Péter Magyar sprawia, że Węgrzy przestają się bać

Péter Magyar ledwie rok temu był mężem minister sprawiedliwości Judit Vargi, kluczowej postaci reżimu Viktora Orbána. Dziś jest nadzieją na uratowanie demokracji.

Publikacja: 31.05.2024 10:00

Péter Magyar (w środku) wraz z działaczami i zwolennikami opozycji politycznej biorą udział w marszu

Péter Magyar (w środku) wraz z działaczami i zwolennikami opozycji politycznej biorą udział w marszu i demonstracji w centrum Budapesztu przeciwko węgierskiemu rządowi i korupcji, 6 kwietnia 2024 r. Na banerze napis: „Nie bójcie się!”

Foto: Attila KISBENEDEK/AFP

W grupie raźniej. Nawet jeśli nad głowami przelatuje dron i rejestruje, kto przyszedł na wiec poparcia dla Pétera Magyara w tę majową niedzielę w Debreczynie.

Nie boimy się! Nie boimy się! – skanduje gęstniejący tłum w oczekiwaniu, aż na scenie pojawi się człowiek, który jeszcze na początku roku był nikomu nieznany, ale teraz uosabia najpoważniejsze od lat wyzwanie dla autorytarnych rządów Viktora Orbána. Poza Budapesztem ludzie nie pamiętają już tak wielkich manifestacji.

Zapewne nie do końca świadomie protestujący odwołują się do apelu, który Jan Paweł II wygłosił na placu Świętego Piotra w czasie inauguracji pontyfikatu w 1978: nie lękajcie się!

W Europie Wschodniej wielu uznało to wówczas za wezwanie do przeciwstawienia się komunizmowi: w następnym roku miliony wyszły na spotkanie z papieżem w czasie jego pierwszej pielgrzymki do ojczyzny. Znajdujemy się jednak 45 lat później w kraju, który przynajmniej oficjalnie pozostaje demokracją i należy do Unii Europejskiej. Jest więc w tej reakcji tłumu coś przerażającego.

– Władza bardzo skrzętnie rejestruje, kto bierze udział w tej manifestacji. Ci, którzy pracują w przedsiębiorstwach państwowych, mogą z tego powodu stracić pracę. Ci, którzy mają prywatny biznes, mogą zapomnieć o kontraktach dla państwa i muszą liczyć się ze zdwojoną uwagą ze strony urzędu skarbowego – mówi „Plusowi Minusowi” mężczyzna w średnim wieku o imieniu Zoltan, który przyjechał z odległej o kilkadziesiąt kilometrów miejscowości Szolnok. I prosi o niepodawanie nazwiska.

Czytaj więcej

Czy gdyby Jan Paweł II umarł wcześniej, Polska by weszła do Unii Europejskiej?

Viktor Orban podporządkował sobie Węgry używając strachu i represji

W kraju Orbána strach jest powszechny, nawet jeśli nie jest od razu widoczny dla przyjezdnego z zagranicy. To przez niego sztab wyborczy Magyara – tak naprawdę grupka paru znajomych – od wielu tygodni nie może znaleźć księgowego, który prowadziłby rachunki reanimowanej właściwie od zera partii Tisza. Na parę dni przed wyborami do Parlamentu Europejskiego ugrupowanie może liczyć w sondażach nawet na 30 proc. głosów. Ale mimo to osoby, które zaangażują się we wsparcie nowego ruchu opozycyjnego, od razu stracą możliwości prowadzenia innej działalności gospodarczej, o ile nie zostaną jeszcze oskarżone o malwersacje.

I ten sam strach powoduje, że Andrea Rost, światowej sławy sopranistka, która wystąpiła na wiecu w Debreczynie, aby wesprzeć Pétera Magyara, odmawia odpowiedzi na pytania dziennikarzy. To prawda: śpiewała w mediolańskiej La Scali, nowojorskiej Metropolitan Opera czy londyńskiej Royal Opera House i teoretycznie mogłaby bez Orbána sobie poradzić. Ale woli nie ryzykować.

Z tego samego powodu sztab wyborczy lidera opozycji prosi, abym nie podawał adresu jego mieszkania w centrum Budapesztu, gdzie na początku maja miałem z nim okazję przeprowadzić godzinny wywiad dla „Rzeczpospolitej”. Sam Magyar podobno nie zgodził się na spotkanie z Donaldem Tuskiem w obawie, że władza przyklei mu łatkę „agenta Brukseli”. On też boi się konfrontacji z nasiąkniętą ideami Orbána opinią publiczną. Na Węgrzech nie ma więźniów politycznych. Regularnie odbywają się też wybory. Podobnie jak w innych krajach strefy Schengen, można tu wjechać lub wyjechać, nie pokazując nawet dowodu osobistego. Tłumy turystów podziwiają historyczne centrum Budapesztu, jednej z metropolii, która najlepiej odzwierciedla esencję starej Europy.

Być może te właśnie pozory normalnego życia spowodowały, że Unia Europejska tak długo przymykała oko na obalanie przez Orbána kolejnych filarów państwa prawa: ledwie pięć lat temu sam Fidesz za zgodą Angeli Merkel należał obok niemieckiej CDU czy francuskich republikanów do największego klubu europarlamentu, Europejskiej Partii Ludowej.

Jednak od powtórnego przejęcia władzy w 2010 roku Orbán bardzo konsekwentnie zaczął rozwijać sieć powiązań, która stała się w końcu tak szeroka, że dziś nie da się na Węgrzech funkcjonować bez ułożenia sobie relacji z reżimem, chyba że na marginesie społeczeństwa.

– Viktor Orbán był całkiem dobrym premierem w trakcie swojej pierwszej kadencji w latach 1998–2002. Wyciągnął gospodarkę kraju na prostą. A mimo to przegrał wybory na rzecz kandydatów postkomunistycznej Partii Socjalistycznej (MSZP) Pétera Medgyessyego i Ferenca Gyurcsánya. Wtedy zaszła w nim niebezpieczne ewolucja. Doszedł do wniosku, że kiedy raz zdobędzie się władzę, to nie wystarczy dobrze rządzić, aby jej nie stracić. Trzeba też przejąć kontrolę nad kluczowymi instytucjami państwa – mówi „Plusowi Minusowi” Robert László, ekspert budapeszteńskiego instytutu Political Capital.

Nie ma bardziej skorumpowanego kraju UE niż Węgry

Transparency International nie ma wątpliwości, że nie ma dziś bardziej skorumpowanego państw w Unii Europejskiej niż Węgry. Są one zasadniczo państwem mafijnym. Gros majątku należy do kilku rodzin klanu Orbána – mówi mi Péter Magyar.

I faktycznie, listę najbogatszych Węgrów nafaszerowaną ludźmi reżimu otwiera Lőrinc Mészáros, były burmistrz wioski Felcsút, w której wychował się Orbán. Zapytany kiedyś o to, jak zdołał z niczego zbudować majątek oceniany dziś na 1,5 mld euro, odpowiedział z rozbrajającą szczerością: widocznie jestem bardziej sprytny niż Mark Zuckerberg.

Bardziej wiarygodnym wytłumaczeniem, dlaczego to właśnie on zdobył choćby półtora roku temu koncesję na utrzymanie i rozbudowę całej węgierskiej sieci autostrad na kolejne 35 lat, są jego związki z autorytarnym przywódcą kraju. Ten układ zależności schodzi bardzo nisko w dół, na poziom szkół, szpitali, sklepów.

– Fidesz kontroluje właściwie wszystkie urzędy gminne, a to od nich zależy wydanie zgody na obrót ziemią. Znajomy musiał zapłacić 100 tys. euro za samą zgodę na sprzedaż ziemi, która do niego należała. Jego kontrahentem był obywatel węgierski z uprawnieniami do uprawy roli. A jednak bez odpowiednich zaświadczeń, nie mógł dysponować swoją własnością – podaje przykład, jak funkcjonuje państwo Orbána, jeden z organizatorów wiecu w Debreczynie.

Podobnie jest z biurami turystycznymi: skoro właściwie wszystkie hotele są w taki czy inny sposób powiązane z klanem Orbána, nie da się działać w tej branży bez dobrych układów z władzą. Potrzebne są od niej również koncesje na prowadzenie restauracji, firmy przewozowej, sklepu. Przykłady można mnożyć.

Równocześnie z przejmowaniem kontroli nad gospodarką Orbán konsekwentnie roztaczał też kontrolę nad systemem politycznym. Niezwykłą ku temu okazją było przejęcie (poza latami 2016–2018) większości konstytucyjnej przez Fidesz. Efektem jest choćby podporządkowanie wymiaru sprawiedliwości władzom politycznym. Kilka miesięcy temu powolny premierowi parlament powołał wręcz Urząd Ochrony Suwerenności, który bez nadzoru sądu może skazać każdego na trzy lata więzienia za rzekome subwencje pobierane z zagranicy (takie śledztwo przeciwko Magyarowi już ruszyło). Na Węgrzech niezależne media sprowadzają się zasadniczo do portali internetowych powołanych przez grupki dziennikarzy. Do Wiednia musiał przenieść się Uniwersytet Środkowoeuropejski powołany z inicjatywy finansisty i filantropa George’a Sorosa.

Orbán doprowadził też do takiego podziału kraju na 106 jednomandatowych okręgów wyborczych, że tylko zjednoczona opozycja może mieć szanse na odbicie władzy od Fideszu. To zaś jest problematyczne, bo oznacza, że kolejne niezależne inicjatywy, jak wyłoniona w 2017 roku z ruchu protestu przeciw organizacji na Węgrzech igrzysk olimpijskich partia Momentum, muszą ostatecznie wiązać się ze skompromitowanymi w oczach wielu wyborców socjalistami Ferenca Gyurcsánya. W znacznym stopniu z tego powodu wybory w 2022 roku zakończyły się przejęciem 68 proc. mandatów przez Fidesz. Wielu Węgrów straciło wtedy nadzieję na uwolnienie się od autorytarnego reżimu.

Czytaj więcej

Francuskie pożegnanie z Putinem

Péter Magyar rozpoczął swoją rewolucje w internecie 

Sukces Orbána być może okaże się jednak powodem jego zguby. Po ostatnich wyborach premier doszedł do wniosku, że jest tak genialnym politykiem, iż już nic mu nie grozi. Stracił czujność, dał się zaskoczyć – mówi „Plusowi Minusowi” Dániel Mikecz, politolog z budapeszteńskiego instytutu Republikon.

Magyar pokazuje mi swój osobisty komputer, z którego rozpoczął rewolucję. W połowie lutego umieścił wpis na Facebooku, gdzie ogłosił, że zrywa wszelkie związki z Fideszem i podejmuje walkę o oczyszczenie kraju z korupcji i autorytarnej kontroli władz. Opublikowany wkrótce na YouTubie wywiad, w którym w większych szczegółach opisywał sens swojej walki, obejrzało 2,5 mln osób, czyli co czwarty mieszkaniec kraju. Nagle okazało się, że medialną bańkę, jaką od lat budował Orbán, można jednak przebić.

Po stronie władz najpierw był szok. Potem ruszyła kampania w internecie, telewizji i na wielkoformatowych plakatach rozklejonych po całym kraju, która kosztowała już grube miliony euro. Ma ona przekonać Węgrów, że Magyar to nikt inny jak „płatny pachołek” Brukseli czy międzynarodowej finansjery. To była klasyczna metoda, dzięki której Orbán od 14 lat utrzymuje poparcie przynajmniej połowy społeczeństwa.

Tyle że tym razem manewr nie zadziałał. Nie tylko wpisy Magyara w mediach społecznościowych, za które nie płaci ani grosza, są wielokrotnie częściej wyświetlane niż te Orbána, lecz także poziom poparcia dla Tiszy w sondażach poszybował w górę do około 30 proc. To co prawda wciąż istotnie mniej niż to, na co może liczyć osłabiony Fidesz (40-45 proc.), ale nadal zdecydowanie najwięcej ze wszystkich ugrupowań opozycyjnych od lat.

Jednym z powodów jest to, że Magyara, którego uważa się w kręgach Fideszu za „zdrajcę”, bardzo trudno przybrać w szaty wysłannika zagranicy: zbyt głęboko i zbyt długo tkwił on w establishmencie władzy. – Gergely Gulyás, szef gabinetu premiera, był moim i mojej żony Judit Vargi bliskim znajomym. Rok temu wyznałem mu, że jestem zmęczony tym, co się dzieje, i dłużej tego nie wytrzymam. Zaangażuję się w opozycję. A on na to: rób, co chcesz, i tak (Orbán) się tym nie przejmie – przyznaje mi z rozbrajającą szczerością Magyar.

Ale także moment, który obecny lider Tiszy wybrał dla wejścia w politykę, był szczególnie dobrze dobrany. Odrobinę wcześniej skandal z ukrywaniem pedofilii zmusił do dymisji zarówno Judith Vargę, jak i prezydent kraju Katalin Novák. Sprawa uderzyła w samo serce ideologii Fideszu, który prezentuje się jako obrońca rodziny i „tradycyjnych” wartości chrześcijańskich.

Reżim Orbána jest też osłabiony z powodu marnej sytuacji gospodarczej kraju. W ciągu minionych dwóch lat ceny skoczyły o 40 proc., a realne pensje zmalały o jedną piątą. Nagle okazało się, że romans węgierskiego premiera z Putinem nie wystarczył, aby utrzymać niskie ceny energii. Węgrzy zaczęli się też zastanawiać, do jakiego stopnia chińskie inwestycje, w szczególności w produkcję baterii, prowadzą do ekologicznej katastrofy. – Orbán nie jest już też dłużej w stanie ogrywać Brukseli. Dwie trzecie Funduszy Odbudowy, podobnie jak subwencje ze „zwykłego” budżetu Wspólnoty pozostają zamrożone. A to było zasadnicze źródło dotacji zapewniających lojalność popleczników reżimu. Poziom życia w Rumunii zbliża się do węgierskiego, za chwilę mogą nas przegonić. To byłby ogromny cios psychologiczny dla społeczeństwa, bo Rumunów tradycyjnie kojarzy się na Węgrzech z Cyganami – mówi cytowany już współpracownik Magyara.

Owszem, ścisłe centrum Budapesztu zachwyca wspaniałymi budynkami z czasów monarchii austro-węgierskiej, stolica jest pełna znakomitych restauracji, a położona na wysokim brzegu Dunaju Buda przemieniła się w las dźwigów, tak wielki jest kompleks zamkowy, który jest tu odbudowywany. Ale wystarczy pójść na przedmieścia, aby znaleźć się w świecie, które nie odstaje aż tak bardzo od postkomunistycznej szarzyzny. Znak czasów: droga prowadząca z lotniska jest tak wąska i wyboista, że trudno znaleźć równie złą w Europie. A węgierska wieś przypomina tę w Polsce, tyle że sprzed trzech dekad.

Fidesz obawia się tego, że Péter Magyar zjednoczy opozycję

Szefowa Komisji Europejskiej przyjęła ostry kurs wobec Orbána, bo stawka węgierskiej gry dalece wykracza poza granice kraju. Co prawda dzięki zwycięstwu demokratycznej opozycji 15 października w Polsce nigdy nie było Budapesztu w Warszawie, jednak skrajna, populistyczna prawica w wielu innych europejskich stolicach szuka inspiracji nad Dunajem. Jest już u władzy w Rzymie, Hadze, Bratysławie, ale współrządzi też w Skandynawii. A sondaże dają największe szanse na zwycięstwo w wyborach prezydenckich we Francji w 2027 roku Marine Le Pen. Jeśli więc okaże się, że Orbán pokonał „liberalną Brukselę”, zachęci to innych do zadawania kolejnych ciosów projektowi europejskiemu.

Magyar wchodzi wreszcie na scenę zbudowaną na rynku w Debreczynie. Tłum jest w ekstazie. Zastanawiam się, czy ten człowiek nie zawiedzie demokratów w całej Europie. Potrafi trzymać nerwy na wodzy, zachowuje się naturalnie. Ma z pewnością wiele sprytu. Ponieważ propagandyści Orbána twierdzą, że nosi „kobiece okulary”, właśnie ogłasza, że je zlicytował i dochód przekaże jednej z organizacji charytatywnych. Potem następuje prezentacja kandydatów Tiszy do wyborów europejskich. – Zostaliśmy wybrani w otwartym konkursie. Każdy mógł się zgłaszać – mówi mi jedna z kandydatek Gabriella Gerzsenyi. Chodzi więc o maksymalną przejrzystość w kraju zatopionym po uszy w korupcji, układach. Ale także o emocje, polaryzację. Europa albo Rosja. Uczciwość albo złodziejstwo: Magyar przedstawia w czarno-białych barwach wybór, przed którym stają Węgrzy. Tu nie ma miejsce na finezję czy prawdziwy program polityczny.

Czytaj więcej

Róża Efraim nie umrze drugi raz. Warszawa przypomni sobie o Treblince

Ale jest też wiele taktyki. Magyar wie, że spotka go taki sam los jak wszystkich zmarginalizowanych polityków opozycji, jeśli nie przejmie przynajmniej części wyborców Fideszu. Nie ma więc mowy o otwartej konfrontacji z Rosją. Jest za to żal do Unii, że wstrzymuje środki pomocowe. To ma być wizja suwerennych, wręcz nacjonalistycznych Węgier. Ale demokratycznych, uczciwych, respektujących rządy prawa.

Pozostaje zasadnicze pytanie: czy Orbán odda władzę, jeśli w 2026 roku Magyar wygra wybory parlamentarne? Cały aparat władzy został zbudowany tak, aby nie dopuścić innych do rządzenia. Odbudowa prawdziwej demokracji musiałaby zaś skończyć się więzieniem dla klanu Orbána. Jeśli się okaże, że Unia wychowała na własnej piersi prawdziwą dyktaturę, pod znakiem zapytania stanie przyszłość całego projektu europejskiego. A wielu polityków będzie przyjeżdżać do Budapesztu po naukę.

W grupie raźniej. Nawet jeśli nad głowami przelatuje dron i rejestruje, kto przyszedł na wiec poparcia dla Pétera Magyara w tę majową niedzielę w Debreczynie.

Nie boimy się! Nie boimy się! – skanduje gęstniejący tłum w oczekiwaniu, aż na scenie pojawi się człowiek, który jeszcze na początku roku był nikomu nieznany, ale teraz uosabia najpoważniejsze od lat wyzwanie dla autorytarnych rządów Viktora Orbána. Poza Budapesztem ludzie nie pamiętają już tak wielkich manifestacji.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku
Plus Minus
„Pić czy nie pić? Co nauka mówi o wpływie alkoholu na zdrowie”: 73 dni z alkoholem