W drodze powrotnej do Kijowa oglądamy jeszcze most nad rzeczką Irpien, która zatrzymała Rosjan. Ukraińskie wojsko wysadziło przeprawę przez małą rzeczkę. Wojska rosyjskie nie weszły do Kijowa. Rzeczka trzeci raz przeszła do historii, pierwszy raz zatrzymała Tatarów, potem odegrała swoją rolę w II wojnie światowej.
Polska musi uważać na nową ukraińską narrację postkolonialną
Narracja o kolonialnej Rosji jest bardzo wygodna. Pozwala bowiem na reinterpretację całej historii. W niej Ukraińcy, naród ochrzczony tysiąc lat temu przez św. Włodzimierza, padł parę stuleci później ofiarą kolonialnych zapędów sąsiada. Moskwa to zatem młodsza siostra podnosząca rękę na kolebkę prawosławnej Rusi.
Zaletą tej opowieści jest również podkreślanie różnic między Ukraińcami i Rosjanami. – Najbardziej dzielą nas teraz wartości – opowiada Szeiko. – Jest u nas wolność, pluralizm, inny styl życia. Rosja nigdy nie miała demokracji. Nasza tradycja była od stuleci egalitarna i demokratyczna – mówi, odnosząc się do tradycji ukraińskich Kozaków. Podkreśla też odmienności w stylu życia. – Ukraińcy od lat potrafią wyjść na ulice i protestować, to przejaw ich przywiązania do wolności – podkreśla. I zaznacza, że podobieństwa alfabetu, języka czy obrządku nie mają tu żadnego znaczenia.
Foto: Fotorzepa/Michał Szułdrzyński
Polacy lubią narzekać, że świat ich nie rozumie, że nie chce się pochylić nad ich tragicznym doświadczeniem. Dopiero po agresji Rosji na Ukrainę słychać u nas satysfakcję, że świat przyznał nam wreszcie rację. Może powinniśmy się więc uczyć od Ukraińców, którzy zamiast narzekać na to, że ich narracja jest niezrozumiała dla świata zewnętrznego, opisali ją zgodnie z modną dziś wśród elit Zachodu i Południa narracją postkolonialną?
I widać, że ukraińskie państwo wykonało ogromną pracę w ostatnich latach, aby przemyśleć swoją sytuację, własną tożsamość i znaleźć sposób opowiedzenia swej historii tak, by była atrakcyjna od wewnątrz i na zewnątrz. Fakt, że ten wątek powtarza się w wypowiedziach tak różnych osób piastujących tak odmienne funkcje, pokazuje, że państwo zdało egzamin narracyjny. Tym większą zazdrość budzi ta spójna opowieść rozpisana na role.
Z jednej strony to dla nas bardzo dobrze. Wszak mamy z Ukraińcami bardzo podobne doświadczenia historyczne, jeśli chodzi o Rosję. Od końca XVIII wieku polska niepodległość też padła ostatecznie ofiarą rosyjskiego imperializmu, który zmienił kraj w lenne Królestwo Polskie czy Księstwo Warszawskie, wprost kolonię carskiego imperium. Podobieństwo losów z Ukrainą powtórzyło się po 1939 roku, gdy Sowiety zajęły najpierw część Polski, by zwasalizować ją całą w 1944 i 1945 roku. I dziś, ze względu na to, jak dobrze rozumiemy własną historię, tak dobrze rozumiemy los Ukrainy.
Równocześnie posługiwanie się przez Ukrainę językiem kolonialnym może okazać się kiedyś dla Polski pułapką. Może bowiem opisać część doświadczeń I Rzeczypospolitej, gdy tereny dzisiejszej Ukrainy stały się terenem ekspansji, czegoś w rodzaju kolonizacji. Stosunek II RP do ludności ukraińskiej też znamionował specyficzny mikroimperializm; choć Piłsudski snuł plany polsko-ukraińskiej federacji, w której Ukraina pozostawałaby buforem oddzielającym nas od Rosji, działacze ukraińscy lądowali w Berezie Kartuskiej, która dla Ukraińców znających historię jest symbolem międzywojennych prześladowań mniejszości ukraińskiej w II RP.
Foto: Fotorzepa/Michał Szułdrzyński
W tym kontekście podejmowana przez część polskich intelektualistów próba opisywania relacji Polski ze wschodnimi sąsiadami w kategoriach kolonializmu jest nie tylko kopiowaniem zachodnich mód, ale też igraniem z ogniem. Bo wektor walki z kolonialnym imperium może się pewnego dnia w Kijowie zwrócić przeciwko Polsce. Nie powinniśmy więc sami do tego zachęcać.
Bo jeśli kiedyś ukraińska wdzięczność ostygnie, a polska solidarność również straci swoją moc, między nasze dwa narody mogą wkraść się wrogość i chęć historycznych rozliczeń. A wtedy słyszane na dworcu w Kijowie „Sokoły” nie będą nas już przez kolejne pokolenia w stanie skleić. Ba, żadna rozmowa o przeszłości nie będzie już w ogóle możliwa.
Dziękuję warszawskiemu Centrum Mieroszewskiego i kijowskiemu Instytutowi Ukraińskiemu za zaproszenie do wizyty studyjnej w Ukrainie