Zbigniew Girzyński: Dworskie intrygi to nie jest żadna wielka polityka

Od 15 lat powtarzam, że Jarosław Kaczyński będzie prezesem Prawa i Sprawiedliwości tak długo, jak będzie żył, lub tak długo jak ta partia będzie istniała. I trzeba to wreszcie zrozumieć, uszanować i wyciągnąć z tego właściwe wnioski - mówi prof. Zbigniew Girzyński, były poseł PiS, historyk, nauczyciel akademicki.

Publikacja: 12.04.2024 17:00

– Strategicznym błędem, który PiS popełniło, był brak relacji z potencjalnymi koalicjantami – mówi Z

– Strategicznym błędem, który PiS popełniło, był brak relacji z potencjalnymi koalicjantami – mówi Zbigniew Girzyński. Na zdjęciu podczas kongresu wyborczego Porozumienia Jarosława Gowina, 27 czerwca 2021 roku

Foto: piotr mOlecki/east news

Plus Minus: Dlaczego PiS jest najbardziej znienawidzoną formacją na scenie politycznej?

Dlatego że samo zadbało, żeby go wszyscy inni uczestnicy politycznej sceny nie lubili. Jeżeli prowadziliśmy negocjacje, to zawsze tak, aby swoich partnerów ograć. A takie zachowanie powoduje, że nikt potem z człowiekiem nie chce siadać i rozmawiać.

No dobrze, to partie polityczne. Ale duża część zwykłych Polaków też demonstruje ogromną niechęć do tej partii.

Nie wiem, czy pani ocena jest do końca adekwatna, ale jeżeli jest, to dlatego że te inne ugrupowania polityczne skutecznie przenoszą własne emocje na swoich wyborców. Weźmy przykładowego posła PSL-u. On doskonale pamięta, jak dwie kadencje temu PiS nie dało tej formacji stanowiska wicemarszałka Sejmu, mimo że PSL miało klub. A potem jeszcze ten klub był przez PiS rozmontowywany i na końcu ludowcy musieli posiłkować się sztucznymi transferami, żeby utrzymać się na poziomie 15 posłów, bo PiS postanowiło ich zniszczyć. Taki poseł przyjeżdża do swojego okręgu wyborczego, spotyka się ze swoimi asystentami, współpracownikami, radnymi wojewódzkimi, powiatowymi czy gminnymi i to wszystko im opowiada. A oni idą z tym dalej – wracają do tej swojej gminy czy powiatu, rozmawiają z żoną, dziećmi, sąsiadami i cała ta narracja się przenosi. Polityka jest jak rozgrywki ligowe i nie powinno się doprowadzić do tego, że jest się jedyną drużyną, którą wszyscy chcą zawsze ograć. Nikt ci nie odpuści. Nikt ci nie pomoże w sytuacji kryzysowej. Nawet jak do niczego mu się to nie przyda (bo w ostatnim meczu sezonu jest w środku tabeli), to i tak wystawi przeciwko tobie najlepszy skład, żeby cię pokonać i jeszcze da premię swoim piłkarzom za zwycięstwo, bylebyś tylko spadł z ligi albo nie zagrał w europejskich pucharach.

Dobry opis sytuacji PiS. Czy przed październikowymi wyborami wierzył pan, że PiS będzie rządziło trzecią kadencję?

Gdy rozpoczynała się kampania, to jak każdy zakładałem taką ewentualność. Nie twierdziłem, że to jest pewne, ale uważałem, że jest możliwe. W trakcie kampanii zauważyłem, że szanse na utrzymanie się u władzy topnieją. A mniej więcej w połowie kampanii już wiedziałem, że jest to raczej niemożliwe.

Dlaczego szanse malały?

Ze względu na to, że przyjęta w kampanii strategia zaostrzania retoryki, konfrontacji, straszenia Tuskiem, nie zadziałała. Kierownictwo PiS uważało, że skoro Tusk i Platforma Obywatelska posługują się bardzo ostrą retoryką, bardzo ostrym językiem, podkręcają swój elektorat, strasząc naszą partią i Kaczyńskim, to my powinniśmy robić dokładnie to samo. I to jest założenie co do zasady błędne. Nieraz zwracałem uwagę, że elektorat prawej strony sceny politycznej lubi łagodniejszy język, większą kulturę dyskusji politycznej. Nie lubi być straszony. Nie wiem, czy ta moja diagnoza okazałaby się trafna i czy Prawo i Sprawiedliwość uzyskałoby na tyle lepszy wynik, że byłoby w stanie utrzymać władzę. Ale nie mam wątpliwości, że nasz wynik byłby dużo lepszy.

Czytaj więcej

Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii

W PiS można było usłyszeć, że obietnice wyborcze przestały przekładać się na poparcie. Słyszałam w nieoficjalnych rozmowach: obiecaliśmy ludziom 800+ i nic to nie dało, znaczy trzeba się przerzucić na straszenie. Dlaczego oferta 800+ nie zadziałała?

Rzucenie obietnicy 800+, nawet przyjmowanie jej pod presją czasu, było już kartą zgraną. Ludzie oczekiwali czegoś nowego i takie pomysły były, np. program modernizacji osiedli z wielkiej płyty – oferta dla środowiska wielkomiejskiego, a zarazem do ludzi starszych, średnio uposażonych, którzy kupili kiedyś mieszkanie w bloku z wielkiej płyty, znają jej mankamenty, ale już w niej zostaną, bo nie stać ich na zmianę. Zatem to był dobry pomysł, żeby poprawić życie sporej grupy ludzi, tylko kiepsko został sprzedany, słabo zaakcentowany.

Co pan ma na myśli.

Jeżeli taki pomysł rzuca się podczas jednorazowego eventu, to on się nie przebije. Zginie w gąszczu innych przekazów, a przede wszystkim zostanie przytłoczony tym jednym, stale powtarzanym hasłem – że Tusk to zły człowiek, w zasadzie Niemiec, bójcie się Tuska. Waloryzacja 500+ to był już pomysł zużyty i dlatego nie zadziałał. Tym bardziej że konkurencja krzyczała, „tak, my też tego chcemy, nawet od razu to damy”. Zatem to było za mało, a nic innego się nie przebiło. Błędem było też zaniedbanie z naszej strony działań profrekwencyjnych, podczas gdy druga strona je prowadziła. Co też postulowałem. Ale kampania to jest tylko jeden z elementów. Strategicznym błędem, który Prawo i Sprawiedliwość popełniło po raz pierwszy 17, 18 lat temu, a później go powtarzało to był brak relacji z potencjalnymi koalicjantami. To, że jednej partii udało się uchwycić samodzielną władzę raz, a potem jeszcze to powtórzyć, to był cud. Przy proporcjonalnej ordynacji takie zdarzenie nie miało prawa zaistnieć. Życie w przekonaniu, że tak już będzie zawsze, było błędem.

Zatem trzeba było rozglądać się za koalicjantem?

Za wszelką cenę. Tymczasem my robiliśmy sobie ze wszystkich śmiertelnych wrogów. Wspomniałem o PSL, ale nawet z partii wyglądającej na bliską naszym poglądom – myślę o Konfederacji – próbowaliśmy uczynić sobie wroga. W ostatnim dniu kampanii parlamentarnej przypuściliśmy atak akurat na nich. Czy to nam pomogło? No chyba nie. Czy to im zaszkodziło? Myślę, że troszkę tak. Czy to zbudowało dobrą relację? Na pewno nie. Na dodatek po wyborach, gdy Lewica chciała odwołać Krzysztofa Bosaka z funkcji wicemarszałka Sejmu, to dopiero po wewnętrznej awanturze w PiS zdecydowano nie głosować za tym wnioskiem.

Pamięta pan konwencję PiS w Katowicach? W Warszawie zwolennicy Tuska szli w marszu miliona serc, uśmiechnięci, z biało-czerwonymi serduszkami w klapach, a w Katowicach wygrała koncepcja deski, którą PiS chciało okładać KO. Co pan sobie wtedy pomyślał?

Konwencja była próbą ograniczania strat związanych z marszem, bo nie było lepszego pomysłu, żeby na nią odpowiedzieć. Wtedy nie miałem już wątpliwości, że stracimy władzę, aczkolwiek łudziłem się jeszcze, że może się uda się utrzymać ponad 200 mandatów w Sejmie, co dawałoby jakieś możliwości budowania większości rządzącej. Ale tego też już się zrobić nie udało.

Spośród waszych wyborców z 2019 roku straciliście 500 tysięcy głosów. Zniechęciliście własny elektorat. Jak to możliwe?

Po pierwsze był to wynik zmęczenia ośmioma latami rządów. Po drugie zabrakło pomysłów, żeby się maksymalnie poszerzać. Donald Tusk na rzęsach stawał, żeby poszerzyć elektorat KO. Wziął na listy Romana Giertycha, dawnego szefa Młodzieży Wszechpolskiej, który w przeszłości tak dalece chciał zaostrzać przepisy aborcyjne, że nawet PiS się na to nie zgodziło. A z drugiej strony wziął Andrzeja Rozenka, byłego zastępcę Jerzego Urbana w „Tygodniku NIE”. Wziął nawet Michała Kołodziejczaka z AgroUnii. Poszedł tak szeroko, jak tylko się dało, pod hasłem walczymy.

Walczymy ze złem, bo on tak ustawił tę kampanię i ludzie to kupili. Może wasze rządy dały Tuskowi do ręki argumenty, że jesteście złem? Myślę o programie Willa+, o milionowych dotacjach z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju dla firm, które dopiero powstały itd.

Pretekstów, żeby stosować takie ataki, było o wiele więcej. Te, które pani wymieniła, odgrywały tutaj ważną rolę, ale działania Mariusza Kamińskiego i całego środowiska z nim związanego, też się do tego przyczyniły.

Jakie działania?

Mariusz Kamiński z Maciejem Wąsikiem tak się zachowywali, że zaszczepili w zwykłych ludziach przekonanie, iż wszyscy są inwigilowani, podsłuchiwani, choć wiadomo, iż to nie jest możliwe. A na dodatek eliminowali ludzi z list, ciekawych kandydatów, którzy stanowiliby wartość dodaną. Robili to pod pretekstem, że oni są podejrzani. Ceniony lekarz, wieloletni parlamentarzysta, świetny były samorządowiec, sprawny minister – nagle dowiadywali się, że nie będzie ich na listach tylko dlatego, że do prezesa przyszedł polski Robespierre i powiedział, że na nich lepiej uważać. Byli wyrzucani z list bez jednego dowodu.

Kamiński z Wąsikiem są bohaterami PiS.

I to jest absurdalne. Ludzi, którzy wyrządzili najwięcej złego, bierze się na sztandary polityczne, w pierwszym okresie po utracie władzy. Na szczęście schowano ich pod koniec kampanii samorządowej, więc w kierownictwie PiS chyba ktoś się wreszcie zorientował, że to jest zły pomysł.

Chce pan powiedzieć, że styczniowa demonstracja w obronie Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika to był zły pomysł?

Napoleon Bonaparte, choć doszedł do władzy w wyniku rewolucji francuskiej, nie stawał w obronie Robespierre’a, bo wiedział, że to jest droga donikąd.

Po utracie władzy Jarosław Kaczyński ogłosił, że rozliczeń nie będzie, bo on bierze całą odpowiedzialność na siebie. W rezultacie nie powiedziano, co zostało zrobione źle. A pana zdaniem co było największym błędem PiS, że 500 tysięcy wyborców się od niego odwróciło?

Brak oferty pozytywnej dla młodych ludzi, wchodzących do aktywnego życia politycznego.

Przecież był PIT-0 do 26. roku życia, kredyt 2 proc. na mieszkanie. To mało?

To zupełnie nie ten kierunek. Zabrakło działań, które ideowo wiązałyby młodych ludzi z bliskim nam światem wartości. W 2015 roku młodzi dali zwycięstwo Andrzejowi Dudzie w wyborach prezydenckich, ponieważ dorastali w szacunku do historii i tradycji, którą poprzednia władza rujnowała. Symbolem tego stali się żołnierze niezłomni, których wtedy prawica wzięła na sztandary. Ale nie zbudowaliśmy mechanizmu zakotwiczania idei konserwatywnych w młodych pokoleniach.

Przecież niektóre organizacje młodzieżowe, patriotyczne dostały górę pieniędzy od rządu. To była za słaba kotwica?

W ogóle nie o to chodziło. W 2022 roku byłem jako panelista na Campusie Polska Przyszłości organizowanym przez Rafała Trzaskowskiego. Nie wszystkim się to zresztą podobało.

Pewnie usłyszał pan, że jest zdrajcą?

Oczywiście. Nawet prezes Kaczyński na jakimś spotkaniu powiedział: „To jest pana sprawa, ale trochę byłem zaskoczony. Po co pan to zrobił?”. Odpowiedziałem: „Oni mają swój campus, a gdzie jest nasza oferta dla młodych ludzi”? Jeżeli podczas campusu podszedł do mnie chłopak, który był kiedyś ministrantem, to wydawałoby się, że powinien być po naszej stronie. Jeżeli spotkałem tam dziewczynę, która była animatorką w Oazie, to dlaczego my nie mamy dla niej żadnej oferty, że tam trafiła? Premier Piotr Gliński miał w tamtym czasie taką ideę, żeby w Toruniu, zbudować wielki kompleks filmowy, który kosztowałby ok. 600 milionów złotych. Powiedziałem do pana prezesa: Ile z powodu tej inwestycji padnie w Toruniu więcej głosów na PiS? Moim zdaniem ani jeden. Do takiej akademii będą przyjeżdżały gwiazdy kinematografii, które nienawidzą PiS-u.

Nie sposób się z tym nie zgodzić, ale może będzie to coś dobrego dla polskiej kultury?

Niekoniecznie. To są pieniądze, które byśmy „przepalili”. Powiedziałem Kaczyńskiemu: „Gdyby pan miał kolejne 600 milionów do spalenia w piecu, to niech pan mi je da. Nawet 400 milionów by mi wystarczyło, żeby każdy powiat dostał po milionie złotych i za te pieniądze zorganizował konkursy dla młodzieży dotyczące lokalnej historii. Niech młodzi ludzie telefonami komórkowymi kręcą filmiki na YouTuba, tworzą profile w mediach społecznościowych. Niech w ten sposób upamiętnią lokalnego żołnierza, który zginął w czasie wojny, bohatera strajków solidarnościowych, jakiegoś nauczyciela, który jest patronem ulicy, feministki sprzed 100 lat. Niech oni robią takie filmiki, a te pieniądze przeznaczmy na nagrody dla nich. Żeby młodych zarazić pewną ideą. Żeby przechodząc koło warszawskiej Syrenki, zastanawiali się, kim jest ta dziewczyna? Może ktoś przeczyta tabliczkę i dowie się, kim była Krysia Krahelska, której twarz uwieczniono na pomniku. Może o niej nakręcą filmik”. To byłoby dobre dla Prawa i Sprawiedliwości, ale przede wszystkim dla państwa, bo brakuje nam takiego związania z polskością młodych ludzi.

I co na to prezes Kaczyński?

Powiedział, że to świetny pomysł i dlaczego nikt tego wcześniej nie podsunął. Odpowiedziałem: „Od paru lat próbuję kogoś tym zarazić, ale przecież wszyscy wiedzą lepiej”.

Dlaczego Jarosław Kaczyński za rządów PiS przyzwolił na to, co zawsze piętnował – na prywatę, nepotyzm, na te wysokie pensje płacone z publicznych pieniędzy?

Za dużo miał na głowie. To jest człowiek tytanicznej pracy. Ale ze względu na to, że wszelkie decyzje, nawet nieraz bardzo drobne, musiały przechodzić przez jego gabinet, bo inaczej były kwestionowane, został zarzucony przez swoje otoczenie drobnymi sprawami i brakowało czasu na rzeczy ważniejsze. Miałem wrażenie, że niektórzy celowo podrzucali mu tysiące takich drobnych spraw, by na boku działać tak, jak im pasowało. Jarosław Kaczyński jest jednym z trzech wybitnych polityków naszego 35-lecia – obok Donalda Tuska i Aleksandra Kwaśniewskiego. Każdy z nich w swoim środowisku był kreatorem polityki przynajmniej przez dekadę. Jarosława Kaczyńskiego często porównuje się do Józefa Piłsudskiego.

Niektórzy nawet mówią o nim „naczelnik”.

No właśnie, a Piłsudski w pewnym momencie postanowił wykształcić w swoich współpracownikach zdolność radzenia sobie bez niego. Wyjechał na kilka miesięcy na Maderę. Możemy dyskutować, czy dobrał złych czy dobrych ludzi. Ale jemu się to mimo wszystko udało. Bo nawet jeśli w 1939 roku doszło do katastrofy, to dlatego, że wtedy nikt nie był w stanie wygrać z Niemcami, czego dowodem jest los Francji pół roku później. Ale to środowisko, które Piłsudski zbudował, było na tyle mocne, na tyle intelektualnie sprawne, że jego myśl polityczna, jego postać jest żywa do dnia dzisiejszego. Czy Jarosław Kaczyński będzie w stanie doprowadzić do tego, żeby jego absolutnie niezaprzeczalny, istotny wkład w polską historię, jego, jego brata, zyskał trwałe miejsce? Czy zadba o to, by zostali po nim ludzie, którzy będą intelektualnie i organizacyjnie zdolni, aby się o to zatroszczyć? Wątpię, czy panowie Wąsik i Kamiński będą się tym przejmowali, albo ci mityczni fachowcy od sondaży. Za to takie osoby jak profesorowie: Ryszard Legutko, Zdzisław Krasnodębski czy Andrzej Nowak, a to przecież tylko kilka przykładów – oni potrafiliby to zrobić, ale są marginalizowani, bo znowu wygrywa deska.

Nie lubi pan Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego.

Mówiłem, że odpowiadają za eliminację z naszych list osób, które powinny się na nich znaleźć i pewnie przyniosłyby nam kilka mandatów więcej. Lekarz i poseł pięciu kadencji Tomasz Latos, wybitny minister Dawid Jackiewicz, były poseł Marcin Duszek z Podlasia, który zresztą w wyborach samorządowych, kandydując z własnego komitetu na burmistrza Międzyrzeca Podlaskiego i wszedł właśnie do drugiej tury, podobnie jak była posłanka Marta Kubiak, z okręgu pilskiego także walcząca w drugiej turze wyborów z własnego komitetu na urząd burmistrza Krzyża Wielkopolskiego – to są realne straty. Takie osoby zniknęły z list albo nie zaproszono ich do kandydowania tylko dlatego, że polityczna gilotyna naszego Robespierre’a ich eliminowała. Eliminowała, co należy podkreślić, bez najmniejszej racji, a jedynie w wyniku wewnętrznych intryg.

Czytaj więcej

Marek Jurek: W obecnej sytuacji państwo jest Rzecząpospolitą tylko z nazwy

A ile PiS-owi ujęły wewnętrzne konflikty?

Te opisane przeze mnie to realne straty w wielu okręgach, które szacuję na 20 mandatów. Mogę je wskazać palcem i policzyć. Natomiast te nagłaśniane w mediach spory kompetencyjne wewnątrz rządu były kompletnie bez znaczenia. W Platformie w obecnej koalicji rządzącej też zdarzają się konflikty.

Przecież była próba usunięcia premiera Mateusza Morawieckiego z funkcji szefa rządu, suflowana Jarosławowi Kaczyńskiemu.

Typowe polityczne przepychanki bez wpływu na nasz wynik wyborczy.

Dlaczego doszło w ogóle do tej próby? To mnie zastanawiało.

Nie mam pojęcia. To typowe dworskie intrygi. Ponieważ nigdy w nich nie uczestniczyłem, mając niechęć do tego typu „rozgrywek”, to ich do końca nie rozumiem. Niektórym się chyba wydaje, że to istota wielkiej polityki. Żadna to polityka. To jest tylko marnowanie czasu. W tym sensie takie działania przynosiły straty, bo przeciwnik w tym czasie rósł w siłę.

Co w takim razie będzie teraz z PiS-em? Prezes ogłosił, że jednak będzie zabiegał o przywództwo w partii za rok.

(śmiech) Od 15 lat powtarzam, że Jarosław Kaczyński będzie prezesem Prawa i Sprawiedliwości tak długo, jak będzie żył, lub tak długo, jak ta partia będzie istniała. I trzeba to wreszcie zrozumieć, uszanować i wyciągnąć z tego właściwe wnioski. A wniosek może być tylko jeden. Zamiast snuć wizje, kogo on namaści na następcę, otoczenie pana prezesa powinno zadbać o to, aby zgromadzić wokół niego najbardziej tęgie i mądre umysły polskich środowisk intelektualnych. Nawet jeżeli ich nie lubią lub uważają za nadmiernych indywidualistów, to po nich właśnie trzeba sięgnąć. Ich wiedza, połączona z nowoczesnym marketingiem i PR politycznym jest niezbędna, aby nowoczesny patriotyzm znowu stał się dla ludzi atrakcyjny, a wówczas Prawo i Sprawiedliwość albo formacja, która w jego miejsce się pojawi, będzie na tyle interesująca, że ponownie weźmie władzę. Ale na jej czele nie będzie nikt wyznaczony przez prezesa, tylko ktoś, kto tak jak Jarosław Kaczyński będzie potrafił stworzyć coś z niczego i wówczas sięgnąć po władzę.

Jarosław Kaczyński zrobił coś z niczego nawet dwa razy.

Dokładnie. Liderem człowiek się albo rodzi, albo do tego dorasta i dojrzewa. Albo oni to zrozumieją, albo dzieło jego życia zmarnują.

Uważa pan, że PiS-u może nie być na scenie politycznej?

Prędzej czy później każda formacja będzie miała swój kres. Można tu dawać liczne przykłady nawet z państw o stabilnym systemie politycznym, takich jak: Francja, Wielka Brytania, Włochy czy Niemcy. Nikt nie jest wieczny. Od tych, którzy otaczają dziś pana prezesa zależy, czy stworzą środowisko, które będzie niczym tysiącletni dąb Bartek, mocno zakorzenione w polską glebę i odporne na dziejowe zawieruchy, czy ktoś je porąbie na deski, z których zrobi trumnę i złoży do niej piękne i potrzebne Polsce idee polityczne. A ponieważ Bartek to potężne drzewo, coś więc z tych desek i tak by pozostało. Być może starczy na arkę, aby w niej przeczekać potop.

Plus Minus: Dlaczego PiS jest najbardziej znienawidzoną formacją na scenie politycznej?

Dlatego że samo zadbało, żeby go wszyscy inni uczestnicy politycznej sceny nie lubili. Jeżeli prowadziliśmy negocjacje, to zawsze tak, aby swoich partnerów ograć. A takie zachowanie powoduje, że nikt potem z człowiekiem nie chce siadać i rozmawiać.

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi