Plus Minus: Czy ma pan jakieś szczególne wspomnienie z wyborów 1989 roku?
Uczestniczyłem w nich m.in. jako delegowany przez Komitet Obywatelski przy Lechu Wałęsie członek powołanej do przeprowadzenia tych wyborów Komisji Wyborczej i obserwowałem z bliska tamte wybory. W wyniku ustaleń Okrągłego Stołu powołano 21-osobowy skład Komisji Wyborczej. Z ramienia Solidarności znaleźli się w niej także: Jurek Ciemniewski, Anatol Lawina, prof. Zofia Wasilkowska, profesor Janina Zakrzewska, no i profesor Andrzej Zoll. Pracami tej szczególnej komisji kierował prof. Alfons Klafkowski z Poznania. Robił to w sposób koncyliacyjny. Podejmowane decyzje nie były głosowane, a zapadały na zasadzie konsensusu. W Komitecie Obywatelskim uważaliśmy, że przyjęcie listy krajowej, która zawierała 35 nazwisk prominentnych działaczy PZPR i jej satelitów, warunkowała przestrzeganie umów okrągłostołowych. Opinia naszych wyborców skłaniała się do odrzucenia listy krajowej. Zastanawialiśmy się, jak to powinno wyglądać w praktyce. Czy można było rekomendować wyborcom skreślanie każdego nazwiska z osobna, co proponował Jacek Fedorowicz, czy przekreślanie całej karty dla jej odrzucenia.
Stanęło na przekreśleniu całej karty.
Zaproponowano, aby ci, którzy kwestionują te 35 nazwisk prominentów poprzednich władz PRL-owskich, dokonywali przekreślenia całej listy na krzyż. I z tą propozycją związane są moje doświadczenia. Mój dyżur w Państwowej Komisji Wyborczej przy odbieraniu przeliczonych głosów, wypadł po zamknięciu lokali wyborczych – między godziną 22 a 24. W Państwowej Komisji Wyborczej wraz z przedstawicielem strony rządowej byliśmy upoważnieni do udzielania odpowiedzi na wszelkie wątpliwości dotyczące sposobu liczenia głosów, które byłyby interpretacją wiążącą dla wszystkich komisji obwodowych. Przede mną naszą stronę solidarnościową reprezentowała Janina Zakrzewska. Przyszedłem na dyżur wcześniej o pół godziny – drżący z emocji wynikających z roli, jaka nam przypadła. Spytałem Jankę Zakrzewską, czy są jakieś problemy, które wymagają naszych interwencji albo interpretacji. Popatrzyła na mnie znacząco i powiedziała: „przed chwilą przyszły jakieś telefonogramy z terenowych komisji wyborczych z Radomia i skądś jeszcze, no ale już zostawiam je panu mecenasowi, do stosownej (!) reakcji”. Czym prędzej poszedłem do pokoju, gdzie odbieraliśmy telefonogramy z całego kraju. Zacząłem czytać coś, co wprawiło mnie niemal w osłupienie – otóż do poszczególnych komisji rozesłano pod koniec dnia instrukcję, która miała być odpowiedzią na rzekome pytania, jak interpretować skreślenia na liście krajowej. W owej instrukcji zaznaczono, że za skreślonych można uznać tylko tych kandydatów, przez których imię i nazwisko łącznie przebiega linia skreślenia.
Czyli Fedorowicz miał nosa, proponując skreślenia na liście krajowej linijka po linijce?