„Rzeźnia numer jeden i inne reportaże z Niemiec”: Wyrzucą drzwiami, to zapuka do okna

W reportażach Jerzego Haszczyńskiego z Niemiec jest wszystko, czego potrzeba: ludzkie historie, tło historyczno-społeczne, wrażliwość, humor, ciekawość wersji dwóch stron, a wreszcie doza sceptycyzmu.

Publikacja: 09.12.2022 17:00

„Rzeźnia numer jeden i inne reportaże z Niemiec”, Jerzy Haszczyński, Wydawnictwo Czarne

„Rzeźnia numer jeden i inne reportaże z Niemiec”, Jerzy Haszczyński, Wydawnictwo Czarne

Foto: materiały prasowe

Jurek Haszczyński (...) został posłany do Niemiec. Kilka miesięcy siedział tam z [żoną] Majką bez rzeczy, bo one jakoś nie chciały dojechać. Pisał stamtąd niesamowite teksty. (...) [jak] Leonard Zelig – potrafi stać się częścią świata, który opisuje” – tak o znakomitym dziennikarzu „Rzeczpospolitej” pisał inny świetny reporter Paweł Reszka. Z tym Zeligiem, postacią z filmu Woody’ego Allena mającą zdolności kameleona, Reszka trafił w dziesiątkę, bo reportaże o niemieckim społeczeństwie, które dostaliśmy właśnie od wydawnictwa Czarne, to tylko jedno z licznych tak odległych pól zainteresowań Jerzego Haszczyńskiego. Trudno powiedzieć, czy najlepsze – świetne były przecież także jego reportaże o Arabskiej Wiośnie oraz wcześniejsze o Polakach na Litwie.

Czytaj więcej

„Ucieczka z Chinatown”: Nawet Afroamerykanie mają lepiej

Cztery z tych czternastu niemieckich reportaży ukazały się już w „Plusie Minusie”, ale książkowa formuła im służy – czyta się je świetnie, połykamy te precyzyjnie skonstruowane narracje po kilka na raz. Przy tym znane czytelnikom „PM” artykuły to niejedyne znakomite teksty w zbiorze. Autor zachował w zanadrzu parę wybitnych, a niepublikowanych, jak dobry gospodarz według wzorca z Kany Galilejskiej. Bo kiedy wydaje się, że nie przeczytamy już nic lepszego od otwierających tekstów o polsko-niemieckich dzieciach spłodzonych przez przymusowych robotników w Rzeszy i o najsłynniejszej, a jednak okrytej złą sławą rzeźni w RFN, to później dostajemy równie mocne rozdziały – inteligentne, przewrotne, poruszające, ale też zabawne, np. portret Angeli Merkel z polskimi wątkami albo pejzaż niemieckiej lewicy, do narysowania którego pretekst dała historia żyjącej rodziny Róży Luksemburg, zabitej w 1919 r. polsko-żydowsko-niemieckiej socjalistki.

Jest w tych miniaturach wszystko, czego dobremu reportażowi trzeba: ludzkie historie, tło historyczno-społeczne, osobista obserwacja – ale z dystansem, bez przesadnego utożsamienia – wrażliwość, humor, ciekawość wersji dwóch stron, a wreszcie doza sceptycyzmu, szukanie kontrapunktu. Dzięki temu Jerzy Haszczyński nie staje się zakładnikiem opowiadanych historii. Nie ma ambicji stawania w roli adwokata ani prokuratora. Każdego wysłucha, ale nie zapomina zadać pytań unaoczniających logiczne rysy danego rozumowania, jak chociażby mecenas broniącej oskarżonego o morderstwo imigranta („Święto miasta Chemnitz”), która twierdzi, że sędziowie i przysięgli mogą być nieobiektywni i sympatyzować z prawicowo-populistyczną Alternatywą dla Niemiec (AfD), a poza tym pewnie kształcili się jeszcze w NRD.

Czytaj więcej

Georgi Gospodinow, czyli przeszłość bywa pułapką

Haszczyński pisze językiem klasycznego reportażu, obiektywizującym, w który wplata swoje przygody. Wyrzucą go drzwiami, to zapuka do okna lub będzie dzwonić i pisać, choćby miał usłyszeć tylko „bez komentarza”. Niekiedy jednym zdaniem potrafi ożywić opisywane miejsca bądź ludzi, jak pierwszorzędny stylista: „drobna kobieta koło sześćdziesiątki, która wyszła z Haus Fichtengrund na spacer z małym białym kundlem. Pies ma wyrwany kawał sierści na grzbiecie”.

W kolejnych opowieściach powracają te same wątki, kluczowe – jak się zdaje – dla współczesnych Niemiec: postępy integracji migrantów, którzy przybyli w 2015 r., sukcesy wyborcze AfD, codzienność gastarbeiterów i asymilacja ich dzieci, wnuków, niechęć do rozliczania nazistowskiej przeszłości, kompleksy dawnego NRD i poczucie wyższości zachodnich Niemców, resentyment mieszkańców pogranicza oraz polityczne paliwo „wypędzeń”. To wszystko ujęte zostało bez fobii i uprzedzeń, z ciekawością przedstawianego świata.

Jurek Haszczyński (...) został posłany do Niemiec. Kilka miesięcy siedział tam z [żoną] Majką bez rzeczy, bo one jakoś nie chciały dojechać. Pisał stamtąd niesamowite teksty. (...) [jak] Leonard Zelig – potrafi stać się częścią świata, który opisuje” – tak o znakomitym dziennikarzu „Rzeczpospolitej” pisał inny świetny reporter Paweł Reszka. Z tym Zeligiem, postacią z filmu Woody’ego Allena mającą zdolności kameleona, Reszka trafił w dziesiątkę, bo reportaże o niemieckim społeczeństwie, które dostaliśmy właśnie od wydawnictwa Czarne, to tylko jedno z licznych tak odległych pól zainteresowań Jerzego Haszczyńskiego. Trudno powiedzieć, czy najlepsze – świetne były przecież także jego reportaże o Arabskiej Wiośnie oraz wcześniejsze o Polakach na Litwie.

Pozostało 81% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi