To nie jest parlament ideologicznej czystości

Przez ostatnie ćwierć wieku granice tego, co dopuszczalne w politycznym głównym nurcie Unii Europejskiej, przesunęły się mocno na prawo.

Publikacja: 02.08.2024 17:00

Szef Europejskiej Partii Ludowej Manfred Weber chce, by w jej jednym nurcie zmieściły się najróżniej

Szef Europejskiej Partii Ludowej Manfred Weber chce, by w jej jednym nurcie zmieściły się najróżniejsze odłamy prawicy. Kiedyś tolerowano w niej Viktora Orbána, dziś obecność niektórych ugrupowań też może budzić zaskoczenie

Foto: Kenzo TRIBOUILLARD/AFP

Chadecy i socjaliści, liberałowie i konserwatyści – te etykiety polityczne nie zawsze precyzyjnie określają zawartość partyjnego produktu. Szczególnie trudno porównywać ze sobą partie z różnych państw UE, a sytuacja staje się jeszcze bardziej skomplikowana, gdy te narodowe produkty tworzą grupy polityczne w Parlamencie Europejskim. Każdej z nich zależy na jak największych wpływach mierzonych liczbą członków, bo to przekłada się na stanowiska polityczne, liczbę unijnych etatów dla ich ludzi, a także pieniądze. I muszą znaleźć równowagę między dążeniem do władzy a ideologiczną czystością. Dlatego nie od razu i nie zawsze rozstają się z tymi, którzy tę czystość plamią.

Czytaj więcej

Odpychająca Europa. Niechęć do przyjmowania imigrantów ponad podziałami

Długie pożegnanie z Viktorem Orbánem

Najgłośniejszym przykładem takiego trudnego rozstawania się był Fidesz. Partii Viktora Orbána od początku należała do chadeckiej Europejskiej Partii Ludowej (EPL). Węgierski premier powoli odchodził od swoich centroprawicowych korzeni w kierunku skrajnej antyeuropejskiej prawicy. EPL nie przeszkadzało, gdy Orbán ograniczał wolność mediów, niszczył porządek konstytucyjny, wieszał na ulicach Budapesztu antyeuropejskie plakaty i regularnie oskarżał UE o całe zło. To znaczy przeszkadzało na tyle, żeby od czasu do czasu delikatnie go krytykować, ale nie na tyle, żeby się z nimi rozstać.

Chodziło nawet nie o 13 eurodeputowanych Fideszu, a w każdym razie nie tylko o samą liczbę, lecz przede wszystkim o tożsamość tej centroprawicowej frakcji. O ile dla polskiej delegacji (PO i PSL) czy dla partii z państw skandynawskich Fidesz z czasem stawał się nieakceptowalny, to dla Hiszpanów, Francuzów czy Włochów, gdzie partie chadeckie z EPL skręcają bardziej na prawo, wyrzucenie Orbána ze swojego grona byłoby sygnałem niezrozumiałym dla ich wyborców.

Te różne prawicowe frakcje przez lata spinali Niemcy, najważniejsza delegacja w EPL. Jej przewodniczący Manfred Weber, niemiecki chadek z bawarskiej CSU, sam przeszedł długą drogę – od popierania węgierskiego przywódcy i chronienia jego antyeuropejskich akcji po otwartą niechęć, nawet wbrew liderom CDU/CSU w Niemczech. Miał ku temu osobiste powody. Orbán blokował jego kandydaturę na przewodniczącego Komisji Europejskiej w 2019 r., przedstawiciel Fideszu porównywał też jego inicjatywy do działań Gestapo.

Oficjalnie Weber żałował jednak odejścia Fideszu, bo zawsze był zwolennikiem jak najszerszej chadecji, zgodnie z testamentem politycznym Helmuta Kohla. – Jestem budowniczym mostów, jest to część mojego DNA i zawsze starałem się współpracować, a nie budować konflikt. Dlatego jest to smutny dzień, że nie jesteśmy już bardziej zjednoczeni. Próbowałem wiele razy w ostatnich latach, zawsze argumentując i walcząc o wspólne podejście. Niestety, nie było to już możliwe – powiedział Weber w marcu 2021 r., gdy eurodeputowani Orbána odchodzili z EPL.

Nikt ich co prawda nie wyrzucił, ale decyzja Orbána o opuszczeniu EPL była konsekwencją takich zmian w regulaminie partii, które w praktyce czyniły wyjście Fideszu nieuniknionym.

Szeroka koalicja chadecka

I dziś Weber, co prawda już bez Fideszu, próbuje godzić różne prawicowe odłamy. Ma w grupie włoską Forzę Italię, która w rządzie krajowym współpracuje z ulokowanymi dużo bardziej na prawo Braćmi Włochami oraz Ligą. Ma hiszpańską Partię Ludową, ugrupowanie bez wątpienia centroprawicowe, które jednak w Hiszpanii flirtuje ze skrajnym Voxem. Jest tam Słoweńska Partia Demokratyczna, o której mówiło się, że w tej kadencji może dołączyć do nowej grupy tworzonej przez Viktora Orbána, którego politycznym przyjacielem jest słoweński lider Janez Janša. Żeby temu zapobiec, Weber zaoferował przedstawicielowi tej niewielkiej, zaledwie czteroosobowej delegacji wiceprzewodnictwo grupy EPL.

Do EPL dołączył teraz konkurent Orbána – Péter Magyar, lider parii TISZA. Wcześniej w Fideszu, odszedł z tej partii i próbuje odebrać Orbánowi jego prawicowy elektorat. Przekonuje, że gdy wygra, będzie przywracał praworządność na Węgrzech. Ale ponieważ musi walczyć o ten sam elektorat co Orbán, to na przykład w sprawach poparcia dla Ukrainy jest bardzo ostrożny. Ponadto skoro węgierski premier na krytyce UE zdobył popularność, to trudno od Magyara oczekiwać euroentuzjazmu. Weber podjął jednak ryzyko przyjęcia go do EPL, bo ma ambicje szefowania szerokiemu blokowi centroprawicowemu. Ma też strategię stawiania tamy nacjonalistom poprzez lekkie przesuwanie się na prawo.

Manfred Weber pytany wielokrotnie o kontrowersyjne sojusze partii należących do EPL, a nawet o wyrażaną przez niego samego chęć współpracy z włoską premier Giorgią Meloni, odpowiada zawsze, że dla EPL nieprzekraczalne są trzy linie. Każda partia musi być proeuropejska, proukraińska i nie może łamać praworządności. To są warunki minimum współpracy, choć potrzebne jest oczywiście zbliżenie w poglądach na inne sprawy. Ale właśnie te warunki minimum mogą okazać się problem dla Magyara.

Wreszcie są w Europejskiej Partii Ludowej nowe, kontrowersyjne nabytki, które równie dobrze, a może nawet lepiej, mogłyby się odnaleźć w grupach bardziej na prawo. To holenderski Ruch Rolnik-Obywatel (BBB) i pochodząca z tego samego kraju partia Nowa Umowa Społeczna (NSC). BBB to młoda partia, powstała w 2019 r. na fali protestów przeciw ekologicznym planom rządu. Sama ochrona interesów rolników nie jest sprzeczna z ideami EPL, ale BBB jest ugrupowaniem eurosceptycznym. Nie promuje wyjścia Holandii z Unii, jednak opowiada się za minimalizacją kompetencji UE. Podobnie jak wiele partii z grup skrajnie prawicowych.

Z kolei Nowy Interes Społeczny to partia stworzona dopiero w 2023 r. przez Pietera Omtzigta, renegata z tradycyjnego chadeckiego ugrupowania CDA. I obie te partie, czyli BBB i NSC, można uznać za konkurentów CDA, która od lat jest w EPL. Co więcej, obie te nowe partie są w koalicyjnym rządzie w Holandii razem z Partią Wolności pod przywództwem Geerta Wildersa, zaliczanego do najbardziej populistycznych i prawicowych europejskich polityków. Ludzie Wildersa w europarlamencie należą do frakcji stworzonej przez Viktora Orbána i są w związku z tym objęci nieoficjalnym kordonem sanitarnym – nie mogą liczyć na żadne stanowiska. Holenderskie BBB i NSC nie mają z tym problemu, choć w swoim kraju siadają razem wokół rządowego stołu.

Czytaj więcej

Czy dezinformacja nas zabije? Media społecznościowe to nie jest największy problem

Socjaliści i liberałowie mają swoje problemy

Geert Wilders ma zresztą koalicjantów w innym ugrupowaniu głównego nurtu – liberalnym Odnowić Europę. W tej europarlamentarnej frakcji jest VVD, partia byłego premiera Marka Ruttego, należąca do koalicji rządzącej obecnie w Holandii. Wilders od lat uznawany jest przez partie głównego nurtu za ekstremistę na równi z Francuzką Marine Le Pen. Współpraca z nim powinna oznaczać stygmatyzację – i tak pewnie byłoby jeszcze dekadę temu. Jednak teraz, poza odosobnionymi apelami ze strony lewicy o usunięcie VVD z frakcji liberalnej, nikt żadnych poważnych kroków nie podejmuje.

W Odnowić Europę wiodącą rolę odgrywają eurodeputowani partii Emmanuela Macrona, zdaniem których Marine Le Pen i jej Zjednoczenie Narodowe stanowią dla Francji i Unii egzystencjalne zagrożenie. Piętnują oni każdą próbę współpracy ze zwolennikami Le Pen jako przejaw niebezpiecznego oswajania nacjonalistów i populistów. Nie przeszkadza im to we współpracy z VVD, który uczestniczy w niebezpiecznym procederze oswajania Wildersa, czyli tradycyjnego sojusznika Le Pen.

Zresztą grupa liberalna od lat była atakowana przez lewicę, ale także chadeków, za trzymanie w swoim gronie czeskiego ANO, partii byłego premiera Andreja Babisza. Było tak już w czasach, gdy oskarżano go nie tylko o korupcję i defraudację unijnych funduszy w swoich spółkach, ale też skręcanie na pozycje populistyczne. Ostatecznie to nie liberalna grupa wyrzuciła Babisza ze swojego grona, ale zrezygnował on sam i przeniósł swoich eurodeputowanych do grupy Patrioci dla Europy. Babiš liczy na wygraną w wyborach parlamentarnych w 2025 r. i uznał, że przebywanie w jednej grupie ze zwolennikami Zielonego Ładu i unijnego pakietu migracyjnego może mu ten marsz do zwycięstwa utrudnić.

Liberałowie robili oczywiście dobrą minę do złej gry i ich przewodnicząca Valérie Hayer oświadczyła: „To był rozwód, który był już dawno spóźniony. ANO wybrała populistyczną ścieżkę, która jest niezgodna z naszymi wartościami i tożsamością”. Ale prawda jest taka, że nikt nie próbował czeskiej partii z grupy liberalnej usuwać, bo siedem mandatów mniej w sytuacji, gdy liberałowie już przestali być trzecią siłą w PE, jest poważnym problemem.

Mniej tolerancyjna dla ideologicznych odmieńców wydaje się być grupa Socjalistów i Demokratów. W ubiegłym roku zawiesiła partię SMER słowackiego premiera Roberta Ficy, wobec którego zresztą już wcześniej podejmowała różne kroki dyscyplinujące. Słowakowi rzeczywiście jest nie po drodze z europejską agendą socjalistów, z którymi nie zgadza się właściwie w żadnej sprawie. Nie popiera Ukrainy, sprzeciwia się unijnej polityce klimatycznej i migracyjnej, wygłasza homofobiczne opinie i próbuje cenzurować media. Choć warto wspomnieć, że jeszcze w 2018 r., po zabójstwie dziennikarza Jána Kuciaka i jego narzeczonej Martiny Kušnírovej, co od początku było wiązane z ludźmi Ficy, grupa Socjalistów i Demokratów nie wyciągnęła żadnych poważnych konsekwencji wobec SMER. Podobnie zresztą było z partią premiera Malty Josepha Muscata w 2017 r., której nikt z socjalistycznej grupy nie wyrzucił, mimo że okazało się, iż powiązani z szefem rządu ludzie zlecili zabójstwo dziennikarki Daphne Caruany Galizii.

Na skrajnej prawicy brak jedności

Widać z powyższego, że proeuropejskie partie głównego nurtu bardzo poważnie zastanawiają się, zanim dokonają u siebie jakiegoś przegrupowania. Bierze się to przede wszystkim z faktu, że mają ambicje na skalę całej Wspólnoty i chcą mieć do ich realizowania grupy jak najliczniejsze i obejmujące jak najwięcej eurodeputowanych.

Partie eurosceptyczne w oczywisty sposób nie widzą europejskiej wartości dodanej z takiego wspólnego działania. Tworzą grupy polityczne, bo chcą mieć wpływy, pieniądze i możliwość zabierania głosu w czasie sesji plenarnej na początku obrad parlamentu. Ale cały czas stoi coś na przeszkodzie w ich integracji. Wszystkie one są przeciwne zwiększaniu kompetencji Unii, chcą zahamowania imigracji, mniej lub bardziej kwestionują założenia Europejskiego Zielonego Ładu. Podzielone są w sprawach gospodarczych – od libertarian po etatystów, w sprawach Rosji – są tam i sojusznicy Ukrainy, i przyjaciele Putina, w kwestii NATO – od wyznawców transatlantycyzmu po zwolenników wycofania się z NATO, w sprawach światopoglądowych – od zwolenników legalizacji małżeństw jednopłciowych czy legalizacji eutanazji po ich zaciekłych wrogów.

Trudno zatem o szeroką platformę porozumienia. Ale nie tu przebiegają linie podziału między aż trzema grupami politycznymi po prawej stronie w PE. Chodzi raczej o osobiste ambicje i etykiety stopniujące ich radykalizm.

Tak więc Bracia Włosi zdecydowali się pozostać największą delegacją w grupie Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR) i nie poszli na fuzję z nową grupę Patrioci dla Europy. – Meloni woli być dużą rybą w małym stawie – powtarzali od dawna dyplomaci w Brukseli i ta kalkulacja się sprawdziła. Włoska premier nie chciała rywalizacji z Marine Le Pen czy Matteem Salvinim, ale też nie chciała zmarnować swojego dorobku z ostatnich lat, gdy jako przywódczyni Włoch pokazała się z pragmatycznej strony i zademonstrowała gotowość współtworzenia europejskich rozwiązań, jak choćby w sprawie migracji.

Viktor Orbán z kolei chciał stworzyć coś własnego, a też Meloni nie była fanką przyjęcia go do EKR. Wymyślił zatem grupę Patrioci dla Europy, do której ściągnął na początek wspomniane już czeskie ANO i kilka innych małych delegacji z Europy Środkowo-Wschodniej, a potem francuskie Zjednoczenie Narodowe, włoską Ligę oraz Partie Wolności z Holandii i Austrii. Ta grupa ma nastawienie trochę bardziej prorosyjskie niż EKR, choć oficjalnie niektóre partie – jak Zjednoczenie Narodowe czy holenderska Partia Wolności – zerwały ze swoją dawną antyukraińską retoryką.

Wreszcie kolejna frakcja to Europa Suwerennych Narodów, w której są m.in. odrzucona przez wszystkie inne ugrupowania Alternatywa dla Niemiec i część polskiej Konfederacji.

Czytaj więcej

Żal Zełenskiego i niejasne sygnały Bidena. Krajobraz po szczycie NATO w Wilnie

Jeszcze w 2000 r. Austria stanęła w obliczu izolacji dyplomatycznej w Unii Europejskiej, gdy skrajnie prawicowa Wolnościowa Partia Austrii (FPÖ) dołączyła do rządu koalicyjnego z centroprawicową Austriacką Partią Ludową (ÖVP). Sankcje obejmowały zawieszenie dwustronnych kontaktów politycznych z rządem w Wiedniu, choć nie miały wpływu na prawa i obowiązki Austrii jako państwa członkowskiego UE. Sankcje zniesiono jeszcze w tym samym, 2000 r., gdy w raporcie panelu „mędrców” nie znaleziono dowodów na to, że rząd austriacki naruszył zasady UE. Natomiast to doświadczenie skłoniło UE do zapisania artykułu 7 w unijnych traktatach, który przewiduje procedurę postępowania na wypadek, gdyby rząd jednego z państw członkowskich w sposób systemowy dopuścił się łamania praworządności. Tę procedurę zastosowano potem wobec Polski i Węgier.

Od tych austriackich zawirowań minęło już prawie ćwierć wieku i widać, że granice tego, co dozwolone w politycznym głównym nurcie, wyraźnie się w Unii przesunęły. Na prawo.

Chadecy i socjaliści, liberałowie i konserwatyści – te etykiety polityczne nie zawsze precyzyjnie określają zawartość partyjnego produktu. Szczególnie trudno porównywać ze sobą partie z różnych państw UE, a sytuacja staje się jeszcze bardziej skomplikowana, gdy te narodowe produkty tworzą grupy polityczne w Parlamencie Europejskim. Każdej z nich zależy na jak największych wpływach mierzonych liczbą członków, bo to przekłada się na stanowiska polityczne, liczbę unijnych etatów dla ich ludzi, a także pieniądze. I muszą znaleźć równowagę między dążeniem do władzy a ideologiczną czystością. Dlatego nie od razu i nie zawsze rozstają się z tymi, którzy tę czystość plamią.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi