„Ciche miejsce: Dzień pierwszy” i "Kod zła": Stare historie po nowemu

Dwie głośne letnie produkcje próbują przekonać, że dzisiejszym horrorom nie brakuje oryginalności.

Publikacja: 02.08.2024 17:00

„Ciche miejsce: Dzień pierwszy” i "Kod zła": Stare historie po nowemu

Foto: mat.pras.

Zarówno „Ciche miejsce: Dzień pierwszy” Michaela Sarnoskiego, jak i „Kod zła” Osgooda Perkinsa więcej mają wspólnego z kameralnymi dramatami niż krwawymi widowiskami, do jakich przyzwyczaiły nas kina w minionych miesiącach. Oba też próbują straszyć niekonwencjonalnymi środkami, ubierając się przy okazji w gatunkowe szatki. Ciekawiej wypada dzieło Perkinsa, ewidentnie skrojone pod wyrobionego widza. Obraz Sarnoskiego to z kolei blockbuster porzucający główne założenia przebojowej serii.

Pierwsze dwie odsłony „Cichego miejsca” były bowiem kameralnymi filmami SF. Bazowały na oryginalnym pomyśle – oto Ziemię podbiły bestie z rozwiniętym słuchem. Tym samym ukrywająca się na prowincji rodzina musiała unikać wydawania jakichkolwiek dźwięków i rozmawiać w języku migowym. „Dzień pierwszy” nie bawi się w ciszę.

Prequel serii to standardowe hollywoodzkie widowisko. Na Nowy Jork spadają z nieba potwory. Wojsko rusza do walki, a mieszkańcy próbują przeżyć. Widzowie śledzą losy umierającej na raka czarnoskórej dziewczyny i jej kota. To, jakby nie patrzeć, nietypowi bohaterowie. Bo Sam (Lupita Nyong’o, zdjęcie poniżej) wie, że zostało jej mało czasu i chce się pożegnać ze światem na swoich warunkach. Zjeść pizzę w restauracji i znaleźć opiekuna dla swojego futrzaka.

Czytaj więcej

"Nobody Wants to Die”: Retrokryminał z przyszłości

„Ciche miejsce: Dzień pierwszy” przynosi odpowiedź na to, jak wyglądałby „Dzień niepodległości” z perspektywy osoby śmiertelnie chorej. Muszącej zdobyć leki, niby chcącej żyć, a jednocześnie pogodzonej ze śmiercią. Nieoczekiwanie podbija to emocje, wiąże widza z bohaterką i każe też kibicować chodzącemu swoimi drogami kotu. Co ciekawe, obraz pozostaje pochwałą codzienności, owej pizzy będącej ukoronowaniem życia, co pozwala twórcom uniknąć patosu.

Owa codzienność obecna jest też w „Kodzie zła”, porównywanym m.in. z „Milczeniem owiec” czy „Zodiakiem”. Akcja toczy się w latach 90. XX wieku na amerykańskiej prowincji. Agentka FBI Lee Harker (Maika Monroe, zdjęcie powyżej) otrzymuje polecenie zbadania serii dziwnych morderstw. Za każdym razem kochający ojciec i mąż bez wyraźnego powodu zabijał swoją rodzinę i popełniał samobójstwo. Na miejscu zbrodni pozostawiał zaszyfrowany list podpisany jednym słowem, jakby za wszystkie te akty przemocy domowej odpowiadał seryjny zabójca.

Śledztwo toczy się w żółwim tempie. Reżyser bardziej dba o formę niż o spójną, pogłębioną historię. Stąd niewiele dowiadujemy się o zabójcy, jego przeszłości, dziwnym wyglądzie. Także Lee pozostaje enigmą, jedną z wielu zagadek, na które Perkins nie ma ochoty udzielić odpowiedzi. Na owej tajemniczości właśnie – i na mrocznych dźwiękach oraz surowych kadrach – buduje niepokojący klimat.

„Kod zła” to rozprawka o świecie bez Boga, ale też opowieść o traumach, samotności i szaleństwie. Film nie epatuje przemocą i dlatego może rozczarować widzów oczekujących takiej właśnie rozrywki. Za to przypomina dobrze napisaną książkę, która otwiera w głowie drzwi do innych historii. To właśnie łączy go z „Cichym miejscem”. Obie produkcje pokazują, że we współczesnym kinie można jeszcze sporo opowiedzieć. I można to robić niebanalnie, spoglądając na stare tematy z oryginalnej strony.

Michał Zacharzewski, Zdalaodpolityki.pl

Foto: Kino świat

Zarówno „Ciche miejsce: Dzień pierwszy” Michaela Sarnoskiego, jak i „Kod zła” Osgooda Perkinsa więcej mają wspólnego z kameralnymi dramatami niż krwawymi widowiskami, do jakich przyzwyczaiły nas kina w minionych miesiącach. Oba też próbują straszyć niekonwencjonalnymi środkami, ubierając się przy okazji w gatunkowe szatki. Ciekawiej wypada dzieło Perkinsa, ewidentnie skrojone pod wyrobionego widza. Obraz Sarnoskiego to z kolei blockbuster porzucający główne założenia przebojowej serii.

Pozostało 87% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich