Niemiecką opinię publiczną oburzyła wypowiedź 26-letniej dziedziczki giganta cukierniczego, który wykorzystywał przymusowych robotników w trakcie II wojny światowej. „Płaciliśmy robotnikom przymusowym dokładnie takie same pensje jak Niemcom i traktowaliśmy ich dobrze” – jej słowa rozpoczęły dyskusję o udziale niemieckiego biznesu w nazistowskich zbrodniach.

„Idź i znajdź to hitlerowskie złoto” – powiedział kolega z redakcji Davidowi de Jongowi. Na jego książkę „Nazistowscy miliarderzy” składają się artykuły, które pisał dla „Bloomberga”. Członkowie większości wymienionych w niej niemieckich dynastii biznesowych odmówili komentarza, za to skarbnicą wiedzy okazały się niemieckie antykwariaty. Autor przedstawia losy takich przedsiębiorstw wspierających politykę Hitlera jak rodzinne biznesy Oetkerów czy Porsche-Piëchów. Drobiazgowo prześledził ich współpracę z nazistami, drzewa genealogiczne oraz rozliczenia powojenne.

Czytaj więcej

„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction

Książka może wzbudzać gniew, szczególnie gdy dzisiaj firmy nie odcinają się od swojej przeszłości. Np. motoryzacyjna ikona z Monachium, promując „odpowiedzialne przywództwo”, wciąż ma za patrona swojej fundacji człowieka, którego niechlubna działalność w czasach III Rzeszy jest publicznie znana. Podobnie Uniwersytet Goethego we Frankfurcie z powodzeniem godzi wsparcie finansowe Fundacji Friedricha Flicka (był potężnym i bezwzględnym przemysłowcem, skazanym w procesach norymberskich) i uważa ją za godnego zaufania i szczodrego partnera. Takich historii de Jong przytacza więcej.