na uzupełnianie braków w zatrudnieniu fachowców było ściąganie imigrantów. W Niemczech są dziesiątki tysięcy młodych ludzi, którzy nie mają odpowiedniego wykształcenia. Priorytetem musi być przystosowanie do potrzeb rynku dzieci, które się tu urodziły”.
W kampanii wyborczej we wschodnich landach imigracja budzi szczególne emocje. Według Svena Leuniga wynika to z tego, że ci, co żyli w NRD, nie mieli z nią wielu doświadczeń w przeciwieństwie do Niemców z zachodu. – Ja pochodzę z zachodu, z Dolnej Saksonii. W czasie kryzysu migracyjnego 2015–2016 pojechałem w moje strony rodzinne, a tam jest wyjątkowo duży procent cudzoziemców, przyjechali do pracy w wielkich fabrykach, np. Volkswagena. Poszedłem do mamy i mówię: „tylu tu cudzoziemców, przeszkadza ci to?”. Mnie nie przeszkadzają. „Jakich cudzoziemców?”, zainteresowała się? „No, te panie w chustach na głowie”. „Jacy cudzoziemcy? To nasi Turcy!” – odpowiedziała. Ona już się przyzwyczaiła, nie postrzega ich jak cudzoziemców. I takiego doświadczenia brakuje ludziom w Niemczech Wschodnich. Musi upłynąć jedno pokolenie czy dwa. Ale kiedyś i tu tak będzie – twierdzi politolog.
Czy Niemcy powinny wspierać Ukrainę? W dawnej NRD zwolennicy natychmiastowego wstrzymania ognia stanowią większość
AfD powstała 11 lat temu na fali niechęci do ratowania wspólnej europejskiej waluty. Później ten temat przybladł przy innych, antyimigracyjnych czy nacjonalistycznych, choć partia wciąż wspomina o konieczności przeprowadzenia referendum w sprawie wyjścia Niemiec ze strefy euro. Sahra Wagenknecht nie domaga się tego, ale nieraz mówiła, że euro wymaga reform, podobnie jak Unia Europejska. W programie BSW prawie nic o Unii nie ma. Jest kojarzące się z Europą ojczyzn hasło „samodzielnej Europy suwerennych krajów”, na dodatek „w wielobiegunowym świecie”, w którym nie powinna występować jako „blok konfrontacyjny”, czyli wrogi np. Chinom czy Rosji.
Dochodzimy do najważniejszego z punktu widzenia Polski stanowiska BSW w sprawie Moskwy i wojny w Ukrainie, a także NATO. Sahra Wagenknecht jest w jednym obozie „pokoju”, wraz z AfD, małymi partiami skrajnej lewicy i skrajnej prawicy oraz staroświeckimi ruchami pokojowymi. W dawnej NRD zwolennicy pokoju i natychmiastowego wstrzymania ognia w Ukrainie stanowią większość.
BSW jest „przeciw logice zimnej wojny” i za „polityką odprężenia”, wyklucza rozwiązywanie konfliktów środkami militarnymi i sprzeciwia się nowym wydatkom na zbrojenia – wynika z jej programu, który powstał w 2024 roku, dwa lata po rozpoczęciu inwazji rosyjskiej na Ukrainę. Nie chce też, by Bundeswehra stacjonowała „przy rosyjskiej granicy”. A teraz stacjonuje – Niemcy są nawet państwem dowodzącym batalionową grupą bojową NATO na Litwie.
NATO bardzo się partii Sahry Wagenknecht nie podoba, nazywa je wywołującym poczucie zagrożenia „militarnym sojuszem pod wodzą mocarstwa”. Marzy jej się w zamian „defensywny sojusz bezpieczeństwa”. A w dłuższej perspektywie widzi w nim albo przynajmniej w „stabilnej europejskiej architekturze bezpieczeństwa” i Rosję.
Nazwa owego znienawidzonego mocarstwa przewodzącego NATO nie pada. Dowiadujemy się o nim, że w ostatnich dekadach „zaatakowało z naruszeniem prawa międzynarodowego pięć krajów, a w wojnach tych zginęło ponad milion ludzi”.
Prof. Rotfeld: Zachód wkroczył w etap deficytu przywództwa
Droga do budowania Polski bezpiecznej, silnej i nowoczesnej prowadzi przez wykorzystanie wielostronnych instytucji międzynarodowych. Nie ma lepszego wyboru niż umacnianie siły wewnętrznej kraju oraz zwartości Unii Europejskiej i NATO – mówi Jerzemu Haszczyńskiemu prof. Adam Daniel Rotfeld, były szef naszej dyplomacji.
Prorosyjski front w Niemczech? „Wagenknecht jest przeciw popieraniu Ukrainy nie z miłości do Rosji, lecz ze strachu
Kilka miesięcy po rozpoczęciu wielkiej wojny w Ukrainie Kremlowi zamarzył się prorosyjski front w Niemczech, który mógłby się pokusić o przejęcie władzy – napisał rok temu amerykański dziennik „Washington Post”, powołując się na tajny rosyjski dokument z września 2022 roku. We froncie miałyby się znaleźć AfD, dopiero wykluwająca się wtedy nowa formacja Sahry Wagenknecht oraz mniejsze radykalne ugrupowania z lewej i prawej strony. Wagenknecht zaprzeczyła, by brała w udział w formowaniu prokremlowskiego frontu.
– Ona nie dostaje e-maili od Putina, jest prorosyjska, bo taka postawa jest rozpowszechniona we wschodnich Niemczech. Jak wielu Niemców ze wschodu Wagenknecht wykazuje wobec Rosji Angstliebe, połączenie miłości ze strachem. Mieli z Rosją do czynienia, jak i Polacy, ale efekt jest inny. Wagenknecht jest przeciw popieraniu Ukrainy nie z miłości do Rosji, lecz ze strachu, nie chce jej prowokować – mówi politolog Sven Leunig.
Także prof. Dörre wierzy w jej zapewnienia, że nie ma nic wspólnego z Putinem. Sam przed inwazją rosyjską na Ukrainę uważał, że z Putinem można się jakoś dogadać, a z rozszerzeniem NATO trzeba ostrożnie. – Ale teraz, gdy mamy do czynienia z najeźdźczą wojną, nie można wciąż mówić, że Rosja zaatakowała, bo czuła się zagrożona, nie można jak Wagenknecht snuć opowieści o złym NATO, bo to relatywizowanie tej wojny, mieszanie ofiar ze sprawcami – dodaje socjolog.
Niektórzy sądzą, że Putin jest dla Wagenknecht wzorem, że marzy się jej podobny system władzy. – Tworzenie dyktatury we współczesnych Niemczech to nie byłoby łatwe zadanie, to nie jest miejsce dla autokratów, nie służy temu system federalny, a historia do tego zniechęca. Nic nie wskazuje na to, by Wagenknecht chciała zostać dyktatorką. BSW, podobnie jak AfD, ma specyficzne podejście do demokracji, obie uważają, że tylko one wiedzą, co jest właściwe. Mało się o tym dyskutuje, ale Wagenknecht chciałaby ograniczyć wolność mediów – mówi dr Leunig.
Jego zdaniem to nie Władimir Putin jest wzorem dla Sahry Wagenknecht, lecz Viktor Orbán. – Choć z drugiej strony pewnie dla Orbána to Putin jest wzorem.
A w tle Oskar Lafontaine. „Sahra Wagenknecht to jego projekt marketingowy”
Główną gwiazdą wiecu w Altenburgu, na którym poznałem Tinę Rolle, była oczywiście Sahra Wagenknecht, cała w czerni i z naszyjnikiem z turkusów. Dotarła spóźniona kilkadziesiąt minut, ale po swoim przemówieniu zeszła z podium do wielbicieli i długo pozowała do selfie. Odpowiadała też na pytania kilku telewizji, które za celebrytką jeżdżą po małych miejscowościach wschodnich Niemiec.
Za jej plecami kręcił się siwy mężczyzna w błękitnej koszuli z krótkimi rękawami. To mąż Sahry Wagenknecht, 80-letni Oskar Lafontaine, niegdyś czołowy polityk SPD, jej szef i minister finansów w pierwszym rządzie Gerharda Schrödera. W 1999 roku nieoczekiwanie podał się do dymisji. Potem porzucił zbyt mało lewicową jego zdaniem SPD i związał się z postkomunistami. Teraz jest w partii swojej żony.
Czy Lafontaine rządzi ugrupowaniem z tylnego fotela? – Sahra Wagenknecht to jego projekt marketingowy. Sam nie był nigdy zbyt popularny, a ona tak, długo nad tym pracowała, występując w talk-show – mówi publicysta z Erfurtu Sergej Lochthofen.
– To przesada, na pewno wiele się od Lafontaine’a nauczyła, ale nie jest jego projektem ani produktem. Jak występowała w dyskusjach telewizyjnych, to była w kontrze, jej głos był bardziej słyszany niż innych. Ona jest charyzmatyczna. W niemieckiej polityce nie ma nikogo o podobnej charyzmie – uważa socjolog Dörre.
Jaki jest cel charyzmatycznej Sahry Wagenknecht? – to pytanie stawia sobie wielu. Na pewno nie wystarczy jej dobry wynik w wyborach w Saksonii, Turyngii i Brandenburgii. Choć i po nich może wiele namieszać w niemieckiej polityce. Wywoła trzęsienie ziemi?
Tekst powstał dzięki stypendium dziennikarskiemu Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej
– Wiem, że Polacy mają obawy związane z Rosją, mam wielu polskich kolegów, odwiedzają mnie w moim barze. Nie bójcie się, w razie czego przyjdziemy wam z pomocą – mówi Tina Rolle startująca w wyborach z listy Sojuszu Sahry Wagenknecht. Na zdjęciu podczas spotkania z wyborcami w Altenburgu
Foto: jerzy haszczyński