Przestroga Havla

Jak zdefiniować w dzisiejszych czasach postawę dysydencką? Czy nie jest tak, że zawsze będzie się ona wyrażać po prostu w dawaniu etycznego świadectwa?

Aktualizacja: 18.12.2015 17:36 Publikacja: 18.12.2015 01:28

Przestroga Havla

Foto: Plus Minus, Andrzej Krauze

W polskim internecie znów furorę robi niezwykłe zdjęcie, wykonane w Karkonoszach 27 lipca 1978 roku. Przedstawia ono spotkanie ówczesnych liderów czechosłowackich i polskich środowisk opozycyjnych. Przy jednym stole, „na którym rum, salami, ser, chleb – wszystko z przepastnej torby Havla", zasiedli Václav Havel, Jacek Kuroń, Adam Michnik, Jan Lityński i Antoni Macierewicz. „Nad nami szumią jodły i zbratani dyskutujemy, jak obalić wspólnego tyrana", wspominał Jacek Kuroń.

Havel, w modnych okularach przeciwsłonecznych i w dżinsowej kurtce, odczytuje przygotowany zawczasu szkic wspólnej deklaracji w dziesiątą rocznicę inwazji wojsk państw Układu Warszawskiego na Czechosłowację, której jedyną zbrodnią była – jak pisał Milan Kundera – „próba ostatecznego stworzenia (po raz pierwszy w historii świata) socjalizmu bez samowoli i wszechmocy tajnej policji, z wolnością słowa pisanego i mówionego, z opinią publiczną, której głos byłby wysłuchany, i z polityką, która bierze pod uwagę ten głos, ze swobodnie rozwijającą się nowoczesną kulturą i z ludźmi, którzy przestali się bać".

Uczestnicy spotkania w Karkonoszach bez trudu znaleźli wspólny język. Spośród wymienionej piątki jedynie najstarszy w tym gronie Kuroń w przeszłości był członkiem partii komunistycznej; pozostali sympatyzowali dawniej z ideami socjalistycznymi, ale w owym czasie szukali już nowych odniesień politycznych i odnaleźli je bądź to w integralnym katolicyzmie (Macierewicz), bądź też w demokratycznym liberalizmie i koncepcji społeczeństwa obywatelskiego (Havel, Michnik, Lityński). Havel w 1968 roku zadeklarował się jako socjalista, ale znaczyło to tylko tyle, że był zwolennikiem zainicjowanej przez Dubčeka demokratyzacji systemu komunistycznego. Jego poszukiwania oryginalnej ideologii politycznej, którym dał wyraz w „Sile bezsilnych" (1978), nie miały nic wspólnego z tradycyjną lewicowością – i właśnie dlatego stał się on jednym z najbardziej wpływowych rzeczników społeczeństwa obywatelskiego w Europie Wschodniej.

Krytyka zinstrumentalizowanego rozumu

Havel był predestynowany do odegrania roli proroka postkomunistycznej transformacji. W „Sile bezsilnych" przedstawił wizję przyszłości „bez samowoli i wszechmocy tajnej policji", nawiązując do zainicjowanej w Czechach już w początkach XX wieku krytyki zinstrumentalizowanego rozumu i bezosobowej, zbiurokratyzowanej władzy, które przekształciły świat naturalny w miejsce wrogie człowiekowi i wszelkiej transcendencji. Najwybitniejszym przedstawicielem tej tradycji intelektualnej był urodzony w morawskim Prostějovie twórca fenomenologii Edmund Husserl, lecz miała ona także pomniejszych demiurgów, takich jak urodzony pół wieku później w tym samym mieście czeski filozof, eseista i dramaturg Josef Šafařík, intelektualny mentor Václava Havla i jego przewodnik po świecie współczesnej filozofii.

Na gruncie przygotowanym przez Šafaříka rozkwitła oryginalna eseistyka autora „Siły bezsilnych". Na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku w twórczości Havla ujawnił się również wpływ idei Martina Heideggera (zapośredniczony przez ostatniego ucznia Husserla, Jana Patočkę, oraz Jiříego Němca, przyjaciela Havla – ci dwaj intelektualiści komentowali bądź tłumaczyli prace niemieckiego myśliciela od połowy lat 50. ubiegłego wieku).

Fundamentalne założenie, na którym opiera się wywód przeprowadzony w „Sile bezsilnych", to przekonanie, że panujący w Europie Wschodniej „system posttotalitarny jest tylko jedną – szczególnie drastyczną i tym wyraźniej dowodzącą swego rzeczywistego pochodzenia – postacią tej powszechnej niezdolności współczesnego człowieka do tego, aby być »panem swej własnej sytuacji«; »samoruch« tego systemu jest jedynie szczególną, skrajną wersją globalnego »samoruchu« cywilizacji technicznej, a bankructwo moralne – tylko jednym z wariantów ogólnego upadku współczesnego człowieka".

Gdyby nawet w krajach Europy Wschodniej powstały warunki po temu, by zaprowadzić w nich tradycyjną demokrację parlamentarną – powiada Havel – stanowiłoby to jedynie odpowiednie rozwiązanie przejściowe; „uleganie złudzeniu, że tylko ta »wypróbowana« forma może trwale zapewnić człowiekowi godną i pełnoprawną pozycję, byłoby – moim zdaniem – co najmniej krótkowzrocznością".

Demokracja parlamentarna jest równie uległa i bezradna wobec „samoruchu" cywilizacji technicznej oraz społeczeństwa industrialnego i konsumpcyjnego, jak system posttotalitarny; „jedynie sposób, w jaki manipuluje człowiekiem, jest nieskończenie subtelniejszy i bardziej wyrafinowany od brutalnych metod systemu posttotalitarnego". Mimo to „naprawdę trudno chyba uznać za drogę, na której człowiek będzie miał szansę odnalezienia siebie – dodaje Havel – cały ten statyczny kompleks skostniałych, w sferze konsumpcji mętnych, a w polityce kierujących się pragmatyzmem masowych partii, opanowanych przez profesjonalny aparat i uwalniających obywateli od jakiejkolwiek konkretnej i osobistej odpowiedzialności; wszystkie te skomplikowane struktury manipulujących z ukrycia i ekspansywnych ognisk akumulacji kapitału; cały ten wszechobecny dyktat konsumpcji, produkcji, reklamy, komercji, konsumpcyjnej kultury oraz cały ten zalew informacji".

Zdaniem Havla znaczenie wschodnioeuropejskich ugrupowań dysydenckich i niezależnych inicjatyw obywatelskich, takich jak Karta 77 (czy – po sierpniu 1980 roku – „Solidarność"), polega na tym, że właśnie one mogą stać się zalążkiem „mających głębszy sens »postdemokratycznych« struktur politycznych, które mogłyby stanowić fundament lepszej organizacji społecznej".

Autor „Siły bezsilnych" nie precyzował, na czym by to miało polegać; stwierdzał jedynie, że podstawą struktur systemu „postdemokratycznego" nie powinna być „formalizacja stosunków i gwarancji politycznych, ale ich nowy »duch«, to znaczy przede wszystkim ludzka treść. Chodzi więc o rehabilitację takich wartości, jak zaufanie, szczerość, odpowiedzialność, solidarność, miłość".

Przykład Havla stał się inspiracją dla kilku pokoleń dysydentów na całym świecie. Atrakcyjność przyjętej przezeń „metafizycznej perspektywy" polega na tym, że jest ona z gruntu apolityczna. Jeśli – jak twierdził Heidegger – „z metafizycznego punktu widzenia, Rosja i Ameryka są siebie warte"; jeśli – jak pisał Havel – socjalizm i kapitalizm są „jedynie dwoma różnymi sposobami zmierzania do powszechnej totalizacji"; jeśli – jak sądzili obydwaj – nie ma różnicy między „zachodnim menedżerem" i „wschodnim biurokratą", to postawa dysydencka w realnym socjalizmie musi się sprowadzać do dawania etycznego świadectwa – i tym właśnie była działalność Karty 77.

Bezradni nowi dysydenci

Sprawy się komplikują w realnym kapitalizmie. Także w tym systemie postawa dysydencka może się wyrażać w dawaniu etycznego świadectwa. Dlatego Havel krytykował neoliberalną politykę Vaclava Klausa i upominał się o przestrzeganie praw człowieka. Jednakże w praktyce, jako głowa państwa, autoryzował posunięcia centroprawicowych rządów, na których czele stał Klaus, i poparł amerykańskie interwencje w Kosowie czy Iraku.

I nie było w tym żadnej sprzeczności, żadnej „zdrady Havla". Jego krytyka nowoczesności (zarówno totalitarnej, jak i demokratycznej) powstała w odpowiedzi na kryzys klasycznej lewicy (zarówno totalitarnej, jak i demokratycznej) po 1968 roku i w pewnym stopniu zajęła jej miejsce. Walkę klas zastąpiła walka o sumienia. Filozofia etyczna Havla przywróciła podmiotowość jednostki, ale zepchnęła na dalszy plan realne konflikty społeczne, sprzeczne interesy zbiorowości i jednostek. Nie mogła więc posłużyć jako ideologia buntu społecznego – ani w realnym socjalizmie lat 70., ani tym bardziej w realnym kapitalizmie lat 90. Przeciwnie, w tym drugim przypadku odegrała wręcz rolę czynnika legitymującego nowy porządek społeczny, polityczny i ekonomiczny; stała się apologią demokratycznego kapitalizmu w jego środkowoeuropejskim wydaniu.

Realny kapitalizm bowiem – w odróżnieniu od realnego socjalizmu – może tolerować demokrację. Może, ale nie musi, czego przykładem są współczesne Chiny. Nie sposób odmówić Havlowi genialnych intuicji – użyty przez niego już w 1975 roku termin „posttotalitaryzm" (w znaczeniu systemu, który „wyrósł na gruncie historycznego spotkania dyktatury i społeczeństwa konsumpcyjnego") to nie tylko znakomita definicja późnego czechosłowackiego reżimu komunistycznego – reżimu pałek milicyjnych i pełnych półek sklepowych – ale również... dzisiejszych Chin. Pekin zamienił socjalizm na kapitalizm, ale nie przestał być dyktaturą. Przeciwnie – jest niewątpliwie bardziej funkcjonalną i wydajną dyktaturą niż w siermiężnych czasach Mao.

Przestroga Havla pozostaje więc aktualna. Tym, co naprawdę różni polityków wszelkiej maści, jest ich stosunek do wolności, do swobód obywatelskich, a więc w ostateczności do rządów prawa i wartości demokratycznych. Być może próba budowy nieliberalnej demokracji na Węgrzech i w innych krajach regionu, w tym w Polsce, to swego rodzaju triumf nowego „ducha" nad „formalizacją stosunków i gwarancji politycznych". Być może ten triumf ducha spodobałby się Heideggerowi. Ale z pewnością nie o tym marzył Václav Havel.

W polskim internecie znów furorę robi niezwykłe zdjęcie, wykonane w Karkonoszach 27 lipca 1978 roku. Przedstawia ono spotkanie ówczesnych liderów czechosłowackich i polskich środowisk opozycyjnych. Przy jednym stole, „na którym rum, salami, ser, chleb – wszystko z przepastnej torby Havla", zasiedli Václav Havel, Jacek Kuroń, Adam Michnik, Jan Lityński i Antoni Macierewicz. „Nad nami szumią jodły i zbratani dyskutujemy, jak obalić wspólnego tyrana", wspominał Jacek Kuroń.

Havel, w modnych okularach przeciwsłonecznych i w dżinsowej kurtce, odczytuje przygotowany zawczasu szkic wspólnej deklaracji w dziesiątą rocznicę inwazji wojsk państw Układu Warszawskiego na Czechosłowację, której jedyną zbrodnią była – jak pisał Milan Kundera – „próba ostatecznego stworzenia (po raz pierwszy w historii świata) socjalizmu bez samowoli i wszechmocy tajnej policji, z wolnością słowa pisanego i mówionego, z opinią publiczną, której głos byłby wysłuchany, i z polityką, która bierze pod uwagę ten głos, ze swobodnie rozwijającą się nowoczesną kulturą i z ludźmi, którzy przestali się bać".

Pozostało 87% artykułu
Plus Minus
Jan Bończa-Szabłowski: Potępienie Fausta
Plus Minus
Jan Maciejewski: Zemsta cudu
Plus Minus
„Anora” jak dawne zwariowane komedie, ale bez autocenzury
Plus Minus
Kataryna: Panie Jacku, pan się nie boi
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
Stanisław Lem i Ursula K. Le Guin. Skazani na szmirę?