W tym roku mija 100 lat od ukazania się książki „Mitologia: Wierzenia i podania Greków i Rzymian” mojego dziadka Jana Parandowskiego, wydanej nakładem Księgarni wydawniczej H. Altenberga we Lwowie. Pierwsza edycja zaskakuje dzisiaj swoją skromnością i szarzyzną okładki. Dlaczego tak? „Mitologię” wydano, kiedy reforma Grabskiego była na etapie trudnym dla gospodarki, a swoje dobre plony miała wydać dużo później. W 1924 r. oszczędzano na wszystkim, a wydawnictwa literackie musiały poskromić swoje ambicje.
Niewykluczone, że mój dziadek, wtedy 29-letni pisarz, miał nadzieję na wydanie starannie ilustrowane, zgodnie z tradycją wydawnictwa, które niedługo po swoim powstaniu opublikowało po raz pierwszy „Pana Tadeusza” ze słynnymi rycinami Michała Andriollego. Mity starożytne aż proszą się o podobne ilustracje, pobudzające wyobraźnię zwłaszcza u młodego czytelnika, do którego przecież miała trafiać „Mitologia”.
Czytaj więcej
Im bliżej wojna się toczy, tym dalej jest od naszej codziennej świadomości, naszych rozmów i myśli.
No właśnie… Kiedy wpisujemy hasło „Jan Parandowski” albo nazwisko to jest wywoływane publicznie, zwykle towarzyszy temu informacja „autor »Mitologii«”. Myślę więc teraz, w stulecie wydania tego zbioru, czy młody pisarz, mając w ręku ową szarą książkę, przypuszczał, że „Mitologia” stanie się jego wizytówką? Co więcej, czy tego chciał? Otóż jednoznacznie mogę powiedzieć – nie, nie przypuszczał i nie chciał zostać kultowym „autorem »Mitologii«”. Nie był oczywiście jedynym z pisarzy, których dzieła zaczęły żyć swoim życiem, całkiem niezgodnym z zamiarami autorów. Andersen nienawidził swoich baśni, które zasłoniły całą jego twórczość, a Antoine de Saint-Exupéry nie przypuszczał, że zostanie Małym Księciem i ten chłopiec zabierze mu czytelników.
Uczniowie różnie przyjmują „Mitologię” – jednych mity wciągają na zawsze, innych przeraża mnogość imion i zawiłych historii, jeszcze inni okazują się odporni na długą frazę literacką, która nie ma nic wspólnego z ich skrótowym językiem. Mało kto wie, że autor „Mitologii” nie był wcale jej zwolennikiem. Powody tego są zaś dokładnie takie jak zarzuty stawiane dzisiaj przez twórców progresywnych, którzy mają za złe Parandowskiemu, że odarł mity z ich zmysłowości, seksu, erotyki. W tych krytycznych opiniach mój dziadek jawi się jako hipokryta, który znając dobrze esencję seksualną mitów, ukrył ją w uładzonej literacko opowieści. Brzmi to zawsze tak, jakby jakiś stateczny, chociaż młody konserwatysta z premedytacją stworzył świat, którego sami Grecy by nie poznali.